Zdesperowani Polacy z Mariupola, którzy czują się pozostawieni przez polski rząd, napisali list do premier Ewy Kopacz i prezydenta Andrzeja Dudy.

– Ciągle jest obawa ataków terrorystycznych. Wielu jest już wykończonych psychicznie, inni chcieliby wyjechać stąd i zapomnieć – mówi portalowi niezalezna.pl Andrzej Iwaszko, prezes Polsko-Ukraińskiego Stowarzyszenia Kulturalnego w Mariupolu

„My nie mamy wygórowanych wymagań, jesteśmy gotowi pracować społecznie za bezpieczny dach nad głową i sprzątać ulice w razie potrzeby. Słuchając zapewnień, że Polska jest gotowa przyjąć setki uchodźców – Muzułmanów, ubolewamy, że dla nas katolików potomków represjonowanych Polaków (…) nie ma miejsca na naszej historycznej Ojczyźnie” – napisali do prezydenta i premier Polacy z Mariupola.

Dotychczas Polacy z Mariupola nie otrzymali żadnej pomocy, list jest ich ostatnią nadzieją...

- Tutaj jest od trzech tygodni w miarę spokojnie. Nie ma tek intensywnego ostrzału jak był wcześniej, gdy były ostrzeliwane osiedla i były ofiary. Ludzie żyją jednak w ciągłym napięciu, że może nadejść kolejna ofensywa. Ciągle jest obawa ataków terrorystycznych. Wielu jest już wykończonych psychicznie, inni chcieliby wyjechać stąd i zapomnieć. Staramy się pomagać. Zwracaliśmy się w grudniu do polskiego konsulatu, czy za pomocą fundacji Wolność i Demokracja do pani premier. Nie było żadnej reakcji i mówiono nam, że ewakuacja do Polski z Donbasu to była jednorazowa akcja – opowiada Andrzej Iwaszko.

Jak wynika z jego relacji, część rodzin próbuje wydostać się z Mariupola na własną rękę.

- Kto był przygotowany zawodowo, językowo – aby utrzymać się w Polsce – to nie czekał, ale dla kogoś z Mariupola wyjazd do Polski jest to wydatek ogromny. Nawet sprawy urzędowe, bo my do konsulatu w Charkowie mamy 700 kilometrów. Tego nie da się załatwić w jeden dzień. To kosztuje, a przyjazd do Polski, gdzie jest potrzebne mieszkanie, zameldowanie, karta czasowego czy stałego pobytu – to ogromny wydatek - wyjaśnia prezes Polsko-Ukraińskiego Stowarzyszenia Kulturalnego.

- Oni nie wiedzą co będzie jutro, czy będzie ofensywa wojskowa. Oni żyją na walizkach. Niektórzy załamują się psychicznie. Tutaj jest jednak wschód, a nie Lwów, gdzie Polacy mówią po polsku. Tutaj Kościół katolicki jest od piętnastu lat
– mówi Iwaszko.

Iwaszko wyraża zaskoczenie postawą Ewy Kopacz.

- List z Mariupola przesłaliśmy do pana prezydenta i pani premier. Zdziwiło nas, że pani premier w sierpniu w wywiadzie dla Polskiego Radia powiedziała, że może przyjechać do Polski każdy kto chce, ale ona nie ma sygnałów, że ktoś chce przyjechać. Z tego to wynika, że o nas nie wiedziała, czy może nie miała dobrych informacji? – podsumowuje Iwaszko.

– Ludzie dzwonią do nas z Polski i proponują pomoc, to jest wzruszające - dodaje.


KZ/Niezalezna.pl