Nie jest łatwo mówić o nacjonalizmie czy ruchu narodowym w Polsce. Nie jest to łatwe, bowiem tradycja ta została rozstrzelana i uwięziona, a później przemielona przed dwa wielkie totalitaryzmy. A jakby tego było mało skazana na zapomnienie przez lewicową inteligencję Polską. Ale mam wrażenie, że trzeba to robić, bo Polska, a także każdy inny kraj, potrzebuje mocnego kręgosłupa narodowego, silnej tożsamości. Tą budować może tylko silny, dynamiczny, nowoczesny patriotyzm, którego najważniejszy nurt w polskiej tradycji politycznej określał się mianem nacjonalizmu lub narodowej demokracji. Potrzeba tego nurtu jest szczególnie dobrze widoczna, gdy wspólnota narodowa przeżywa kryzys, gdy słabnie tożsamość i świadomość odpowiedzialności za nią, gdy ludzie pochłonięci konsumpcjonizmem i małą stabilizacją uznają, że Ojczyzna nie jest im już do niczego potrzebna.

Po co nam silne państwo?

Można oczywiście zadać pytanie – po co nam silne państwo? Czy nie w świecie zglobalizowanym, pełnym sieciowych powiązań, gdzie kapitał coraz częściej – jak się twierdzi – nie ma już narodowości, rzeczywiście potrzeba nam silnego państwa? A może – szczególnie w naszej polskiej sytuacji może zastąpić je powinny – ponadnarodowe i ponadpaństwowe struktury europejskie, które mogą skutecznie konkurować z innymi hegemonami tego świata? Nie mam dość czasu, by pokazać naiwność tego typu myślenia, ale nie mogę nie wskazać, że polityka zagraniczna i wewnętrzna powinna być prowadzona w duchu realizmu, a nie naiwnego idealizmu. A ten pokazuje zupełnie jednoznacznie, że choć świat się zmienia, to nadal – nikt nie twierdzi, że na zawsze, bo na tym świecie nie ma nic na zawsze – nadal podmiotem polityki pozostają państwa i narody, które je tworzą. I tylko one mogą skutecznie ograniczać dyktat międzynarodowego kapitału, totalitarne zapędy instytucji międzynarodowych czy budować realne więzy solidarności społecznej. I nie chodzi o to, by państwo to istniało samodzielnie, by stanowiło autarkię, ale by współpracowało z innymi. Autentyczna współpraca możliwa jest jednak tylko wtedy, gdy dostrzega się w nas partnera, a nie petenta, który płaczliwie o coś prosi.

Silne państwo gwarantuje nam jednak nie tylko lepszą pozycję w świecie czy nawet wśród sąsiadów, ale także – co nie mniej ważne – gwarantuje nam lepsze życie osobiste. Mocne, nowoczesne, oparte na silnych fundamentach moralnych państwo gwarantuje nam bowiem nie tylko bezpieczeństwo, zakorzenienie, ale także co nie mniej ważne, możliwości rozwoju zawodowego i osobistego. Komentując słynne zdanie z „Konrada Wallenroda”: „szczęścia w domu nie znalazł, bo go w Ojczyźnie nie było” Rafał Ziemkiewicz zwraca uwagę, że wcale nie trzeba się na nie koniecznie patrzeć z perspektywy romantycznej, ale także całkowicie przyziemnej. „Nie można zaznaczać szczęścia w domu, jeśli do tego domu w każdej chwili może wejść kopniakiem Krzyżak albo jakiś inny okupant, obić ci twarz, splądrować komory i zgwałcić żonę. Innymi słowy: uporządkowanie spraw publicznych jest warunkiem tego, by szczęście w domu było czymś trwałym, oczywistym”[1] - wskazywał Ziemkiewicz. I dodawał, że „potrzebujemy Polski do normalnego życia”. „Jeśli nie funkcjonują prawidłowo sądy i policja, nie można się bogacić ani robić biznesu”[2]. A kontynuując jego myśl, jeśli nie żyjemy w silnym, nowoczesnym kraju, to nie ma możliwości, byśmy jako naukowcy, lekarze, inżynierowie robili w nim karierę, ale zawsze będziemy skazani na opuszczenie go, niekoniecznie za chlebem, ale za możliwością normalnej pracy, podstawowego zabezpieczenia czy wreszcie prowadzenie badań, jakie nas interesują. Bez silnego państwa będziemy też skazani na wieczną przegraną z obywatelami państw, które walczą on ich prawa, gwarantują wsparcie i wreszcie uznają, że zapewnienie im bezpiecznego i godnego życia jest jednym z ich podstawowych celów.

