Joanna Jaszczuk, Fronda.pl: Dziś rano w mediach pojawiły się informacje, że krótko po katastrofie smoleńskiej szwedzki Instytut Obrony Radiołączności (FRA) zgłosił się do polskiej Agencji Wywiadu z nagraniami rozmów załogi rządowego Tupolewa. AW odpowiedziała, że nie jest tymi materiałami zainteresowana, co wyszło na jaw podczas audytu w AW.

 Poseł Jacek Świat (PiS): Informacja pojawiła się dziś i jeszcze nie znam dobrze wszystkich szczegółów. Jeśli jednak rzeczywiście było tak, ze Szwedzi oferowali nagrania, a nasza agencja wywiadowcza ich nie przyjęła, byłoby to coś kuriozalnego. W moim przekonaniu to działalność przestępcza i ewidentne działanie na szkodę państwa. W takiej sytuacji sprawa powinna znaleźć swój finał w prokuraturze, a w konsekwencji- przed sądem. Oczywiście, jak na razie rzecz powinno się jeszcze sprawdzić i zweryfikować, jednak wydaje się ona wysoce prawdopodobna. Przecież dostaliśmy również nagrania z krajów bałtyckich, więc te loty musiały być monitorowane. Nie wykluczam, że takich nagrań może być i 10 lub więcej. Ta sytuacja dobitnie pokazuje więc, jak ekipa ówczesnego premiera Donalda Tuska i wtedy już Bronisława Komorowskiego jako p.o. Prezydenta RP traktowała całą sprawę dramatu smoleńskiego.

Według Edwarda Snowdena szwedzka FRA była najważniejszym ogniwem w nasłuchu Rosji. Współpracowała z amerykańską Agencją Bezpieczeństwa Narodowego (NSA), która zajmuje się globalną inwigilacją elektroniczną.

Bardzo możliwe, że w tym systemie bezpieczeństwa globalnego Szwedzi, czy też szerzej, Kraje Skandynawskie, miały swoją szczególną misję. Wiemy to już nawet z depesz WikiLeaks. Oczywiście jednak nie znamy szczegółów umów obronnych, które są utajnione, jednak przecieki Snowdena wydają się wielce prawdopodobne i jakby uwiarygadniają to, co dziś wychodzi na jaw, czyli ze Szwedzi mogą mieć nagrania ze Smoleńska.

Audyt w AW ujawnił również, że tuż przed wyborami parlamentarnymi w październiku ubiegłego roku zniszczono ok. 500 nośników pamięci, takie jak np. dyski twarde czy pendrive'y. Nie było kopii zawartych na nich danych. Zniknęły też notatki czy też raport Mariusza Kazany z wizyty przygotowawczej na lotnisku w Smoleńsku.

Jest to bardzo spójne z tym, co niemalże od początku robili przedstawiciele polskich władz. Poczynając od tego, że dosłownie kilkanaście minut po katastrofie minister Radosław Sikorski puszczał w obieg wersję o błędzie pilotów. Następnie Donald Tusk bezwarunkowo oddał całą sprawę Rosjanom, co było działaniem nie tylko wbrew polskiemu interesowi, ale nawet przeciw zdrowemu rozsądkowi. W ten sposób nie postępuje się nawet przy stłuczce na wiejskiej drodze, a co dopiero przy tak ogromnej katastrofie lotniczej. Ówczesne władze Polski najwyraźniej chciały tę sprawę jak najszybciej zamknąć. Nawet nie zamieść pod dywan, ale, nomen omen, zakopać na metr w głąb i zapomnieć o wszystkim. Jakie były tego powody? Tu możemy tylko domniemywać, możemy snuć dywagacje, że nasze władze miały coś do ukrycia. A może rząd Tuska wiedział, co tam się wydarzyło i bał się prawdy? Lub przeciwnie- nie wiedział i bały się zadrażnień ze stroną rosyjską. Dywagacji jest sporo, a tak naprawdę trudno mi powiedzieć, jakie motywy kierowały ówczesnymi władzami.

Jak to wszystko świadczy o stanie polskiego państwa? Niezależnie od czyichś sympatii czy antypatii politycznych, była to ogromna katastrofa, w której zginął przecież nie tylko prezydent Lech Kaczyński czy przedstawiciele PiS...

Materiały, jakie ujawnił audyt, pokazują, że nasze państwo istniało tylko teoretycznie, jak powiedział klasyk ze strony poprzedniego rządu. Prowadzona była jakaś gra pomiędzy Polską a Rosją. Ta gra była wymierzona w głowę naszego państwa. Bardzo wyraźnie było ją widać na poziomie medialnym- walka o krzesło, o samolot, rozdzielenie wizyt, zniechęcenie prezydenta Lecha Kaczyńskiego przed wyjazdem do Smoleńska... Wiele wskazuje, że owa gra toczyła się nie tylko na poziomie politycznym i medialnym, mogła mieć również wątki „podskórne”, związane z działalnością wywiadu czy też służb specjalnych lub też bardzo zakulisowych rozmów z przedstawicielami Moskwy.

Jak Pan sądzi - doczekamy się kiedykolwiek pełnego i rzetelnego wyjaśnienia tej katastrofy?

Myślę, że w tym momencie jesteśmy choć o krok bliżej. Przede wszystkim działa specjalna podkomisja powołana przez ministra obrony narodowej. Zasiadają w niej ludzie rzetelni, którzy na badaniu tej katastrofy niemalże „zjedli zęby”. Plan działań przedstawiony przez podkomisję budzi we mnie pewien optymizm, bo być może w ciągu roku będziemy w stanie w bardzo profesjonalny sposób zbadać, co tak naprawdę wydarzyło się 10 kwietnia 2010 roku. Myślę, że przy obecnym stanie techniki komisja będzie w stanie w sposób wiarygodny, potwierdzony naukowo, zbadać przyczyny i przebieg katastrofdy. Drugim źródłem mojego ostrożnego optymizmu jest fakt, że jak widzimy, istnieją materiały, które mogą pomóc nam w zbadaniu tej katastrofy. Może z czasem będziemy otrzymywać kolejne materiały z krajów trzecich, co znów przybliży nas do wyjaśnienia tej tragedii.

Dziękuję za rozmowę.