Bodaj najgłośniejsze hasło naszego parasolkowego feminizmu (razem z jego mutacjami) brzmi „Moje ciało należy do mnie”. I jest w prosty sposób przekładane na brzmienie „zawartość mojego brzucha to moja sprawa”,  a w końcu „mogę zrobić co zechcę ze swoją ciążą”.

Ale czy tak jest naprawdę, czy niczego po drodze nie upraszczamy i nie pomijamy?

  1. Czy nie należało głośno krzyczeć, że „moje ciało należy do mnie” gdy dochodziło do seksu z mniej lub bardziej przypadkowym mężczyzną? Czy nie należało mocniej zacisnąć ud gdy ciąża (której się wszak nie chciało) była prawdopodobna?
  2. Czy pierwszym odbiorcą hasła „ręce precz od mojej waginy/macicy” winni być rzeczywiście księża, a nie kopulanci-ojcowie tych „niepotrzebnych” dzieci?
  3. Czy aby hasło „Moje ciało należy do mnie” nie dotyczy wyłącznie decyzji o resekcji żołądka, usunięciu górnej ósemki czy zoperowania nerek? Czy rzeczywiście może ono dotyczyć zupełnie nowego ciała, odrębnej istoty, nowego życia, które matczyne łono ma niejako w depozycie? W depozycie! A obrazowo: czy właścicielka kamienicy może zamordować któregoś z lokatorów?  Czy dojrzewający w tobie osesek jest rzeczywiście Twoim ciałem, a nie bytem odrębnym?
  4. Czy aborcja, a więc siłowe wydobycie rozkawałkowanego małego człowieka z łona matki nie jest wykonaniem wyroku za winy niezawinione, za pęd do życia. Za samo istnienie. Istnienie jako wyrok to były fundamenty holocaustu.
  5. Czy nie zmierzamy do takiej organizacji działań, że obok agencji towarzyskich będą lokowane całodobowe gabinety aborcyjne?

Brzydzę się kobietami, które w mediach pokazują hasła, które da się sprowadzić do jednego: „zwierzęcy seks-tak, macierzyństwo-nie”. Mam wrażenie, że te wszystkie, niekiedy już leciwe, damy są opętane cielesnością. I szukają kochanków.

Seweryn Blumsztajn, którego retoryki, przewrotności i manifestowanego, lewackiego żydostwa nie znoszę (i nie jest to mowa nienawiści, ale ocena cechy!) wystąpił kiedyś z transparentem o wulgarnej, ale znamiennej treści: „Pier..lę, nie rodzę”. Tym samym pokazał, że interesuje go tylko jedna strona seksu, a już jego skutki, nie. Pokazał też, że ma w nosie zasady i zgadza się z aborcją, a życie poczęte po prosto pier…li.

Nie ma życia normalnego, kalekiego, zdeformowanego. Każde ciało jest świątynią. Przekonują o tym ci, którzy zajmują się wszystkimi upośledzonymi, niepełnosprawnymi, opuszczonymi, zdegenerowanymi. Nie nam o tym rozstrzygać, które życie jest wartościowsze, a które mniej. Bo przyjdzie ktoś inny i orzeknie, że to my (starzy, grubi, rudzi, piegowaci, łysi, staroświeccy, modni…) jesteśmy teraz mniej wartościowi.

Istnieje niepojęta dla nas do końca tajemnica poczęcia, tajemnica energii życia, jego kwantów i fal. Ale tajemnicy się strzeże, a nie zabija. I tu zacytuję mojego ulubionego Dyla Sowizdrzała – „a kto tego nie widzi, ten ma bielmo na oczach i jest głupi”.

Aleksander Nalaskowski