Zbliża się 8 marca, Dzień Kobiet, a więc manify – feministyczne podchody w największych polskich miastach. Osobiście, choć święto to jest reliktem PRL, szczerze żałuję, że już dawno przestało nam się kojarzyć z goździkiem (tudzież tulipanem, czy jakimkolwiek innym kwiatkiem). Pierwsze skojarzenie, jakie przychodzi na myśl, to właśnie wylegające tego dnia na ulice rozwrzeszczane feminazistki. A tym bardziej rozwrzeszczane, im mniej zwraca się na nie uwagę. Stąd z roku na rok coraz mocniejsze hasła, coraz bardziej kontrowersyjne pomysły. Często wymierzone po prostu w Kościół, jakby nieodłącznym elementem feministek był antyklerykalizm.

Tegoroczne pochody feministek będą przebiegać pod hasłem „O Polkę niepodległą”. Intencją manify 2013 jest „rozmontowanie polskich heroicznych narracji – przez kobiety, które nie dadzą dłużej zatykać sobie ust ani goździkiem, ani kotwicą”. Dlaczego kotwicą? Ano dlatego, że drogie panie z Porozumienia Kobiet 8 marca wzięły w tym roku na swoje sztandary (tudzież plakaty) symbol Polski Walczącej. Przejaw feministycznie pojmowanego patriotyzmu? Bynajmniej. Manif'estantkom wcale nie chodzi o wzbudzenie w żeńskiej części narodu jakichś „bogoojczyźnianych” sentymentów. Panie chcą ciemnym Polkom wybić z głów tradycyjne skojarzenia z tym symbolem. „Czy jest możliwe, by „niepodległość” przestała być kojarzona wyłącznie z martyrologią, walką i ofiarą, a zaczęła służyć za metaforę niezależności ciał kobiet od politycznych gier i sumień posłów? Jakie relacje istnieją lub mogą zaistnieć pomiędzy feminizmem, patriotyzmem i nacjonalizmem?” - zastanawiają się feministki.

Feministki pod znakiem „kotwicy” chcą walczyć o niepodległość. Czyż to nie brzmi egzotycznie? Nie, jeśli dodamy, że paniom z manify chodzi o niepodległość... ich ciał. „W Polsce macica jest polityczna, ale żołądek prywatny, „życie poczęte” jest polityczne, ale narodzone jest już tylko twoim problemem. Rodzina z niepełnosprawnym dzieckiem to sprawa prywatna, ale już rodzina, w której ludzie homo- lub heteroseksualni chcą żyć w związku partnerskim to sprawa wagi państwowej – politycy wytoczą najcięższe działa, będą obrażać wszystkich „innych” i krzyczeć o zagrożeniu dla rodziny. Będą zaglądać nam do łóżek w imię chrześcijańskiej miłości, ale nie zajrzą do domów, w których mąż bije i/lub gwałci żonę. Walka z przemocą wobec kobiet to przecież atak na świętość polskiej rodziny” - przypominają feministki, w razie gdyby któraś z pań zapomniała, że jej macica nie jest jej macicą.

No tak, politycy (manif'estantki zapomniały jeszcze dodać, że księża również!) zaglądają nam niby pod kołdrę, a co robią feministki? Bezwstydnie same pokazują, co pod tą kołdrą mają. I udają ubezwłasnowolnione działaniami rządu, którzy „robi politykę kosztem ich ciał, życia i zdrowia”. „Gdzie jest nasza niepodległość?” - pytają dramatycznie i wzywają panie na barykady.

Artur Zawisza, jeden z liderów Marszu Niepodległości, podkreśla w rozmowie z Fronda.pl, że feministkom wcale nie chodzi o Polkę, ale raczej o wyzwalanie z polskości. - Gdyby chodziło im o Polki w Polsce, to byłyby oburzone zniszczeniem pomnika Inki, jako wzoru polskiej kobiety walczącej w XX wieku. Gdyby naprawdę chodziło im o Polki w Polsce, to protestowałyby przeciw pomówieniu matki ośmiorga dzieci Marii Konopnickiej o dewiację seksualną. Wreszcie gdyby im zależało na Polkach w Polsce, broniłyby konstytucyjnego małżeństwa, które inaczej niż związki partnerskie chroni kobiety przed nieodpowiedzialnością mężczyzn. Jednak nigdzie tam głosu feministek nie było słychać, stąd pewność, że nie chodzi im o dobre życie Polek w wolnej Polsce, ale przeciwnie – o fałszywe wyzwolenie – podkreśla.

- Nota bene, zapowiadają w swoim manifeście walkę o niepodległość swoich ciał. A niepodległość, o jaką naprawdę im chodzi, ma charakter czysto materialistyczny. Znak Polski Walczącej, pod którym polskie dziewczyny w XX wieku przelewały krew w żadnym stopniu do tego nie pasuje – ocenia Zawisza.

- Całe ludzkie życie, obudowane obyczajami i tradycją, w dużej mierze składa się ze zobowiązań, ale dzięki zobowiązaniom jednych, dobrami mogą cieszyć się drudzy. Wyzwolenie i walka o niepodległość ciał jest natomiast wyjściem z poziomu, nie tylko narodowego, ale wręcz ludzkiego na poziom czysto cielesny, który nie daje pełnej prawdy o człowieku, w tym – o kobiecie – komentuje były poseł PiS. 

Zdaniem Zawiszy, plakat zapowiadający tegoroczną manifę dowodzi istnienia „pewnej ukrytej rywalizacji z wielkim Marszem Niepodległości, w którym akurat wiele kobiet, także moja rozmówczyni, uczestniczyło, i doskonale czuło się w tym pochodzie polskości”. - Swego rodzaju sukcesem Marszu Niepodległości jest to, że nawet tak skrajnie wywrotowe środowiska nawiązują do niego w sposób polemiczny i wręcz nieuprawniony poprzez znak Polski Walczącej, a jednak czują się w obowiązku jakoś do Marszu Niepodległości odnieść. Na szczęście, on był i zawsze będzie daleko większy niż jakakolwiek manifa 8 marca – konstatuje.

Na szczęście!

Marta Brzezińska