- W limuzynie Andrzeja Dudy założono oponę wycofaną z użycia. Nowych w magazynie nie było. - informuje portal rp.pl

Jak wynika z nowych informacji przekazanych przez "Rzeczpospolitą", w "BOR świadomie narażano prezydenta na niebezpieczeństwo, a w dniu wypadku popełniano błąd za błędem."

Według "RZ" szefostwo Biura Ochrony Rządu na ubiegłotygodniowej konferencji prasowej nie ujawniło prawdziwych przyczyn wypadku z udziałem prezydenta Andrzeja Dudy, ponieważ byłyby podstawą dymisji nowego kierownictwa.

– Powinny polecieć głowy – mówi Rzeczpospolitej wysoko postawiony działacz PiS.
W magazynie nie było zapasowych opon, które można założyć w prezydenckiej limuzynie, ponieważ trzeba je zamówić u producenta.

"Rzeczpospolita" ustaliła, że bmw prawie miesiąc czekało na nowe ogumienie. 15 lutego w BOR zapadła decyzja o założeniu opony, która znajdowała się już w magazynie części wycofanych z eksploatacji i była przeznaczona do utylizacji.

- To właśnie ta opona rozpadła się 4 marca na autostradzie podczas powrotu prezydenta z Karpacza. - czytamy na rp.pl

Gazeta ustaliła także, że prezydent miał dolecieć z Warszawy do Karpacza śmigłowcem i wylądować na lądowisku hotelu Gołębiewski w kurorcie. Ustalenia w dniu wyjazdu zmieniła Kancelaria Prezydenta.

- Ostatecznie prezydent poleciał samolotem do Wrocławia, stamtąd odebrała go pancerna limuzyna (przyjechała tam na lawecie). Stromego, 100-metrowego odcinka od ulicy do stacji wyciągu na Śnieżkę nie mógł pokonać żaden samochód poza terenowym GOPR-u. Szef ochrony prezydenta Bartosz Hebda, który siedział obok prezydenckiego kierowcy, podjął decyzję o próbie wjazdu 3,5-tonowym bmw. Na pełnym gazie, z rozpędu mimo kamieni, lodu. Wiele wskazuje na to, że sparciała opona wtedy została uszkodzona. - pisze rp.pl

Z informacji „Rzeczpospolitej" wynika, że komputer pokładowy kilkakrotnie alarmował o problemie z ciśnieniem powietrza w oponie.

– Delegacja gnała do Wisły, spóźnienie było blisko godzinne. Taką decyzję podjęto z kimś z Kancelarii i szefem ochrony prezydenta – mówi osoba znająca kulisy śledztwa, które prowadzi opolska prokuratura.

Szef ochrony powinien zatrzymać samochód i przesadzić prezydenta do bezpiecznego pojazdu.

Za logistykę, w tym transport i zakupy, odpowiada płk Jacek Lipski, wiceszef BOR. Szefostwo BOR wszczęło do tej pory postępowanie dyscyplinarne wobec dwóch pracowników stacji obsługi pojazdów, którzy 3 marca dopuścili samochód do jazdy. Zwolniono również szefa wydziału transportu.

- Skala zaniedbań jest gigantyczna, pokazuje brak profesjonalizmu. Konieczność odwołania szefa ochrony i szefów BOR, którzy na konferencji próbowali ukryć te rzeczy, jest bezdyskusyjna – mówi „Rzeczpospolitej" Marek Wójcik (PO), wiceszef sejmowej Komisji Spraw Wewnętrznych.

Lipski winił poprzednie kierownictwo służby – generałów Mariana Janickiego i Krzysztofa Klimka, którzy w 2009 i 2013 r. w wydawanych wówczas instrukcjach wydłużyli możliwość użytkowania opon do sześciu lat lub do 20 tys. km przebiegu.

kz/rp.pl