Tomasz Wandas, Fronda.pl: Jak widzi Pan prezydenta Donalda Trumpa trzy tygodnie od zaprzysiężenia?

Prof. Bohdan Szklarski, amerykanista UW, Collegium Civitas: Na chwilę obecną kiepsko. Chwilę po inauguracji, każdy prezydent USA powinien mieć moment w którym - z racji symboliki wydarzenia przejęcia urzędu - wszyscy obywatele są za nim. Tradycyjnie, do tej pory, było w USA tak, że prezydenci mieli taki okres wdrożeniowy. Donald Trump z pewnością nie jest zatem tradycyjny. Poszedł on na zwarcie polityczne, już na samym początku i to w dodatku tak kluczowej sprawy. Z jednej strony jest to bezpieczeństwo, a z drugiej strony prawa obywatelskie. Zmobilizował on tym samym swoich przeciwników, dał im w ręce szlachetny materiał, dzięki, któremu w zasadzie bez podstaw obywatele mogą wyjść na ulice i zaprotestować. Co więcej, nie tylko na ulice, ale wykorzystując i instytucje. Przeciwnicy Trumpa nie muszą wychodzić na ulice, wystarczy, że dany urzędnik podważy decyzję prezydenta w sądzie. Co więcej Donald Trump uczynił trudnym wspieranie go przez samych Republikanów w Kongresie. Nie potrafił dobrze sprzedać zakazu dla ludzi z siedmiu arabskich krajów. W tym wypadku myślę, że jego narracja się nie przyjęła i Republikanie też mają z tym pewien kłopot. Dzisiaj Trump nie ma już dwóch głosów przewagi w Senacie, jest 50 na 50.

Jaki błąd popełnił konkretnie?

Z punku widzenia swojego przywództwa na arenie wewnętrznej, przede wszystkim jest to wejście w konflikt z wieloma ważnymi graczami, mediami, mobilizacja swoich przeciwników wokół przejrzystej sprawy dotyczącej kluczowych wartości amerykańskich. To zły początek dla Trumpa.

Patrząc na jego pierwsze ruchy, możemy przypuszczać, że Kreml otwiera szampana?

Jak na razie mamy do czynienia nie z ruchami, a z słowami. Pytanie brzmi, czy u Donalda Trumpa to działanie czy nie? Tego nie wiemy. W czasie kampanii wyborczej sugerował, że co innego mówi, a może co innego będzie robił. Działanie przeciwko muzułmanom świadczyłoby o tym, że słowo=działanie.

Co musi zrobić Trump?

Trump musi ustanowić swoją pozycję w systemie politycznym, której nie ma, musi wykuć swoje miejsce. Trumpowi wydaje się, że może przenieść swoją dotychczasową rolę do polityki, że może ją wykorzystać jako prezydent. My nie wiemy, czy jest to możliwe – to trudno powiedzieć. Będzie mu z tym modelem ciężko zdobyć poparcie na arenie międzynarodowej.

Jak chciałby układać relacje na arenie międznarodowej?

Trump w stosunku do Wielkiej Brytanii chciałby rozwijać bilateralne relacje, taką ma wizję polityki. Brytyjczycy mają świadomość – i zresztą to podkreślają – że pewnych działań nie mogą podjąć, gdyż są jeszcze związani z UE. Myślę, że był to zimny prysznic, dla Trumpa, który liczył na bardziej entuzjastyczne wsparcie premier Theresy May.

A polityka wschodnia?

Za wcześnie rozmawiać o polityce Europy-Środkowo-Wschodniej Trumpa, gdyż jeszcze nic nie padło w tej dziedzinie, czego byśmy się nie spodziewali. W stosunku do tej części regionu Europy jest bardziej stonowany niż można było sądzić.

Jakie trudności przez nowym prezydentem USA?

Bardzo trudne zadanie stoi niewątpliwie przed rzecznikiem prezydenta USA. To co już widać, to fakt, że będzie musiał on nieustannie tłumaczyć opinii publicznej prezydenta. Zasadą administracji USA jest to, że mówi ona jednym głosem. Jeżeli nie mówi jednym głosem, jeśli ujawniają się sprzeczne opinie to bardzo źle o niej świadczy. Dziś wysoko postawieni generałowie, mówią o wspieraniu sojuszy, o ostrożność w stosunku do Rosji, natomiast Trump wydaje się nie szanować wcześniej ustalonych reguł na arenie międzynarodowej. Trump patrzy na świat nietradycyjnie, postępuje tak jakby dopiero co rozłożył swoją szachownicę, na której rozpocząłby układanie pionków – od nowa, nie patrząc na to, co było poukładane wcześniej na tej szachownicy. Są to różnice, które podejrzewam z czasem będą się potęgowały. Jeżeli w polityce wewnętrznej będzie widać większy upór w stosunku do Trumpa, to nawet jego sojusznicy nie będą mieli powodu, aby go wspierać, gdyż będą się bali utraty politycznej. Stąd dziwię się konfrontacji na którą poszedł Trump na początku swojej prezydentury. Wsparcie ludu było ważne, gdy starał się o urząd, teraz to poparcie nie przekłada się bezpośrednio na poparcie Kongresu.

Trump na twierdzenie dziennikarza, że Putin jest mordercą, odpowiedział, że Ameryka też ma sporo za uszami. Jak pan skomentuje tę wypowiedź?

To kompletny brak doświadczenia. Trump strzelił sobie tym w stopę.

Dlaczego?

Takie słowa wypowiadają krytycy USA. Trump takimi wypowiedziami samodzielnie dostarcza tym krytykom amunicji. Jeżeli mówi tak Biały Dom, to z pewnością będzie to wykorzystywane przez Russia Today, przez tureckie media, które będą chciały być niechętne w stosunku do USA. Takich rzeczy się nie mówi, nawet jeśli jest to zgodne z prawdą. Nie rozmawiamy o tym, czy Ameryka ma sporo za uszami, bo ma – tylko o tym, czy takie słowa powinny być użyte przez prezydenta kraju czy nie. Absolutnie nie. Wypowiadając takie słowa osłabia się własną argumentację na arenie międzynarodowej. Czym innym jest staranie się o urząd, a czym innym sprawowani go, Trump wydaje się jeszcze tego nie wiedzieć, dlatego sporo będzie musiał się nauczyć.

Dziękuję za rozmowę.