„Konserwatywny” premier David Cameron wysłał list do szefów rządów państw brytyjskiej Wspólnoty Narodów (Commonwealth) z propozycją zmiany reguł rządzących sukcesją w brytyjskiej monarchii. Projekt zakłada likwidację zasady pierwszeństwa męskich potomków przed żeńskimi w dziedziczeniu korony.  Dziś prawo stanowi, że to syn króla ma pierwszeństwo w zajęciu tronu. Elżbieta II nie miała braci i dlatego jest głową państwa ( teoretyczną). Zmiana prawa będzie dotyczyć wszystkich 16 krajów Wspólnoty, w których brytyjski monarcha jest głową państwa (Wielka Brytania Kanada, Australia oraz Nowa Zelandia). Postępowi Kanadyjczycy już zapowiedzieli zmianę prawa.


„Zabiegamy o równość płci we wszystkich dziedzinach naszego życia i jest anomalią, że w regułach odnoszących się do najwyższej funkcji publicznej zachowaliśmy wyższość mężczyzn" – napisał Cameron w liście cytowanym przez dziennik „Guardian". Okazuje się jednak ,że Cameron nie zmieni przepisu , który zabrania dziedziczenia tronu przez katolika. Brytyjskie prawo sukcesyjne pozwala na to by królem był muzułmanin, żyd, buddysta czy ateista.  Antykatolicki przepis funkcjonuje w Wielkiej Brytanii od 1688 r. i wynika z wojny religijnej między protestantami a katolikami w Królestwie.  Jednak jest on na rękę tolerancjonistom brytyjskim. Nie trzeba martwić się o wpływ zacofańców z Watykanu.  Rząd jednak  zamierza ułatwić życie katolikom i  proponuje znieść obowiązujący od 300 lat zakaz małżeństw następców tronu z członkami Kościoła rzymskokatolickiego. Zgodnie z jego planem dziedzic tronu sam nie mógłby więc być katolikiem, ale mógłby się ożenić z katoliczką. „Obecnie pierwszy na liście kandydatów do tronu jest książę Karol, a drugi William. Ślub Williama z Kate Middleton 29 kwietnia skłonił brytyjskich polityków do przyspieszenia starań o zmianę prawa z XVIII wieku. Cameron chce, by sukcesja po Williamie odbywała się już według nowych zasad”- czytamy w Rzeczpospolitej.


Nie jestem monarchistą jednak uważam postępowe nowinki zmieniające ducha monarchy nie tylko ośmieszają tą instytucje, ale pokazują, że jest ona zbędna. Jaki jest sens egzystencji króla i królowej skoro muszą się poddawać presji poprawności politycznej i ulegać świeckim dogmatom. Wcale nie zdziwiłbym się, gdy niedługo króla wybierano w Wielkiej Brytanii w demokratycznych wyborach by nie dyskryminować gejów, lesbijek, transseksualistów i innych mniejszości. A może od razu Brytyjczycy wyprodukują reality show, w którym na króla głosować się będzie za pomocą smsa?  To wcale nie jest s/fi. Czy 30 lat temu Brytyjczykowi przeszłoby przez myśl, że demokratyczny parlament będzie ustalał kto może dziedziczyć koronę  

 

Łukasz Adamski