Portal Fronda.pl: Szef sztabu generalnego USA gen. Martin Dempsey ostrzega, że amerykańska potęga militarna się kurczy. Podziela pan generał tę ocenę?

Gen. Waldemar Skrzypczak: Gen. Dempsey wie co mówi. Jego wypowiedź jest na pewno wynikiem rzetelnej analizy stanu armii amerykańskiej i jej możliwości operacyjnych. Generał ma na uwadze także to, że Stany Zjednoczone są zaangażowane jednocześnie w prowadzenie operacji niemal na całym świecie. Są w Europie, Ameryce Południowej, Ameryce Łacińskiej, Azji, są na Bliskim Wschodzie. Amerykanie mają od wielu lat problemy z naborem żołnierzy do wojska – i to mimo tego, że mają atrakcyjne formy zachęty dla rekrutów. Sięgają często po imigrantów z krótkim stażem pobytu w Stanach lub do zasobów ludzkich z terytoriów od nich zależnych, na przykład Portoryko.

Generał mówił też o rosnącym ryzyku wciągnięcia Stanów Zjednoczonych w konflikt z Rosją lub Chinami. Który z tych kierunków uważałby pan generał za bardziej prawdopodobny?

Chiny moim zdaniem nie zagrażają ładowi światowemu. Swoją energię kierują przede wszystkim na rozwój gospodarczy, prowadząc intensywną operację ekonomiczną w każdym możliwym miejscu na świecie. Sądzę, że większym zagrożeniem dla interesów amerykańskich jest Rosja – ale nie w Europie, a w Azji oraz na biegunie północnym.

A jeśli amerykańska siła rzeczywiście nieco słabnie, to co oznacza to dla Polski?

To znaczy, że nie jesteśmy państwem, którego Amerykanie będą bronić w pierwszej kolejności, jeżeli doszłoby do konfliktu. Amerykanie są bardzo zaangażowani w Azji, z podkreśleniem Korei Południowej, gdzie utrzymują od wielu lat znaczne siły morskie i powietrzne. Nie ma szans, żeby Amerykanie wrócili w Europie w czasie pokoju do tego stanu posiadania wojsk, jaki mieli kiedyś, w czasie zimnej wojny. Silniej angażują się nawet w Ameryce Łacińskiej i w części północnej Ameryki Południowej.

Powinno to jakoś wpływać na naszą politykę zagraniczną?

Powinniśmy w polityce zagranicznej myśleć o Ameryce, ale przede wszystkim powinniśmy myśleć o polityce w kierunku zachodu Europy. Przez wiele, wiele lat nasza polityka zagraniczna tego kierunku nie doceniała. Stąd między innymi brak Polski przy stole w negocjacjach z Rosją. Mamy duży potencjał ludnościowy, jesteśmy we w miarę dobrej sytuacji ekonomicznej – powinniśmy więc być silni. A tak nie jest, bo mamy bardzo słabą politykę zagraniczną. Trzeba szukać sojuszników także w Europie. O Stanach Zjednoczonych nie powinniśmy zapomnieć, ale musimy szukać swojego miejsca w Europie, bo w Europie żyjemy.

Widzi pan generał szansę na zmianę w związku z tymi zmianami politycznymi, które już miały miejsce i tymi, które – prawdopodobnie – będą mieć miejsce po jesiennych wyborach?

Ja jestem żołnierzem, nie politykiem. Nie wiem, co wydarzy się we wrześniu. Sam pan widzi, do czego posuwają się dzisiaj politycy, choćby we wzajemnym obrażaniu się. Dla mnie to jest błoto, którym wzajemnie obrzucają się politycy w celu zdobycia władzy. Władzy, która im się nie należy, bo do niej nie dorośli, skoro tak się zachowują, jak się zachowują. Nie jestem politykiem, więc nie chcę przewidywać tego, co wydarzy się na jesieni, ale czarno to wszystko widzę. Nie mówię tu o PiS czy PO – nieważne. Widzę po prostu polityków ubabranych po same szyje. Wszystkie te złe rzeczy jakie mają miejsce na scenie politycznej w rozgrywaniu Polaków.

To kto powinien kierować polityką zagraniczną i obronnością? Wojsko?

Nie, nie, nie. Potrzeba ludzi merytorycznie przygotowanych. Niech pan zobaczy, że stanowiska w rządach – z każdej ekipy, ja tutaj nie dzielę – obejmują ludzie, którzy mają tylko ambicję być kimś, ale nie mają żadnego przygotowania merytorycznego. Nie mają kindersztuby. Na Zachodzie politykiem czy ministrem zostaje się w danym resorcie wówczas, gdy ma się przygotowanie do kierowania danym resortem, merytoryczne i zawodowe. A u nas jak jest? Miejsca dostaje się z klucza partyjnego. Jest się zarówno dobrym w ministerstwie transportu, zdrowia czy czegoś jeszcze innego. Są ludzie uniwersalni, mogą być w każdym resorcie – i dlatego mamy to, co mamy.

Prawo i Sprawiedliwość stworzyło jednak organ doradczy złożony z uczonych akademickich i ekspertów, który miałby być zapleczem merytorycznym rządu. To krok naprzód?

Powołanie niezależnych ekspertów, naukowców z ośrodków akademickich, z instytucji, w których jest wiedza – to dobre rozwiązanie. Bo jeżeli będziemy opierać się na politykach, to będziemy mieć to, co mamy teraz, czyli generalnie chaos. Jeżeli będą ludzie merytoryczni, z doświadczeniem i wiedzą, z kontaktami międzynarodowymi – to jest to dobre i to jest właściwy kierunek.

To może i pan generał mógłby się wziąć za politykę?

Ja?

Tak.

Nie, nigdy nie żywiłem i nie żywię żadnych ambicji politycznych. Jestem żołnierzem i staram się trzymać daleko od polityki. Bardzo mnie boli, że politycy swoimi działaniami i wybiegami uwikłali armię, generałów w politykę. Przez to armia traci w społeczeństwie, nad czym bardzo ubolewam. Jest dzisiaj więcej generałów salonowych. Bardzo nad tym boleję i nie mam żadnych ambicji politycznych. Mogę być ekspertem, ale na pewno nie politykiem.  

Rozmawiał Paweł Chmielewski