Tomasz Wandas, Fronda.pl: „Orły 2017” rozdane. „Wołyń” najlepszym filmem. Zasłużenie, czy nie?

Prof. Grzegorz Motyka, Instytut Studiów Politycznych Polskiej Akademii Nauk: Moim zdaniem jak najbardziej zasłużenie. To obok „Katynia” Wajdy, jak sądzę, najlepszy film historyczny, jaki powstał po 1989 roku. Wojciech Smarzowski wraz ze swoją ekipą w bardzo zręczny sposób przedstawił w filmie złożoną materię historyczną.

A czy zdołał Pan profesor wychwyć jakiś mankament, coś co zostało przedstawione w nieodpowiedni sposób?

Jeżeli ktoś podchodzi do filmu, jak do zwykłej lekcji historii, to oczywiście można by wskazać różne szczegóły, które budzą wątpliwości.

Co na przykład?

Przede wszystkim scena święcenia noży w cerkwi. Jeśli takie wypadki w ogóle miały miejsce, to miały jednostkowy charakter, tymczasem może powstać fałszywe wrażenie, iż było to normą. Najważniejsze jednak, że „Wołyń” dobrze oddaje sens ówczesnych wydarzeń. Smarzowski w istocie pokazał nie tylko sam przebieg masowych mordów, ale też proces dochodzenia i „dojrzewania” do czystki etnicznej. Zwraca również uwagę na demoralizujący wpływ, jaki wywarła na miejscową ludność polityka obu państw totalitarnych: Niemiec i ZSRS. Mało kto zwrócił uwagę na fakt, iż w scenie egzekucji ludności żydowskiej zostało wyraźnie pokazane, jak Niemcy szkolą ukraińskich policjantów, ucząc ich skutecznego zabijania.

Czy można zatem lekceważyć wszystkie krytyki tego filmu?

Podzielam po części obawy tych, którzy martwią się, że dzieło Smarzowskiego może odświeżyć stereotyp „Ukraińca-rezuna”, rzekomo mającego w sobie zakodowaną skłonność do okrucieństwa. To wizja w sposób oczywisty nieprawdziwa – i to do tego stopnia, że aż wstyd o tym przypominać. 

Film pokazuje jednoznacznie, że zbrodnia wołyńska miała zorganizowany charakter, a za zbrodnie odpowiadają członkowie Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów-Bandery oraz Ukraińskiej Powstańczej Armii. Nie można mówić o jakimś spontanicznym wybuchu okrucieństwa – wszystko zostało wyreżyserowane przez sprawców. Trzeba jednak wskazywać na zagrożeniu powrotu negatywnego stereotypu Ukraińca i w ten sposób niejako je rozbroić.

Czyli to oznacza, że mamy nie kręcić filmów, nie mówić, nie przypominać, nie być świadomymi historii?

Tego nie powiedziałem. Przemilczanie problemu jest kiepskim rozwiązaniem. Jeśli czasem przynosi pewien efekt, to raczej na krótki okres czasu. Potem temat powraca i często ze zdwojoną siłą, spotęgowaną przekonaniem wielu osób, że podlega on cenzurze, co oczywiście jest nieprawdą. Moim zdaniem trzeba o zbrodni wołyńskiej szczerze rozmawiać, nie ukrywając własnych stanowisk. Jestem przekonany, że w wyniku takiej dyskusji, prawda: trudnej i długiej, można liczyć na wypracowanie wspólnego stanowiska. Nie widzę innej drogi do pojednania.

Jednym słowem koniecznie trzeba o tym mówić?

Masowe mordy na Polakach w żaden sposób nie dadzą się usprawiedliwić, powinny być potępione. Nie widzę większych szans na osiągniecie porozumienia, jeśli z ust jakiegoś przedstawiciela ukraińskiego państwa nie padną słowa, że Ukraińska Powstańcza Armia dopuściła się antypolskich czystek, które zasługują tylko na potępienie. Dopóki zbrodnie nie zostanie napiętnowana, temat ten będzie do nas ciągle powracał, szkodząc naszym współczesnym relacjom.

Jak zatem powinien wyglądać dialog polsko-ukraiński? Jak mamy rozmawiać, aby te rany się zabliźniły? Czy jest to w ogóle możliwe?

Ta droga na pewno nie jest łatwa, ani krótka. Musimy organizować spotkania, seminaria w których uczciwie, ale też życzliwie będziemy debatować o przeszłości i przyszłości. W ten sposób mozolnie, krok za krokiem dojdzie do zbliżenia stanowisk. Równolegle należy koniecznie oddać szacunek tym, którzy zostali zamordowani, poprzez stworzenie choćby symbolicznych miejsc, gdzie rodziny ofiar mogłyby zapalić świecę.

Jak wielkie są różnice, które nas dzielą? Co z tymi, którzy nie chcą dialogu?

W ostatnim czasie zniszczono na Ukrainie kilka pomników upamiętniających polskie ofiary. Bez wątpienia sprawcy tych haniebnych czynów są przeciwnikami polsko-ukraińskiego porozumienia.  

Spór zatem dotyczy tylko szczegółów, tak?

Polscy historycy generalnie zgadzają się, iż w latach 1943-1945 doszło do zorganizowanej antypolskiej akcji dokonanej przez Ukraińską Powstańczą Armię i że była to zbrodnia wręcz ludobójstwa. Choć spierają się, jak oceniać działania polskiego podziemia wobec cywilów, to jednocześnie przyznają, iż w żadnej mierze nie można stawiać znaku równości pomiędzy nimi a antypolskimi czystkami UPA. Natomiast po ukraińskiej stronie najbardziej popularny pogląd mówi o tym, że doszło wówczas do buntu chłopskiego, którym przekształcił się w wojnę, w trakcie której obie strony dopuszczały się zbrodni wojennych. Według tej koncepcji można mówić o symetrii win polskiego i ukraińskiego podziemia. W Polsce nie znam żadnego historyka, który by się z taką oceną zgodził.

Na koniec wracając do filmu, czy przyniesie on dobre owoce?

Choć „Wołyń” nie został na Ukrainie pokazany, to wierzę, że w dłuższej perspektywie pomoże w naszych relacjach.

Dlaczego?

Bo uświadomi opinii ukraińskiej, że nie da się sprawy antypolskich czystek UPA przemilczeć. Pozwoli jej też, mimo wszystko, lepiej zrozumieć polskie stanowisko w tej kwestii.  

Dziękuję za rozmowę.