Luiza Dołęgowska, fronda.pl: Minister Antoni Macierewicz powiedział, że ,,z punktu widzenia prawnego bezdyskusyjnie Niemcy winne są Polsce reparacje'' - jakie jest Pana zdanie w tej sprawie?

Prof. Grzegorz Górski, prawnik, wykładowca akademicki: W sposób ostrożny przychylam się do stanowiska Ministra A. Macierewicza. Z całą pewnością szczytem bezczelności i typowej niemieckiej obłudy jest oświadczenie niemieckiej rzecznik MSZ, że sprawy te zostały „ostatecznie zamknięte”. Każdy niemiecki polityk używając słowa „ostatecznie” w kontekście spraw dotyczących II wojny światowej, powinien się bardzo zastanowić nad wagą swoich oświadczeń. Jak widać ostatnie lata sprawiły, że Niemcy naprawdę uwierzyli już w to, że wszelkie kwestie dotyczące ich zbrodni w czasie II wojny, to sprawa „nazistów”.

W moim przekonaniu Niemcy nie mają ani moralnego ani prawnego tytułu do tego, aby twierdzić że w 1953 roku jakakolwiek sprawa reparacji wojennych na rzecz Polski została załatwiona. W 1953 roku Polska nie była krajem suwerennym, była wprost sowieckim protektoratem. Nie podejmowała żadnych samodzielnych decyzji ani w sprawach wewnętrznych ani w sprawach międzynarodowych. Niemal wszyscy najważniejsi funkcjonariusze tego protektoratu byli obywatelami sowieckimi, bowiem przypominam że praktycznie oni wszyscy po 17 września 1939 roku przyjęli obywatelstwo sowieckie i nigdy się go nie zrzekli.

Obecny rząd niemiecki ma tego pełną świadomość, bo po zjednoczeniu Niemiec w sposób radykalny wykluczył podobnych „Niemców” z praw publicznych, a do tego w sposób jednoznaczny i radykalny zerwał z „dziedzictwem” DDR. Tymczasem w odniesieniu do PRL udaje, że to było rzekomo normalne państwo. To jest ten szczyt hipokryzji i zakłamania.

Ciekaw jestem także, skąd niemiecki rzecznik MSZ czerpie wiedzę, że Polska „wielokrotnie” potwierdzała to stanowisko z 1953 roku. Owszem, pojedyncze osoby czy pewne ośrodki tradycyjnej niemieckiej agentury na wyścigi tworzyły „ekspertyzy” medialne, w których patrząc w twarz Polakom potwierdzali tezy niemieckiej propagandy. Tak jest i teraz. Ale na szczęście, ani późniejsze rządu PRL-owskie, ani rządy III RP nigdy w sposób prawnie wiążący w żaden sposób w tej sprawie się nie wypowiedziały.

Niemcy mają tego świadomość, bowiem w istocie rzeczy oświadczenie niemieckiego rzecznika MSZ jest dowodem tego, iż mają oni poczucie słabości prawnej swojego stanowiska. Stąd próbują załatwić sprawę w typowy dla siebie sposób z buta. Przecież Pan Elmar Brok kilka dni temu z żalem stwierdzał, że „przecież nie wyślemy do Warszawy czołgów”. To jest wyraz prawdziwego stosunku ekipy A. Merkel wobec Wolnej i Suwerennej Polski.

Dlaczego tak późno zaczynamy się upominać o odszkodowania i co stało na przeszkodzie, abyśmy już wcześniej zabiegali o rekompensatę za zniszczenia wojenne?

Odpowiedź na to jest prosta. Niemcy przez dziesiątki lat budowali swoje wpływy w Polsce, nie szczędzili na to marek a później euro.Zbierają tego owoce, bowiem ta ich w rzeczywistości agentura wpływu stawała i staje na głowie, aby wmówić Polakom że mamy zgodzić się na puszczenie w niepamięć niemieckich zbrodni i zniszczeń. Oni drżą na myśl, że można o tym głośno mówić, a gdy już te słowa padają, to reagują histerycznie - ale przecież tylko po to, by niemiecka propaganda rządowa mogła odwoływać się do „opinii” ośrodków polskich. To mechanizm znany i zgrany, tylko dziwię się, że szykując się do takiej batalii, jesteśmy tak słabo do niej przygotowani.

Przecież od czasu, gdy mówił o tym śp. Lech Kaczyński, minęło ponad 10 lat. Strona polska wytaczając tę - w istocie - bombę atomową, powinna dysponować w ręku czymś więcej, niż z całym szacunkiem, ale po części publicystyczna refleksja pana Kostrzewy - Zorbasa. Co robił przez niemal ostatnie dwa lata w tej sprawie MSZ? Dlaczego w dalszym ciągu milczy i nie reaguje na bezczelną enuncjację niemieckiego MSZ, albo reaguje nie dysponując analizami prawnymi? Po co iść na wojnę, kiedy się nie ma perfekcyjnie przygotowanego zaplecza?

Poza tym wiadomo, że sprawy zapewne nie da się załatwić polubownie. Czy mamy zatem już strategię prawną oraz nie budzący wątpliwości materiał faktyczny, pozwalający na przygotowanie się do sporu przed instytucjami międzynarodowymi? A może trzeba sprawę postawić szerzej, dogadać się z Grekami, Serbami, Bośniakami, Macedończykami, nawet z Czechami i stworzyć międzynarodowy nacisk na Niemcy, zaproponować trybunał ad hoc tylko do tej sprawy. Tylko, że to powinno już być w grze, jeśli traktujemy sprawę poważnie. A nasz MSZ jest etapie zastanawiania się, jak odpowiedzieć niemieckiemu MSZ. W taki sposób to nie wywalczymy nawet jednego eurocenta.

Kto - poza Niemcami - ma interes w tym, aby Polsce nie płacić reparacji wojennych?

Wszyscy ci, którzy w jakimś sensie wspierali Niemców w II wojnie światowej. Niemiecka machina zniszczenia nie dotykała przecież wszystkich państw okupowanych. Francuzi mieli wielki kawał państwa w swoim władaniu i ochoczo wspierali Niemców. Nawet na terenach okupowanych kolaboracja kwitła w najlepsze. To samo było z Austriakami, Belgami, Holendrami, Luksemburczykami, Duńczykami czy Norwegami. Jakieś grupki udawały „ruch oporu”, ale włóżmy to między bajki. W takiej Danii w czasie niemieckiej okupacji odbywały się wybory do parlamentu, rządził duński rząd, a robotnicy organizowali strajki powszechne. O czym my mówimy? Włosi, Hiszpanie czy Portugalczycy też będą ostrożni. Ale widać wyraźnie, że i tu mamy „Europę dwóch prędkości”. Będą się trzymać razem zarówno z powodu historycznych uwarunkowań, jak i bieżących interesów. Ale lista pokrzywdzonych jest wystarczająco długa, aby podjąć próbę wspólnej walki o tę sprawę. Tylko to jest ten atut, którym już powinniśmy dysponować, bo teraz Niemcy będą naciskać na naszych potencjalnych sojuszników.

Dziękuję za rozmowę