Nie ma państwa bez silnego narodu

I tu właśnie dochodzimy do pytania o potrzebę nacjonalizmu. Nie mam większych wątpliwości, że do co potrzeby silnego państwa (pytaniem może być jedynie to, jakie to ma być państwo) wszyscy się zgodzimy, i to niezależnie od innych, nawet bardzo nas różniących, poglądów.  Spór dotyczyć będzie, zapewne, dopiero pytania, jak osiągnąć cel, o którym mowa, jak zbudować silne państwo. Doświadczenie historyczne nie pozostawia większych wątpliwości, że by to zrobić, konieczny jest świadomy swojej wartości, dumny ze swojego pochodzenia i swoich osiągnięć naród. Bez niego, bez zachowania tradycji, osiągnięć przodków, wspólnej mitologii, ale także świadomości przyszłych wyzwań nie ma, i nie może być silnego państwa, bowiem nie istnieje suweren, który miałby je stworzyć.

Aby jednak wspólnota taka mogła przetrwać konieczna jest odpowiedzialność za nią. Odpowiedzialność, która niekiedy rodzi konieczność ofiary. Szukając jej źródeł można oczywiście wskazać na własny interes, który wymaga jej istnienia, ale nie wydaje mi się to wystarczające. Płytki utylitaryzm, pragmatyzm nie wystarcza dla uzasadnienia ofiarności dla wspólnoty. Tu konieczne jest odwołanie do wartości bardziej pierwotnych, a konkretniej do przykazania – zupełnie podstawowego, niezależnie od wyznawanego światopoglądu – szacunku i czci dla rodziców. Patriotyzm, miłość ojczyzny, wypływa właśnie z poszerzonego rozumienia tego przykazania. Patriotyzm wyrasta właśnie z obowiązku pietas, szacunku wobec rodziców, czyli tych osób, które przekazały nam życie, ale także wprowadziły w przestrzeń kultury, języka, religii i relacji. Człowiek religijny powiedziałby wprost, szacunku dla tych, którzy dla nas reprezentują Boga Stwórcę. „Ojczyzna to jest poniekąd to samo, co ojcowizna, czyli zasób dóbr, które otrzymaliśmy w dziedzictwie po ojcach”[3] - wskazywał bł. Jan Paweł II w „Pamięci i tożsamości”. I właśnie te dobra, historię, tradycję, język, krajobraz, „miasto, miasteczko, wieś, ulice, dom, podwórko, pierwsza miłość, las na horyzoncie” - by posłużyć się cytatem z Tadeusza Różewicza – gruntuje w nas obowiązek czci, odpowiedzialności za nią.

Ta odpowiedzialność może mnie doprowadzić aż do wezwania do heroizmu, oddania życia. Bez świadomości takiej potrzeby, bez jej zaakceptowania, nie ma w istocie moralności. I nie chodzi tylko o moralność społeczną, ale także jednostkową. „... tylko w obrębie wspólnoty jednostki stają się zdolne do moralności, są w tej zdolności podtrzymywane i stają się moralnymi podmiotami działania”[4] - wskazuje Alasdair MacIntyre i podkreśla, że bez takiej wspólnoty, wspólnoty narodu, nie jestem w stanie rozwijać się jako jednostka moralna. „Wierności wspólnocie wymaga ode mnie moralność – nawet, jeśli wspólnota wymaga ode mnie śmierci w celu potrzymania jej życia. Wyrwany ze swej wspólnoty łatwo tracę świadomość wszystkich prawdziwych standardów osądu moralnego. Lojalność wobec tej wspólnoty, wobec hierarchii określonego pokrewieństwa, określonej wspólnoty lokalnej, jest (…) wstępnym warunkiem moralności”[5] - dodaje szkocki filozof. I dodaje, że wyrzeczenie się narracji patriotyzmu, świadomości własnych korzeni będzie ostatecznie oznaczać wyrzeczenie się fundamentów moralności.

