Bodaj najgłośniejsze hasło naszego parasolkowego feminizmu (razem z jego mutacjami) brzmi „Moje ciało należy do mnie”. I jest w prosty sposób przekładane na brzmienie „zawartość mojego brzucha to moja sprawa”, a w końcu „mogę zrobić co zechcę ze swoją ciążą”.
Ale czy tak jest naprawdę, czy niczego po drodze nie upraszczamy i nie pomijamy?
- Czy nie należało głośno krzyczeć, że „moje ciało należy do mnie” gdy dochodziło do seksu z mniej lub bardziej przypadkowym mężczyzną? Czy nie należało mocniej zacisnąć ud gdy ciąża (której się wszak nie chciało) była prawdopodobna?
- Czy pierwszym odbiorcą hasła „ręce precz od mojej waginy/macicy” winni być rzeczywiście księża, a nie kopulanci-ojcowie tych „niepotrzebnych” dzieci?
- Czy aby hasło „Moje ciało należy do mnie” nie dotyczy wyłącznie decyzji o resekcji żołądka, usunięciu górnej ósemki czy zoperowania nerek? Czy rzeczywiście może ono dotyczyć zupełnie nowego ciała, odrębnej istoty, nowego życia, które matczyne łono ma niejako w depozycie? W depozycie! A obrazowo: czy właścicielka kamienicy może zamordować któregoś z lokatorów? Czy dojrzewający w tobie osesek jest rzeczywiście Twoim ciałem, a nie bytem odrębnym?
- Czy aborcja, a więc siłowe wydobycie rozkawałkowanego małego człowieka z łona matki nie jest wykonaniem wyroku za winy niezawinione, za pęd do życia. Za samo istnienie. Istnienie jako wyrok to były fundamenty holocaustu.
- Czy nie zmierzamy do takiej organizacji działań, że obok agencji towarzyskich będą lokowane całodobowe gabinety aborcyjne?
Brzydzę się kobietami, które w mediach pokazują hasła, które da się sprowadzić do jednego: „zwierzęcy seks-tak, macierzyństwo-nie”. Mam wrażenie, że te wszystkie, niekiedy już leciwe, damy są opętane cielesnością. I szukają kochanków.
Seweryn Blumsztajn, którego retoryki, przewrotności i manifestowanego, lewackiego żydostwa nie znoszę (i nie jest to mowa nienawiści, ale ocena cechy!) wystąpił kiedyś z transparentem o wulgarnej, ale znamiennej treści: „Pier..lę, nie rodzę”. Tym samym pokazał, że interesuje go tylko jedna strona seksu, a już jego skutki, nie. Pokazał też, że ma w nosie zasady i zgadza się z aborcją, a życie poczęte po prosto pier…li.
Nie ma życia normalnego, kalekiego, zdeformowanego. Każde ciało jest świątynią. Przekonują o tym ci, którzy zajmują się wszystkimi upośledzonymi, niepełnosprawnymi, opuszczonymi, zdegenerowanymi. Nie nam o tym rozstrzygać, które życie jest wartościowsze, a które mniej. Bo przyjdzie ktoś inny i orzeknie, że to my (starzy, grubi, rudzi, piegowaci, łysi, staroświeccy, modni…) jesteśmy teraz mniej wartościowi.
Istnieje niepojęta dla nas do końca tajemnica poczęcia, tajemnica energii życia, jego kwantów i fal. Ale tajemnicy się strzeże, a nie zabija. I tu zacytuję mojego ulubionego Dyla Sowizdrzała – „a kto tego nie widzi, ten ma bielmo na oczach i jest głupi”.
Aleksander Nalaskowski