Kilka dni temu zostało zawarte drugie porozumienie z Mińska, w ramach którego państwa negocjujące kształt nowego ładu w Europie Wschodniej zgodziły się na rozwiązania skrajnie niekorzystne z punktu widzenia polskiego interesu narodowego. Niemcy i Francja przyjęły postawę otwarcia się na propozycje rosyjskie, o czym już od dłuższego czasu otwarcie mówiła Angela Merkel. Brak aktywności polskiej dyplomacji powoduje, że ponownie o naszym regionie rozmawia się bez nas, mimo że podobno jesteśmy najważniejszym państwem na obszarze między Odrą a Kaukazem.

Przypomnijmy, że od pewnego czasu widać wyraźny rozdźwięk pomiędzy Niemcami a Stanami Zjednoczonymi w kwestii ukraińskiej. Berlin ewidentnie nie życzy sobie podejmowania przez Amerykanów jakichkolwiek działań, chcąc samodzielnie dogadać się z Moskwą. Merkel optuje za zawieszeniem broni i wyznaczeniem linii demarkacyjnych, uzasadniając to koniecznością „powstrzymania rozlewu krwi”. Porozumienie z Mińska ostatecznie okazało się wdrożeniem w życie koncepcji od dawna zapowiadanych przez Niemców.

Polityka prowadzona przez Angelę Merkel jest całkowicie zgodna z oczekiwaniami Putina. W zaciszach gabinetów dokonuje się podział Ukrainy, co oznacza powrót do kształtowania losów Europy przez tzw. „koncert mocarstw”. Poprzez wytyczenie linii demarkacyjnych i zamrożenie konfliktu utrwalono rosyjskie zdobycze na wschodzie, faktycznie wyznaczając nową granicę ukraińsko-rosyjską, która w przyszłości może się jeszcze bardziej przesunąć na zachód. Nie mówiąc już o tym, że w ramach porozumienia całkowicie pominięto kwestię aneksji Krymu.

Negocjacje w Mińsku udowodniły również, że mechanizmy wynikające z unijnych traktatów w praktyce politycznej nie mają większego znaczenia. Samozwańcze wystąpienie Niemiec oraz Francji do negocjacji z Rosją jest nie tylko naruszeniem solidarności europejskiej, ale i ominięciem procedur wspólnej polityki zagranicznej. Mimo, że nikt nie dał przywódcom tych państw pełnomocnictw do reprezentowania całej Unii Europejskiej, uzurpują oni sobie prawo do występowania w imieniu wszystkich krajów członkowskich.

Wbrew europejskim sloganom, które tak często powtarzają niemieccy przywódcy, Berlin cały czas w polityce międzynarodowej rozumuje w kategoriach państwa narodowego. Zarówno Niemcy jak i Rosja są zainteresowane wypchnięciem Amerykanów z polityki europejskiej, tak by z jednej strony Berlin mógł pełnić rolę europejskiego hegemona, zaś z drugiej Moskwa uzyskała możliwość odbudowy dawnej strefy wpływów. Gwarantem stabilności na wschodzie ma być porozumienie niemiecko-rosyjskie, na łaskę którego zdany jest rząd w Kijowie.

Z tej przyczyny Niemcy nie chcą widzieć Ukrainy w jakiejkolwiek perspektywie zarówno w NATO jak i w Unii Europejskiej. W tym scenariuszu Polska ma pozostać państwem frontowym, a więc bezpośrednio zagrożonym rosyjskim ekspansjonizmem. Tymczasem rząd PO-PSL nie podejmuje żadnej aktywności w celu przywrócenia naszemu państwu podmiotowej roli w regionie, którą niegdyś wywalczył dla Polski śp. Prezydent Lech Kaczyński.

W interesie naszego kraju bez wątpienia jest uczestniczenie w rozmowach o przyszłości Ukrainy. Jako niemal 40-milionowy kraj położony tak blisko konfliktu mamy do tego pełne prawo. Powinniśmy podjąć stosowne kroki na arenie europejskiej, tak by uniemożliwić Niemcom i Francji samodzielne negocjowanie z Rosją o losie Europy Wschodniej. W przeciwieństwie do państw „starej” Unii mamy takie położenie geopolityczne, które nie pozwala nam zgodzić się na to, by poddawano w wątpliwość nienaruszalność granic w Europie.

Wojciech Jasiński/Salon24.pl