Stojan Adaszewicz to serbski lekarz, który przez większość życia zabijał dzieci nienarodzone. W ciągu całej swojej praktyki wykonał ponad około 50 tysięcy aborcji. Jednak w czasie jednego z rutynowych morderstw doszło do przemiany Adaszewicza – i tak zaczęło się jego nawrócenie. Dziś człowiek ten, który ma na sumieniu życia dziesiątek tysięcy ludzi, jest wiodącym aktywistą na rzecz ochrony nienarodzonych w swoim kraju!

Sam Adaszewicz wiąże swoje nawrócenie z dwoma wydarzeniami. Pierwsze z nich miało miejsce w czasie jednego z rutynowych zabiegów zabicia dziecka.

„Otworzyłem łono, rozerwałem łożysko, wypłynęły wody płodowe. Zabrałem się do pracy w środku z użyciem kleszczy. Coś chwyciłem i lekko to zgniotłem, wyciągnąłem i rzuciłem na tkaninę. Spojrzałem i zobaczyłem rękę – dość dużą rękę” – opowiada Adaszewicz.

„Dziecko miało trzy, może cztery miesiące. Nie miałem taśmy, by tę rękę zmierzyć. Ktoś rozlał na stół nieco jodyny i ręka spadła w taki sposób, że końcówki nerwów spotkały się właśnie z jodyną. Co się stało? Spojrzałem i powiedziałem: ‘Mój Boże, ręka sama się rusza’” – kontynuuje Adaszewicz.

„Niemniej kontynuowałem pracę kleszczami. Złapałem coś, zgniotłem i wyciągnąłem. Pomyślałem sobie: ‘Oby to nie była noga’. Wyjąłem i spojrzałem. To noga. Chciałem położyć rękę na stole ostrożnie, tak, żeby nie spoczęła blisko ruszającej się ręki. Gdy moje ramię już opadało, usłyszałem za plecami hałas. Podskoczyłem i, automatycznie, rozluźniłem uścisk na kleszczach. W tym momencie noga wykonała salto i znalazła się obok ręki” – opowiada dalej lekarz.

„Spojrzałem – tak ręka jak i noga ruszały się same. Pomimo tego, znowu, skierowałem kleszcze do łona i zacząłem zgniatać wszystko w środku. Pomyślałem sobie, że wszystko, co muszę zrobić, by dopełnić tego obrazka, to serce. Dalej gniotłem, aż byłem przekonany, że wszystko w środku jest już papką. Wtedy jeszcze raz wyciągnąłem kleszcze” – kontynuuje Adaszewicz.

„Gdy wyciągnąłem narzędzie z tego bałaganu, sądząc, że będę w nim miał fragmenty kości, położyłem je na stole. Spojrzałem i zobaczyłem ludzkie serce, kurczące się, rozszerzające, bijące, bijące, bijące… Pomyślałem, że oszaleję. Widziałem, że bicie serca jest coraz słabsze, a wreszcie zupełnie się zatrzymało. Nikt nie mógł zobaczyć tego, co zobaczyłem moimi własnymi oczami, i być bardziej przekonani, niż byłem ja – zabiłem ludzką istotę” – mówi lekarz.

To przedziwne doświadczenie spowodowało u Adaszewicza głęboką przemianę. Lekarz zrozumiał po tylu latach swojej pracy całe okropieństwo tego, co robił. A pracował przy mordowaniu dzieci pięć dni w tygodniu, czasami wraz ze swoim zespołem zabijając 20, 25, czy nawet 35 dzieci w ciągu dnia.

Adaszewicz nie postrzegał nienarodzonych jako ludzi. Życie zaczynało się dla niego dopiero po porodzie. Dlatego ze spokojnym sumieniem mordował, co dnia pozbawiając życia wielu dzieci.

„Uczono nas, że życie zaczyna się wraz z pierwszym płaczem. Do tego momentu ludzka istota była jak każdy inny organ w ciele matki, jak wyrostek robaczkowy. Usunięcie wyrostka robaczkowego z ciała matki to nie morderstwo” – opowiada dziś Adaszewicz o swoich dawnych przekonaniach. „Tylko dziecko, które już się urodziło i płakało, mogło zostać zabite. Skoro nie płakało, to znaczy, że nie ma mowy o morderstwie” – dodaje lekarz. I opowiada, że w czasach jego pracy jako aborcjonisty zabijano też noworodki. Nie płakały, bo rodząc się, lądowały zaraz w wodzie. Nabierały więc nie powietrza, ale wody – i tonęły. „Nie było płaczu, nie było morderstwa. To przerażające – ale tak wtedy było” – mówi Adaszewicz.

Lekarz przyznaje też, że w pewnym okresie swojego życia zaczął mieć bardzo niepokojące dla niego sny. Śnił o pięknej łące pełnej dzieci i młodych osób, które bawiły się i śmiały. Gdy do nich podchodził, uciekały przerażone. Na wszystko w milczeniu spoglądał z oddali mężczyzna ubrany w białoczarny habit. Sen wciąż przychodził do Adaszewicza, nie pozwalając mu zasnąć. Wreszcie lekarz zapytał mnicha w swoim śnie, kim jest. Był to Tomasz z Akwinu.

„Dlaczego nie zapytasz mnie, kim są te dzieci?” – powiedział we śnie święty Tomasz. „To dzieci, które zabiłeś w swoich aborcjach” – dodał Akwinata.

Postać świętego Tomasza w śnie Adaszewicza to swoisty paradoks, bo Tomasz, nie mając jeszcze wystarczającej wiedzy, nie sądził, by życie zaczynało się wraz z poczęciem. Czy święty odwiedził lekarza we śnie właśnie dlatego, dając niejako świadectwo, że się mylił? Być może sny były po prostu psychologiczną reakcją Adaszewicza na wątpliwości, które zrodziły się w jego sercu. Wątpliwości, które w ostateczności poskutkowały głębokim nawróceniem. Lekarz odmówił mordowania dzieci. W komunistycznej Jugosławii, bo wówczas miało to miejsce, był to bardzo odważny akt.

"Obcięto mi o połowę pensję, moją córkę wyrzucono z pracy, synowi nie pozwolono wstąpić na uniwersytet" - opowiada Adaszewicz o represjach komunistów.

Adaszewicz się jednak nie poddał i całą swoją aktywność skierował na rzecz ruchu ochrony nienarodzonych, stając się jedną z najważniejszych postaci tego ruchu w swoim kraju.

Na koniec warto wyjaśnić, w jakich okolicznościach przyszedł na świat sam Adaszewicz. Otóż jego matka próbowała go w ciąży zabić. Lekarz, do którego się zgłosiła, niewłaściwie przeprowadził procedurę, i Adaszewicz urodził się żywy.

Po to tylko, by później samemu masowo mordować dzieci - a wreszcie nawrócić się na wiarę chrześcijańską i powierzyć swoje grzechy i życie Bogu.

pac/lifenews