Syn powstańca, który zdobywszy niemiecki czoł, zestrzelił wrogiego sztukasa, postanowił napisać o nim książkę. Jest to piękne uhonorowanie pamięci polskiego bohatera. 

– Oddali życie za ojczyznę i być może dzięki nim jesteśmy w tym miejscu, w którym dziś jesteśmy – mówi o powstańcach warszawskich w rozmowie z tvp.info Jerzy Ciszewski, autor powieści „Ojciec '44”.

To on w 1944 roku zdobył niemiecki czołg panterę i zestrzelił bombowiec, słynnego sztukasa. Syn Jerzego Ciszewskiego ps. „Mötz”, zarazem jego imiennik, zdecydował się opisać losy ojca w sposób sensacyjny. Akcja powieści toczy się w pogrążonej w powstańczej walce Warszawie. Ciszewski, niczym komiksowy bohater, walczy niezłomnie z siłami zła i choć jest świadomy nikłych szans na zwycięstwo, nie ma zamiaru się poddać. – To zlepek różnych wydarzeń. Ci, którzy znają historię dość łatwo rozpoznają i miejsca, i ludzi – przyznaje syn Ciszewskiego, z którym spotkaliśmy się przy okazji 72. rocznicy Powstania Warszawskiego.

Czym dla pana było i jest Powstanie Warszawskie?

Jest dla mnie czymś, co dotyczyło mojej rodziny, dotyczy mnie i moich dzieci. Wielkim zrywem patriotycznym, który pochłonął 200 tysięcy ofiar ludności cywilnej, który zburzył moje miasto i spowodował, że nasz kraj nie wygląda tak pięknie, jak mógłby wyglądać. To jest suma różnorakich doznań, wiedzy, przemyśleń.

Mamy teraz 72. rocznicę. Czy obchodzi pan to historyczne wydarzenie ze wszystkimi czy indywidualnie?

Od wielu lat biorę udział w Biegu Powstania Warszawskiego, jest to dla mnie bardzo ważna rzecz. Zawsze, gdy planujemy urlopy, to nigdy 1 sierpnia. Rozmawiamy z dziećmi, czytamy, oglądamy telewizję, zanurzamy się na te kilka dni w przestrzeń powstańczą. Myślę, że to naturalna sprawa dla każdego, kto mieszka w Warszawie, albo interesuje się II wojną światową, a w szczególności Powstaniem Warszawskim.

Powstanie trwało aż do października, ale mówi się o nim prawie wyłącznie 1 sierpnia. Dlaczego?

Mamy taką kulminację i wtedy odliczamy kolejną rocznicę. Myślę, że to jest indywidualna sprawa każdego obywatela naszego kraju, jak obchodzi Powstanie Warszawskie. To jest coś, co jest we mnie na zasadzie takich złóż, które we mnie zalegają. Nawet jeśli nie czytam, to skanuję jakieś książki o Powstaniu, nawet jeśli zwykle nie oglądam filmów na YouTubie, to na te patrzę.

Staram się też przynajmniej raz w roku pójść do Muzeum Powstania Warszawskiego. Jeżeli z kolei przyjeżdża do mnie ktoś zza granicy to „biorę go za łeb” i tam zaciągam, żeby zobaczył, jak to wyglądało. Na ogół robi to piorunujące wrażenie na gościach z innych krajów.

Czy kiedykolwiek poddawał pan w wątpliwość sens wybuchu Powstania?

Dzisiaj mamy ten przywilej, że jest dostęp do wielu informacji, książek, dlatego jestem bardzo wstrzemięźliwy w dokonywaniu ocen. Nie wiemy, jak tak naprawdę wyglądał dzień powstańczy, czy dzień okupacyjny. Możemy się domyślać, jakie intencje mieli powstańcy czy też ich dowódcy. Pomiędzy Polską, a Wielką Brytanią krążyli kurierzy, ale było ich kilku, więc powstańcy byli odcięci od informacji. Było założenie, dziś wiemy, że dość naiwne, że Rosjanie wkroczą do Warszawy i pomogą okiełznać Niemców. Ci jednak czekali aż powstanie się wykrwawi, a z kolei sami Niemcy okazali się znacznie silniejsi, niż mogli to podejrzewać powstańcy.

CZYTAJ DALEJ NA: TVP INFO