W ubiegły wtorek Ameryka wybrała nowego prezydenta. Sen Moskwy spełnił się. Władimir Putin teraz oczekuje maratonu wyborczego, jaki będzie miał miejsce w krajach europejskich, w tym w dwóch najsilniejszych państwach UE – Francji i Niemczech. Podobnie, jak miało to miejsce w USA, również w Europie Rosja będzie próbowała wpływać na wybory, dodatkowo determinowana możliwością wygranej przez sojuszników czy też zwolenników resetu z Moskwą. Pozytywne dla Kremla scenariusze wyborcze oczywiście będą miały negatywne konsekwencje dla polityki zagranicznej Polski oraz pozostałych państw Europy Środkowo-Wschodniej - pisze dla Defence24.pl Marek Połoński.

Po ogłoszeniu wyników wyborczych w USA duża część politycznego świata zamarła, bowiem zwycięstwa republikańskiego kandydata mało kto się spodziewał. Ale z pewnością w Moskwie na taką sytuację się przygotowano. Zwycięstwo wyborcze Donalda Trumpa znacząco zwiększa możliwości geopolityczne Rosji. Przez kolejne kilka miesięcy w państwach UE wciąż zamiast chłodnej kalkulacji, będzie siana panika związana ze zmianą lokatora Białego Domu. Natomiast w Stanach Zjednoczonych w ciągu najbliższych czterech miesięcy amerykańska administracja nie podejmie poważnych decyzji (termin ten nazywany jest „lame duck”). Ten moment zostanie maksymalnie wykorzystany przez dwór Władimira Putina, by uzyskać strategiczną przewagę nad Stanami Zjednoczonymi zarówno na Bliskim Wschodzie, jak i w Europie, gdzie interesy Rosji i USA się ścierają. Pozwoli to również wzmocnić pozycję Rosji przed inauguracją nowego prezydenta, która zwyczajowo ma miejsce w styczniu. Jeszcze przed wyborami Rosjanie mogli zastanawiać się, czy dla Moskwy lepszy będzie przewidywalny wróg w postaci Hillary Clinton, czy też nieobliczalny przyjaciel Donald Trump. Kreml z pewnością był przygotowany na każdy wynik. Teraz, kiedy wynik jest już znany, warto przeanalizować, co zdarzy się w najbliższych miesiącach.

W pierwszych miesiącach sprawowania władzy przez Trumpa mało prawdopodobna jest eskalacja agresywnych działań Rosji w Syrii czy na Ukrainie, natomiast Kreml przyjmie taktyczną obserwację, aby nie sprowokować nowego przywódcy USA do niepotrzebnych działań, natomiast podjęte zostaną dyplomatyczne zabiegi mające na celu korzystną dla Rosji rewizję amerykańskiej polityki. Również do amerykańskich sojuszników w Europie rosyjska dyplomacja będzie wysyłała sygnały o gotowości do pragmatycznego dialogu oraz unikania antagonizmów.

Okres zmiany władzy w Waszyngtonie Moskwa może wykorzystać na kontynuowanie lub zaostrzenie realizowanych wcześniej działań agresywnych w jednym lub wielu regionach świata (Ukraina, Syria, Bałkany). Takiemu scenariuszowi działań sprzyjałby fakt, że do 20 stycznia 2017r. urząd będzie pełnił jeszcze Barack Obama. Pomiędzy demokratami a republikanami w tym czasie może dochodzić do wielu starć politycznych, wzajemnych oskarżeń. Amerykańska administracja raczej nie będzie przygotowana do szybkich działań odwetowych, co tylko zachęci Moskwę do kolejnych kroków. Ale taki scenariusz jest mniej realny z uwagi na problemy ekonomiczne Rosji, bowiem zintensyfikowanie działań militarnych niesie za sobą ogromne koszty.

W pierwszym roku prezydentury Donalda Trumpa rosyjska administracja będzie narzucała państwom NATO presję mająca na celu anulowanie bądź maksymalne opóźnianie działań mających na celu wzmocnienie wschodniej flanki Sojuszu. Jednym z priorytetowych celów Rosji będzie całkowite zablokowanie realizacji projektu tarczy antyrakietowej na terenie Polski. Kolejne cele strategiczne Rosja będzie mogła przeprowadzić dopiero po serii wyborów w krajach Unii Europejskiej, które będą miały miejsce w 2017r. Z pewnością Rosja podobnie jak podczas wyborów amerykańskich, będzie podejmowała działania mające na celu osiągnięcie pozytywnych wyników przez sojuszników Rosji w Niemczech, Francji czy Holandii.

