Kim właściwie jest Barack Obama?

Wizyta Baracka Obamy w Warszawie jest z pewnością najważniejszym wydarzeniem, zbliżających się obchodów 25-lecia transformacji ustrojowej w naszym kraju. Tradycyjnie już z przyjazdem prezydenta Stanów Zjednoczonych wiązanie są wielkie nadzieje na dobre relacje z tym największym mocarstwem współczesnego świata. Tymczasem trudno o równie wpływowego polityka, który miałaby bardziej lekceważący stosunek do naszego kraju.

Kenijczyk w Białym Domu

„Kenijczyk na urzędzie” – to jedno z bardziej obelżywych określeń, których nie szczędzi konserwatywna republikańska opozycja, nawiązując do pochodzenia prezydenta. Istotnie jego ojciec był kenijskim muzułmaninem, mającym romans z amerykańską hipiską poznaną na kursie języka rosyjskiego. Matka Obamy była radykalną lewicową aktywistką, a sam Barack wpadł w końcu w identyczne towarzystwo.

Jednym z jego mentorów był Frank Marshall Davis z Komunistycznej Partii Ameryki, powszechnie znany sowiecki agent. Sympatia do ZSRR była powszechna wśród czarnej mniejszości tamtego okresu. Obama pozostawał także pod wpływem czarnoskórej senator Alice Palmer, będącej członkiem kontrolowanej przez sowiecki wywiad Amerykańskiej Rady Pokoju. Palmer gościła w 1986 r. na plenarnym zjeździe KPZR.

Dziś polityka wobec Rosji jest przedmiotem największej krytyki wysuwanej pod adresem Białego Domu. Urzędujący prezydent USA konsekwentnie ucina budżet wojsku, a z Kremlem prowadzi politykę rozbrojeniową na kształt zimnej wojny z czasów Jimmy’ego Cartera. Jego oponenci zarzucają mu rozmontowanie narodowego systemu obrony rakietowej oraz wycofanie się rekiem z projektu budowy Tarczy Rakietowej w Polsce i w Czechach.

„Neutralność i mięczactwo są herbem Waszyngtonu pod Obamą” – uważa prof. Jan Marek Chodakiewicz z Institute of World Politics. Chodakiewicz uważa, że Tarcza Rakietowa oraz stacjonowanie wojsk amerykańskich w naszym kraju to absolutne priorytety naszej polityki zagranicznej. Niestety realizowane bezskutecznie.

„Jakiekolwiek ruchy na szachownicy na pół gwizdka tylko rozjuszą Rosję, a nie dadzą Polsce bezpieczeństwa. Polsce bezpieczeństwo może dać jedynie ‘potykacz’ taki jak w Korei Południowej, to znaczy 40 tys. ‘zakładników’ z US Army z rodzinami – czyli 150 tys. osób mieszkających na Rzeszowszczyźnie, w Pomorskiem i Białostockiem. Polska powinna mieć ‘zakładników’, na których dopuszczenie się ataku natychmiast rozjuszyłoby Stany Zjednoczone” – powiedział Chodakiewicz w wywiadzie dla „Naszego Dziennika”.

Na usługach antychrysta?

Przeciwnicy Obamy wskazują, że jeszcze jako kandydat na prezydenta dał się poznać jako wysoko postawiony mason organizacji Prince Hall, jawnie odwołującej się do symboliki lucyferianizmu. Obama występował także w jednej z lóż Rytu Szkockiego, a masoneria popierała jego kandydaturę już w pierwszej kadencji. Nietrudno też zauważyć inne sprzeczności np. w 2009 r. Komitet Noblowski przyznał mu Pokojową Nagrodę Nobla, mimo, że za jego kadencji USA kontynuowały kampanie militarne w Iraku czy Afganistanie. 

Nic więc dziwnego –  światopogląd obecnego prezydenta jest synkretyczny. Rodzina otwarcie przyznaje się do islamu, więc wpływy muzułmańskie musiały być w jakimś stopniu istotne w jego wychowaniu. Tymczasem sam prezydent określa się jako chrześcijanin – protestant, choć zarówno jego poglądy, jaki i posunięcia, stoją w jawnej sprzeczności z postulatami większości zborów ewangelicznych.

Kontrowersyjnym posunięciem Obamy jest przyjęcie nowej ustawy zdrowotnej, która zmusza wszystkich podatników, a także pracodawców, do współfinansowania aborcji, środków wczesnoporonnych i antykoncepcyjnych z budżetu federalnego. Do wykupienia przymusowego ubezpieczenia zapewniającego takie finansowanie są zobowiązane także kościoły i związki wyznaniowe.

Co jest najbardziej bulwersujące – Obama jest promotorem jednej z najbardziej agresywnych klinik aborcyjnych – Planned Parenthood. Podczas kampanii przed drugą kadencją prezydent odwiedził nawet jedną z klinik wraz z dwoma córkami w wieku 11 i 14 lat. Organizacja jest także dofinansowywana z budżetu państwa.

Obama jest także gorącym zwolennikiem rozszerzania swoich wpływów przez środowiska homoseksualne. „Newsweek” przyznał mu swego czasu tytuł „najbardziej gejowego prezydenta USA”, a on sam gorąco wspierał aspiracje poszczególnych stanów do legalizacji homozwiązków. To chyba najbardziej znamienna ewolucja poglądów tego człowieka, który jeszcze przed dekadą miał na ten temat zasadniczo odmienne zdanie.

Nie szanuje Polski

Ameryka Obamy nie szanuje naszego kraju. Wciąż jesteśmy traktowani jako sojusznik drugiej kategorii. Mityczny transfer technologii, pomoc wojskowa czy wielkie inwestycje to pieśń przeszłości. Obecna administracja Białego Domu nie tylko storpedowała projekt budowy Tarczy Rakietowej w Europie, ale nie chce także słyszeć o innych pomysłach współpracy gospodarczej i militarnej. Zamiast tego opinia publiczna jest karmiona tematami zastępczymi – takimi jak zniesienie wiz dla Polaków czy gesty przyjaźni między głowami państw.

Stosunkiem doskonale obrazującym stosunek obecnej amerykańskiej elity do Polaków jest użycie przez Baracka Obamę wyrażenia „polskie obozy śmierci” na kanwie historii o Janie Karskim, dwa lata temu. Jak twierdzi się nie było to żadne przejęzyczenie, lecz rzeczywisty obraz wiedzy Amerykanów o Polsce, więc nietrudno sobie wyobrazić, że obecny prezydent Stanów Zjednoczonych o naszym kraju rozumuje mitami obecnymi w umysłach liberalnej amerykańskiej lewicy.

Dla samych Amerykanów opinie o prezydencie balansują między „zbawicielem” a „szkodnikiem”. Ratunku w czarnoskórym przywódcy szukają przede wszystkim wszelkiej maści mniejszości etniczne, chcące poprawić swoje warunki bytowe za oceanem. Ekonomiści zaś zwracają uwagę, że wskutek uchwalenia uchwały zdrowotnej państwo balansuje na krawędzi bankructwa i za 10 lat dług publiczny osiągnie wartość 90 proc. PKB i będzie liczony w… dziesiątkach bilionów dolarów.

Dlatego miejmy nadzieje, że tegoroczna wizyta prezydenta USA będzie pozbawiona owoców i nie będzie się on starał przeszczepić pomysłów realizowanych w swoim kraju na grunt polski. Chociaż tęczowego parlamentu i rozbudowanej polityki socjalnej może i nam troszkę zazdrości.

Tomasz Teluk