Na takim fundamencie, wcale przecież nie kolektywistycznym, ale komunitariańskim, dopiero zbudować można silny naród. Patriotyzm słaby, który wciąż się nam zachwala, nie jest bowiem możliwy bez patriotyzmu krwi. Codzienna wytrwała praca jest tylko inną stroną patriotyzmu, który wymaga niekiedy oddania życia. Jeśli nie jesteśmy gotowi, świadomi je oddać, to w imię czego mamy oddawać część zarobionych przez nas pieniędzy na solidarność społeczną, albo dlaczego mamy rezygnować ze świetnej propozycji pracy za granicą, byle tylko nasze dzieci mogły pozostać Polakami? Owszem teraz nie staje przed nami wyzwanie walki, ale trwania. Tyle, że aby naród mógł trwać, aby trwać mogła tworząca go wspólnota, potrzebni są ci, którzy będą w stanie rezygnować z pewnych aspiracji, planów, zamierzeń, jeśli tylko będzie to lepsze dla Polski, dla Ojczyzny.

Wychowanie dla narodu

Świadomość tej moralnej zależności od wielu pokoleń budzi w nas obowiązek kontynuacji. „Poczucie swej godności, które nie pozwala człowiekowi kraść lub żebrać, nie pozwala mu również korzystać  z dóbr narodowych, nie dokładając nic do nich od siebie, nie pracując nad ich pomnożeniem i nie biorąc udziału w ich obronie (…) Wstępując w życie przychodzimy go gotowych jego form, do gotowej organizacji, formy zaś te i organizacja, to wynik pracy długiego szeregu pokoleń, które tworzyły, budowały, uzupełniały, poprawiały, wreszcie to, co było złego. Czyż nie ogarnia nas wstyd na myśl, że my możemy odejść bez śladu, nie stworzywszy nic, nie dodawszy nic do tej budowy wieków, nie poprawiwszy żadnego z jej błędów? … Obowiązki względem ojczyzny – to nie tylko obowiązki wobec Polaków dzisiejszych, ale także względem pokoleń minionych i tych, co po nas przyjdą”[6] - wskazywał Roman Dmowski w „Myślach nowoczesnego Polaka”.

Ten wstyd leży u podstaw patriotyzmu, który w polityce często – choć nie wyłącznie – przyjmuje postać nacjonalizmu lub komponentu narodowego dodanego do konserwatyzmu czy myśli chrześcijańskiej. Bez niego, bez wychowania do odpowiedzialności za Ojczyznę, która opiera się na dumie z osiągnięć naszych przodków, z zachwytu nad polską literaturą – Sienkiewiczem, Mickiewiczem, ale także Różewiczem czy Herbertem, z szacunku dla polskich form długiego trwania i polskiej religijności, nie przetrwamy jako naród, a to oznacza, że zginie pewna forma bycia człowiekiem, coś co buduje różnorodność świata. A my, tak zupełnie po ludzku, stracimy takżę naszą małą stabilizację, poczucie zakorzenienia i możliwość normalnego życia. I dlatego patriotyzm, a także nacjonalistyczny komponent polskiej polityki, jest nam wszystkim potrzebny.

Tomasz P. Terlikowski

Wystąpienie wygłoszone podczas Debaty Oksfordzkiej pt. Czy Polska potrzebuje więcej nacjonalizmu, która odbyła się w Teatrze Polskim 4 października 2013 roku



[1]     R. A. Ziemkiewicz, Myśli nowoczesnego endeka, Lublin 2012, s. 70.

[2]     Tamże, s. 71.

[3]     Jan Paweł II, Pamięć i tożsamość, Kraków 2005, s. 66

[4]     A. MacIntyre, Czy patriotyzm jest cnotą, w: „Komunitarianie”, red. P. Śpiewak, s. 293.

[5]     Tamże, s. 294.

[6]     R. Dmowski, Myśli nowoczesnego Polaka, Wrocław 2002, s. 20-21.