Miał zapaść wyrok w sprawie kłamstwa lustracyjnego Tomasza Turowskiego i... nie zapadł.

 

- W poniedziałek odbyła rozprawa w Sądzie Najwyższym, w sali anty podsłuchowej, bez udziału publiczności i mediów. Można było spodziewać się ostatecznego orzeczenia czy Tomasz Turowski dopuścił się kłamstwa lustracyjnego. Jednak to orzeczenie nie zapadło. Ma zapaść po wyborach w poniedziałek 10 października, wtedy kiedy zainteresowanie mediów będzie całkowicie skoncentrowane na wyniku wyborów. Nie ulega jednak wątpliwości, że Tomasz Turowski był funkcjonariuszem Służby Bezpieczeństwa Departamentu I.



Dlaczego były takie zabezpieczenia na tej rozprawie, gdzie sędzia i prokurator również musieli zostawić swoje telefony przed salą rozpraw.



- To wynika z tego, że proces został wyłączony z jawności z tego powodu, że Turowski po 90-tym roku dalej był funkcjonariuszem wywiadu. Mimo swojej komunistycznej przeszłości gdy był oficerem szpiegującym Jana Pawła II i polską opozycję. Ustawa lustracyjna obowiązuje do 31 sierpnia 1990 r. Jeśli ktoś po tym czasie działał nadal w służbach to wszystko jest objęte tajemnicą.

 

Ta tajność procesu jest w pewnym stopniu stanowi ochroną dawnych działań Turowskiego?



- To utajnienie może spowodować nawet fiasko tego procesu. Jego obrońcy np. w Strasburgu powołując się na złamanie prawa do obrony poprzez wyłączenie jawności, mogą podważyć polski wyrok, choć niezaprzeczalnie wiemy co robił złego.

 

Ile trwał poniedziałkowy proces?

 

- Około 3,5 godziny. Nikt z jego uczestników nie wypowiedział się do mediów.

 

Rozmawiał Jarosław Wróblewski