Luiza Dołęgowska, fronda.pl: W wielu krajach europejskich Boże Narodzenie „przeewoluowało” w stronę „zimy”, „zimowych wakacji” czy jakichś nieogreślonych „świąt”.

Prof. Aleksander Nalaskowski, profesor pedagogiki, UMK w Toruniu:  No tak. Często jest to skutkiem zupełnie niedorzecznej poprawności politycznej, która dyktuje, aby nikogo swoją religijnością nie obrażać. Trzeba zatem zdejmować krzyże we wszelkiej przestrzeni publicznej, nie wolno po ulicach chodzić w sutannach czy habitach, no i oczywiście nie należy, poza świątyniami robić żadnych nawiązań do Jezusa Chrystusa nowonarodzonego. To się na dobre zaczęło od Rewolucji Francuskiej. A w zasadzie jeszcze wcześniej, bo od opublikowanej w 1762 roku „Umowy społecznej” J. J. Rousseau.

Ówczesna elita wyobrażała sobie, że usunięcie Kościoła (wraz z jego atrybutami) z przestrzeni publicznej pozwoli skutecznie zastąpić aksjologiczną triadę „wiara, nadzieja, miłość” na „wolność, równość, braterstwo”. Zmieniono wektor. Uznano, że wszystko jest umowne. Że jedną umowę można zastąpić inną. Wartości płynące od Boga zamieniono na wartości społeczne, a w przypadku braterstwa na odwołanie do naszych ssaczych korzeni. Nic więc dziwnego, że po latach urodziła się z tego inna triada - „autorytet, władza, siła”, która dotarła aż na Kołymę i do Auschwitz. Dla wielu intelektualistów, chociażby tych ze Szkoły Frankfurckiej wyjściem było eksperymentowanie z lewicowością, co ostateczne urodziło terroryzm. To oczywiście tylko skrót myślowy.  Lewicowość to pewna praca u podstaw, ale lewactwo to już ideologia uzbrojona w „przyspieszacze konieczności dziejowych”. Czyli mówiąc prosto w oktogen czy kałachy, ale i w media, postprawdę, politykę.  W takim świecie pokojowa Dobra Nowina musi przeszkadzać, a zatem trzeba ją zmarginalizować, no i zastąpić św. Mikołaja (biskupa rzymskokatolickiego) Dziadkiem Mrozem.

A co z siłą tradycji?

Tradycje zobowiązują i są dość trudne w realizacji. W Polsce to siano pod obrusem, zupa z prawdziwków, opłatek, post wigilijny (już wprawdzie nie obowiązuje, ale większość rodaków go i tak przestrzega), etc. To zawsze jakiś kłopot. Kto się ma przebrać za św. Mikołaja, kto zna teksty i właściwą melodykę kolęd, jak pogodzić wigilię u teściów z wigilią u rodziców? No to może lepiej zrobić „nowocześnie”? Nie śpiewać kolęd tylko puścić CD z ich popową interpretacją, prezenty dać wcześniej, bo potem się opakowaniami w domu nabrudzi, nie gotować tylko wybrać katering, itd.  Do tego dochodzą zawirowania osobiste. Bo jakże szczerze oddać się cudowi Narodzenia jeśli jest się po lub w trakcie rozwodu, jeśli wigilia była poprzedzona targami z kim ją spędzą dzieci (z tatą czy z mamą), jeśli jechało się do Czech na skrobankę… czasami więc łatwiej sobie ustalić, że z tym Jezusem, szopką i kometą to jakiś mit, jakaś bajka. No, tylko tradycja. Z naciskiem na „tylko”. A zatem można ją zmieniać.

I co z tym zrobić?

Z czym?

Z takim matowieniem tradycji, wątpliwościami…

Mam na to sposób osobiście przetestowany. I polecam.  Trzeba jechać do Ziemi Świętej! Gdy byłem tam pierwszy raz to przeżyłem coś niebywałego. Oto 22 grudnia stałem zupełnie sam w Grocie Narodzenia w betlejemskiej bazylice. W pewnym momencie przez okno świątyni wpłynęły promienie słońca. Tak intensywne i jasne, że aż o tej porze roku nieprawdopodobne. Padały prosto na wejście do Groty. Absolutna transcendencja i metafizyka.  Na moich oczach topniały wszelkie wątpliwości, kurczyły się zabawne ideologie. Byłem wszak u źródeł. Po dwóch dniach stałem na Pasterce w naszym parafialnym kościele. Ale to była już inna Pasterka niż poprzednie. Głębsza, mądrzejsza. Była nie tylko zacna i dostojna, ale nade wszystko, jak to powiedzieć, bardzo ewangeliczna. Daleko, daleko ważniejsza niż jadło, prezenty i choinka.

Wtedy, po wyjściu z Bazyliki Narodzenia, w której jest Grota i Kamień Narodzenia, autentyczny, wykuty przed tysiącami lat żłób, no i tamto światło… Wtedy, poniżej w sklepikach i na straganach zauważyłem siłę tradycji. Otóż, sprzedawano tam…szopki. Takie jak u nas. Takie drewniane chatki, ze swojskim świerkiem i żłobem z drewna ustawionym pośrodku chatki. Chociaż parę metrów wyżej, w bazylice, źródła mówiły coś innego.

Tak, Ziemia Święta to absolutnie Piąta Ewangelia. W fizyce możliwe są różne odkształcenia i przekształcenia czasu i przestrzeni. Tam jest jakiś świat równoległy, tam wciąż rodzi się Jezus, wciąż jest krzyżowany, wciąż zapiekły Seul zamienia się w św. Pawła. To zmienia człowieka. Wierzącego.

Dziękuję za rozmowę