Dzięki refleksyjnej specyfice swojego modelu rozwoju, przez dwa pierwsze wieki nowożytne Polska utrzymywała się w europejskiej czołówce. W aktualnym położeniu Polski i Europy ta refleksyjna specyfika aż prosi się, by do niej nawiązać. Nawiązanie do niej może Polakom przywrócić wiarę w Polskę tak samo, jak Francuzom we Francję, czy Niemcom w Niemcy.

[Krzysztof Wojciechowski, Teologia Polityczna]: - Panie Profesorze, w ostatnich latach widać ogromny wzrost – zwłaszcza u ludzi młodych – zainteresowania historią, przede wszystkim historią najnowszą. Niestety nie widać takiego zapału w odniesieniu do historii staropolskiej. Jakie są przyczyny takiego stanu rzeczy? Czy to propaganda lat komunizmu, czy starsza, sięgająca jeszcze zaborów?

Prof. Janusz Ekes, historyk i politolog: To zaczęło się jeszcze przed zaborami. Polityka historyczna istnieje od dawna. Każda nowa władza pisze historię, która uzasadnia jej dominację. Moment, w którym ta nowa władza została w Polsce zaaplikowana to czas elekcji po śmierci Jana III Sobieskiego. Chodzi o całą epokę zainaugurowaną zajęciem Tronu polskiego przez dynastię saską, pod berłem której uformował się nowy układ wewnętrzny, jaki z poprzednim, utrzymującym się przez dwa wieki, XVI i XVII, miał niewiele wspólnego, zwłaszcza w sferze teorii i praktyki politycznej. To on, dla własnych potrzeb rozstroił system ustrojowy; zniesławił jego wielką historię wcześniejszą, by za występki własne obciążyć odpowiedzialnością pokolenia ojców, dziadów i pradziadów; niedołęstwo zaś jego czynów i myśli mogło tym samym utrwalać się w stereotypowym obrazie tradycji i odbijać w późniejszych zachowaniach. Nie tylko zresztą do kresu istnienia Pierwszej Rzeczypospolitej.

Jak do tego doszło, że Sasi znaleźli się na naszym tronie?

Odpowiedź na to pytanie wymagałaby osobnego wykładu i polemiki z szeregiem poglądów, jakie dziś determinują stan badań. Myślę, że założeniom naszej rozmowy bardziej odpowiada zbliżenie się do fenomenu, jakim ów nowy układ charakteryzował już w pierwszym pokoleniu saskim, a jakim była walka dwóch stronnictw politycznych, funkcjonujących przez cały XVIII wiek. Z jednej strony – Republikanci, a z drugiej – Familia. Programowy tradycjonalizm pierwszych zderzał się tu z nie mniej programowym modernizmem drugich. Rzecz przecież w tym, że to wcale nie ostrość programowych różnic uniemożliwiała niezbędną reformę przez trzy ćwierci wieku. Programowe idee, merytorycznie mało odległe, stanowiły bowiem jedynie rozpoznawcze hasła dwu klienteli, z których obie, gdy tylko dochodziły do władzy i mogły je realizować, napotykały dywersję drugiej. Co gorzej, oba stronnictwa szukały pomocy za granicą, zaś niekiedy brak rozeznania w grze europejskiej, niekiedy premedytacja czyniły z Rzeczypospolitej główną ofiarę obrotu koniunktury na Kontynencie, co doprowadziło w efekcie do klęski państwa polskiego.

Na czym konkretnie polega wina Familii?

W polityce wewnętrznej, przede wszystkim na - wspólnie zresztą z Republikantami - uniemożliwianiu reformy w dobie saskiej, kiedy to jej przeprowadzenie było mimo wszystko mniej narażone na odwet ze strony sąsiadów. Dlatego Sejm 4-letni i Konstytucja 3 Maja, ów „sukces” w pewnej mierze też i środowiska Familii, i związanego z nią niesławnej pamięci Stanisława Augusta Poniatowskiego, tylko w niewielkiej tylko mierze wpisują się w lepsze strony polskiego dziedzictwa.

Święto Konstytucji 3 Maja jest jednym z najważniejszych dla niemal każdego Polaka. Chlubimy się tą konstytucją. A pan ją krytykuje?