Polityka zagraniczna USA po ewentualnej wygranej kontrowersyjnego biznesmena to wielka niewiadoma. Podczas kampanii wyborczej Trump podobnie jak Hillary Clinton, nie sformułował czytelnej agendy w zakresie szeroko rozumianej problematyki bezpieczeństwa międzynarodowego. Donald Trump podobnie jak Jeremy Corbyn w Wielkiej Brytanii, otwarcie kwestionuje art. 5 traktatu NATO. Natomiast republikański kandydat na wiceprezydenta USA Mike Pance podczas kampanii podkreślał, że należy w krótkim czasie umieścić tarczę antyrakietową w Polsce i Czechach. Donald Trump podnosił, zresztą słusznie, kwestię niezrównoważonych wydatków na obronność pomiędzy USA, a pozostałymi członkami Sojuszu Północnoatlantyckiego znajdującymi się pod parasolem obronnym. Jednocześnie chwalił Polskę za starania w zakresie inwestowania w modernizację armii i stale podnoszone wydatki. Stany Zjednoczone mają ścisłe zobowiązania międzynarodowe, zaangażowani są w szereg konfliktów zbrojnych. Dlatego nagłe, gwałtowne zmiany będą trudne do wykonania przez nowego prezydenta. Dlatego na razie warto wstrzymać się z nadmiernymi emocjami do czasu, aż zostanie przedstawiony światu nowy gabinet Prezydenta Trumpa, a w szczególności poznamy nowych Sekretarzy Stanu oraz Obrony. Donald Trump jest uważany za człowieka nieobliczalnego. Ale Partia Republikańska uzyskała większość w Kongresie, a jej pragmatyczni liderzy będą mieli możliwość wpływania na decyzje nowego prezydenta. Warto również podkreślić, że w czasie kampanii wyborczej kwestia Unii Europejskiej praktycznie nie była poruszana. Jeszcze Barack Obama wyraźnie dawał do zrozumienia, że Europa sama musi brać odpowiedzialność za swoje problemy. Unijni przywódcy powinni więc skupić się na przyszłości, która po maratonie wyborczym w 2017r. na starym kontynencie może przynieść również niespodzianki.

Francja sojusznikiem Rosji w Europie

Społeczeństwo francuskie po krwawych wydarzeniach w Paryżu czy Nicei, czeka trudna decyzja dotycząca wyboru głowy państwa. Wobec burzliwej sytuacji międzynarodowej, wybory prezydenckie będą miały ogromne znaczenie nie tylko dla samej Francji, borykającej się z niezadowoleniem społecznym, ale także dla całej Unii Europejskiej. Władimir Putin liczy, że wybory prezydenckie we Francji, które odbędą się w kwietniu 2017r., umożliwią zbliżenie na linii Paryż-Moskwa, co pozwoli mu na realizację kolejnych celów geopolitycznych w Europie i na Bliskim Wschodzie.

Francois Hollande jest najmniej popularnym prezydentem w historii Francji. Kiedy obejmował urząd głowy państwa, jego popularność wynosiła 63%. Na rok przed wyborami popiera go jedynie 12% społeczeństwa. Głosować na niego nie chcą nawet muzułmanie, którzy w 2012r. poparli go w ponad 80%. Tak niskie poparcie jest wynikiem jego nieskutecznej polityki wewnętrznej. Ale polityka Hollanda poza granicami kraju jest równie nieudolna. Jeszcze za prezydentury Sarkozego rząd francuski wmieszał się w sprawy Libii, a Hollande dodatkowo zaangażował się w konflikt syryjski, który poza falą imigrantów nie przyniósł Francji żadnych korzyści geopolitycznych.

Jeśli Francois Hollande przegra wybory, to potencjalnym następcą może być Nicolas Sarkozy,który w sierpniu b.r. oficjalnie ogłosił chęć wystartowania w przyszłorocznych wyborach. Jest pierwszym w historii Francji byłym prezydentem, który będzie próbował wrócić do Pałacu Elizejskiego. Sarkozy poczuł w sobie misję wyprowadzenia Francji z kryzysu, ale zapewne Francuzi zadają sobie pytanie, co były prezydent odrzucony przez społeczeństwo kilka lat temu, może mieć nowego do zaoferowania. Po Sarkozym na pewno nie można się spodziewać rozwiązania kryzysu imigracyjnego oraz zaprzestania islamizacji Francji. Przecież nie kto inny, jak Sarkozy ramię w ramię z Wielką Brytanią na forum ONZ opowiadał się ochoczo za interwencją wojskową w Libii, która determinuje obecne problemy Francji. Będąc głową państwa opowiadał się przeciwko akcesji Turcji do Unii Europejskiej, a dzisiaj oskarża Komisję Europejską o wypchnięcie Wielkiej Brytanii ze wspólnoty i chęci zastąpienia jej państwem Erdogana. Nicolas Sarkozy jest otwarty na konsultacje z obywatelami w sprawie traktatu lizbońskiego. Uważa bowiem, że niektóre kompetencje KE powinny zostać zwrócone państwom narodowym. Należy domniemywać, że byłemu prezydentowi Francji chodzi o umowy odpowiadające za zawieranie traktatów transatlantyckich. Możliwe więc, że w przypadku wygranej Sarkozego Francja postawiłaby zaporowe żądania w sprawie umowy TTIP.

Moskwa liczy, że Sarkozy po wygraniu wyborów prezydenckich przekonałby republikanów, że dla poprawy sytuacji gospodarczej Francji niezbędne jest zniesienia wobec Rosji sankcji gospodarczych. Nikolas Sarkozy wielokrotnie wypowiadał się, że pomiędzy Paryżem, a Moskwą powinno dojść do zbliżenia. Jego zdaniem należy także wrócić do kwestii Mistrali dla Rosji. Kiedy startował w wyborach w 2007r., wówczas jego kandydatura popierana była przez amerykańską administrację. Teraz Biały Dom stawia na Alaina Juppé. Możliwe więc, że to jest powodem tego, że Sarkozy opowiada się za dialogiem z Moskwą.

CZYTAJ DALEJ NA DEFENCE24.PL