Plany wspaniałe a wyszło jak zwykle czyli wielkie nic. Nadal trzęsiemy się po dwupasmowych asfaltówkach, mimo, że od czasu do czasu uroczyście otwiera się kolejny odcinek jakiejś tam autostrady. Ciekawe jest to, że parę lat temu otwierano z pompą (choć z  rzadka) odcinki pięćdziesięcio- a zdarzało się, że i stukilometrowe. Teraz otwiera się 5 kilometrów, oczywiście równie uroczyście. Zgodnie z logiką za kilka lat jakiś wielce szanowany VIP uroczyście przetnie wstęgę przed dwudziestometrowym odcinkiem, który właśnie otwarto po przyspieszonej, pięcioletniej budowie. Stadiony co prawda się pojawiają, tylko jakoś na przykład Narodowego nie da się otworzyć, a to z powodu schodów a to innej awantury. Dobrze, że chociaż gminy parę Orlików zbudowały, w razie czego i premier będzie miał gdzie zagrać i mecz otwarcia będzie można zorganizować. Co do hoteli i innych cudów… nie ma o czym mówić. Dosłownie.


Zamiast polityki inwestycji i rozwoju mamy więc politykę rezygnacji. W ostatnich dniach media podały, że polityka ta jest ochoczo kontynuowana- zrezygnowano z planu budowy superszybkiej kolei i centralnego portu lotniczego. W tej sytuacji rodzą się pytania- co jeszcze zostało z planów, obietnic i perspektyw, gdzie się podziały miliony, sponsorzy i wolny kapitał oraz, oczywiście, kto jest winny. Na to ostatnie pytanie odpowiedzieć najłatwiej. Winni są oczywiście kryzys, który podstępnie zaszedł ekipę Tuska z flanki oraz opozycja uniemożliwiająca swobodne działanie dla dobra narodu i szczęśliwej przyszłości. Wiadomo też kto jest najbardziej niewinny- rząd rzecz jasna i jego szef.  Pytanie numer dwa też nie jest trudne- kapitał padł ofiarą kryzysu a środki europejskie przecież są. Że nie takie jak obiecywane? Kryzys, kochani, kryzys. Najtrudniejsze jest pytanie numer jeden. Czy jeszcze z czegoś ważnego nie zrezygnowano? Trudność polega na tym, co dla kogo jest ważne. Ze spraw ważnych dla siebie Tusk nie rezygnował- ani z budowania piara, ani z podlizywania się unii ani też z chronienia interesów PO. Tę rezygnację można tłumaczyć dwojako. Albo na rząd i umiłowaną Platformę padła epidemia jesiennej melancholii, albo jest to znane wszystkim szachistom klasyczny gambit: arcymistrz Donald poświęca figurę by zdobyć coś większego. Znacznie większego: unijny stołek z ograniczoną (bardzo) odpowiedzialnością i nieograniczoną (wcale) władzą.

 

Nasz rząd ze Słońcem Peru na czele dokładnie w ten sposób zaszczepia w Narodzie miłość i przywiązanie do ojczyzny, tak skutecznie, że kto tylko może stara się ją kochać na odległość.

 

Co więc pozostaje dla nas? Niejedno – likwidacja wszelkich ulg, podniesienie Vat, wprowadzanie kolejnych przepisów utrudniających życie obywatelom, zwiększenie kontroli państwa nad naszym życiem a przede wszystkim pchanie nas na siłę w ramiona EU i do upadającej strefy euro o serwilizmie wobec Unii i Niemiec nie wspominając.

 

Uogólniając można by powiedzieć, że rząd zrezygnował całkowicie z rozwoju uznając, że najlepszym lekarstwem na kryzys jest jego pogłębienie. Przypomina mi to stary dowcip jeszcze z  czasów panoszenia się ustroju pokój miłującego. Otóż milicjant patrolując ulice natyka się na dwóch chłopaków, z których jeden straszliwie narusza za pomocą buta nietykalność tylnej części drugiego. - Co ty wyrabiasz? - wrzasnął łapiąc za pałkę. - A bo on powiedział, że miłość do Związku Radzieckiego ma w d... - No i co? - No i ja mu ją pogłębiam.

 

A autostrady i szybką kolej obejrzymy sobie w Internecie.

 

Monika Nowak i Alexander Degrejt