Za co kochamy konstytucję 3 Maja? Za to że była pierwsza w Europie? To pogląd nie tyle mylny, ile mylący. Bo jeśli za konstytucję uznajemy realia opisywane terminem „ustawa zasadnicza” to takich ustaw zasadniczych było w Polsce kilka jeszcze przed 3 maja 1791. Poczynając od „Neminem captivabimus nisi iure dictum” (Nikogo nie uwięzimy bez wyroku sądowego - red), czyli zasady gwarantującej nietykalność osobistą obywatelowi, ustanowionej przez Jagiełłę w latach 30. XV wieku. Było to ustawa nie mniej zasadnicza jak Nihil Novi z 1505 roku, Konfederacja Warszawska i Artykuły Henrykowskie z 1573, czy ustawa o procedurze impeachmentu monarchy z 1609 roku, oraz korpus norm regulujących struktury i procedury urzędów sądowniczych i wykonawczych. Dlatego jeszcze raz zadajmy sobie pytanie: za co kochamy Konstytucję 3 Maja? Za to, że pod pretekstem woli zapobieżenia korupcji sejmików przez oligarchię, odebrała gołocie prawo w nich udziału. To jednak dość wątpliwy sukces, jeśli uświadomimy sobie, że w XIX wieku to właśnie gołota szła hurmem do powstań.

Ale to nie koniec stereotypowego myślenia na temat Konstytucji 3 Maja. Zadajmy więc sobie pytanie: za co nie lubimy ustawy trzeciomajowej? Mówi się, że ograniczyła reformę włościaństwa do dania mu ochrony prawnej przez państwo, a nie zlikwidowała pańszczyzny. Wynika stąd idiotyczna supozycja, że przedtem nie był, a przecież był, choć oczywiście jak każda ochrona prawna i ta miała swoje braki. Rzecz w tym, że odpowiedni ustęp konstytucji wcale nie mówi, że Państwo bierze chłopa pod opiekę prawną. Mówi natomiast, że bierze ono pod nią umowy, jakie chłopi zawierają z dziedzicem, a jakich przedmiotem są umowy dotyczące właśnie wyjścia z pańszczyzny. Konstytucja staje nie w obronie chłopów, tylko korzystnego dla nich prawa, chroniącego ich przed samowolą ze strony następców ich kontrahentów. Nadto potwierdza fakt udowodniony źródłowo, że takie przechodzenie z pańszczyzny na czynsz na podstawie umów dokonywało się już na początku XVIII wieku, a to stąd, że pańszczyzna przestała być po prostu opłacalna zarówno dla chłopów jak i dziedziców. Podważa przeczerniony mit obrazujący stosunki pańszczyźniane w XVI i XVII wieku

Fakt, że Konstytucja formalnie nie stawała po stronie konkretnej warstwy społecznej, tylko samego prawa to jej niewątpliwy atut…

Tak, ale to był jedynie dobry nawyk, jaki pozostawiła po sobie epoka poprzednia. Tymczasem czcimy Konstytucję 3 Maja głównie za to, że wzmocniła władzę wykonawczą. A przecież to nie słabość władzy wykonawczej, lecz słabość kontrolnej i ustawodawczej władzy Sejmu ograniczała możliwość i reformy realnej, i uwolnienia życia publicznego spod władzy ówczesnego układu.

Mówił pan, że każda władza pisze na nowo historię. Kto ją wówczas pisał i czyj opis dotarł do czasów współczesnych?

Warto tu przywołać postać Stanisława Konarskiego, który w 1771 r., czyli na rok przed I rozbiorem Polski, został wyróżniony przez Stanisława Augusta medalem Sapere auso (czyli: Temu, który odważył się być mądrym). Za co? To on jest bowiem prekursorem historiografii i politologii obciążającej wieki XVI i XVII – czyli wieki chwały Pierwszej Rzeczpospolitej – odpowiedzialnością za wybryki elit XVIII-wiecznych. Konarski zamazywał realny obraz tych dwóch stuleci. I niestety muszę z przykrością powiedzieć, że obraz nakreślony przez Konarskiego cieszy się wzięciem do dziś dnia.

CZYTAJ DALEJ NA: teologiapolityczna.pl