Projekt „Stop pedofilii" będzie czytany w sejmie 11 września między 13:00 a 15:30. Dzięki 250 tysiącom osób, które poparły naszą akcję chroniącą dzieci przed pedofilską edukacją seksualną, posłowie pokażą w głosowaniu, czy liczą się z głosem obywateli, czy raczej za nic mają ochronę dzieci przed demoralizującą seksualizacją.

Fundacja Pro – prawo do życia może śmiało stwierdzić, że już odniosła sukces. Dzięki zbiórce podpisów pod projektem „Stop pedofilii" rodzice uświadomili sobie, że standardy WHO to szkodliwa seksedukacja. Co więcej, swoimi podpisami dali jasno do zrozumienia, iż mają pierwszeństwo w wychowywaniu swoich dzieci, zwłaszcza jeśli w grę wchodzi tak delikatna sfera jak seksualność człowieka. Zgodnie z Konstytucją RP, rodzicom zapewniona jest ochrona ich praw w wychowaniu dziecka zgodnie z ich sumieniem, religią, światopoglądem. Ponadto wychowanie to powinno uwzględniać stopień dojrzałości dziecka, a także wolność jego sumienia i wyznania oraz jego przekonania. Już niedługo zobaczymy, czy posłowie respektują ustawę zasadniczą. Chociaż sądząc po działaniach niektórych z nich, można stwierdzić, że wolą demoralizować dzieci, aniżeli dbać o ich prawidłowy rozwój psychospołeczny.

Debata zatytułowana „Edukacja czy demoralizacja – czy zakazać edukacji seksualnej w szkołach?", zorganizowana przeez Parlamentarny Zespół Polska 2.0, miała na celu ośmieszenie akcji proliferów. Poseł Wincenty Elsner z Twojego Ruchu oraz Daria Trapszo-Drabczyńska z młodzieżówki tej partii starali się tak nakierować dyskusję, aby wybić wniosek mówiący, że projekt „Stop pedofilii" świadczy o zacofaniu jego przedstawicieli, a ich myślenie jest myśleniem ciemnogrodu. Ludzie światli nigdy nie podpisaliby się pod czymś tak absurdalnym. Tymczasem, wbrew staraniom Twojego Ruchu, debata potoczyła się zupełnie innymi torami.

Już na początku konferencji podkreślono istotę problemu: program WHO, który jest w dużej mierze opracowany przez Planned Parenthood, zachęca dzieci już w wieku przedszkolnym do inicjacji seksualnej, a materiały WHO są nieobiektywne. W odpowiedzi na tę wypowiedź zostały zacytowane tzw. „edukatorki" z grupy Ponton, które zaznaczają, że europejskie standardy nie namawiają dzieci wprost do podejmowania czynności seksualnych, a bardziej służą one do tego, aby zaznajamiać dzieci z własnym ciałem, żeby dzieci wiedziały, jaki dotyk jest zły i w jakich miejscach (żeby potrafiło te miejsca nazwać), żeby potrafiły powiedzieć „nie" w przypadku przekroczenia granicy dotyku cielesnego, a także zwrócić się do osoby dorosłej o pomoc w razie niebezpieczeństwa. Ich zdaniem, ciało w swej integralności nie dzieli się na miejsca gorsze i lepsze, a żadna jego partia nie powinna wywoływać wstydu.

Z kolei reprezentantka Fundacji „Dzieci Niczyje" stwierdziła, że prawo dawno już spenalizowało zachęcanie dzieci do aktywności seksualnej, prezentowanie im pornografii itp. zachowania, zatem nie widzi sensu, aby kolejny zapis mówił o tym samym. Zaznaczyła ponadto, że standardy WHO mówią, co jest normą, a co nie, jeśli chodzi o zachowania seksualne. Pani ta jest zwolenniczką uświadamiania dzieci w wieku od 3 lat w zakresie ich seksualności. Każde dziecko powinno wiedzieć, które części ciała są intymne, a które nie. Ponadto, jest zwolenniczką np. „Wielkiej Księgi Siusiaków", bo podręcznik ten bardzo wiele mówi o ważnym organie chłopców – jak on wygląda jako zdrowy, a co robić, kiedy dzieje się z nim coś niedobrego. Wniosek z takiej wypowiedzi był taki, aby zburzyć tabu, jakie narosło wokół seksualności człowieka i mówić o tym. A im wcześniej, tym lepiej. Zakazywanie natomiast przekazywania wiedzy na temat np. tego, skąd się biorą dzieci jest absurdem.

Na debacie obecny był psycholog wychowawczy, który stwierdził, że proponowanie przez WHO np. wiedzy o antykoncepcji w wieku lat 6 jest niepotrzebne. Każde dziecko jest zaciekawione tym, co usłyszy i brnie w to. Pyta, szuka, jest ciekawe, ale to w ogóle nie jest potrzebne dziecku na tym etapie jego rozwoju. Rodzice mogą wytłumaczyć, czym jest seks, antykoncepcja, jeśli dziecko zaś jest zaciekawione – coś z tą ciekawością trzeba zrobić. Zaznaczył, że WHO za wcześnie chce zapraszać dzieci do zapoznania się z tematami o seksie. Jeśli zaś chodzi o wiek 15 lat to, jego zdaniem, wtedy rzeczywiście ta inicjacja seksualna następuje i wtedy też trzeba być z tymi dzieciakami, trzeba im pokazywać co jak działa, co jak się dzieje i w jaki sposób. Wcześniejsze edukowanie o tych sprawach może być szkodliwe. Wiek 11/12 lat to czas, kiedy budzi się ciekawość związana z seksualnością, ale dziecko samo się wtedy będzie pytało o seks. Nie musi natomiast bawić się prezerwatywą. Na koniec swojej wypowiedzi wyraził zrozumienie dla projektu „Stop pedofilii": Jak czytam, co WHO proponuje, to ja tego nie chcę, bo to jest poganianie dzieci do seksu. I przed tym, jak rozumiem, chcą bronić przedstawiciele inicjatywy obywatelskiej "Stop pedofilii". A standardy WHO wystawiają dzieci właśnie na to. Co więcej, jak zresztą zauważył kolejny mówca, tego typu „edukacja" uczy dzieci już w wieku 4 lat o różnych typach rodzin, w tym o związkach homoseksualnych. Jak zaznaczył, dziecko w tym wieku nie potrzebuje takich informacji, a standardy te podprogowo propagują jednopłciowe relacje intymne między ludźmi.

Nie będę relacjonowała całej dyskusji, chętnych odsyłam do internetu, gdzie można obejrzeć pełny przebieg spotkania (123). Pragnę jedynie skierować moje ostatnie słowa do posła Elsnera: na początku debaty wyraził Pan gotowość zaprezentowania opinii obecnych na debacie osób podczas wrześniowego głosowania nad projektem „Stop pedofilii". Mam nadzieję, że dotrzyma Pan słowa. Uczestnicy konferencji popierający zaproponowany przepis z pewnością liczą na to, że ich głos zostanie przekazany innym posłom.

Agnieszka Jarczyk/Stopaborcji.pl