To cud, że mimo całego brudu ten świat jest. Że jest to, co nie zasługuje, by istnieć. To jest dowód istnienia Boga - mówi Św. Tomasz z Akwinu w rozmowie z portalem Fronda.pl.

 

 

- Ojcze Tomaszu, jeśli mogę tak mówić…

- Proszę bardzo, synu…

- Ojcze Tomaszu, rozmawiamy w Polsce, gdzie Ojciec mieszka od wielu lat.

- Jest tu jeszcze w miarę normalnie. W miarę. Jeszcze za mało czytacie klasyków – tu Anglosasi są od was lepsi. Macie za to coś takiego, coś takiego…

- ?

- Jeszcze do końca nie zgłupieliście. Jadę, na przykład, tym waszym metrem. A metro macie lepsze niż w Paryżu, jazda z jednego końca na drugi trwa znacznie krócej. A więc jadę tym metrem i patrzę na Was (a patrzeć to ja potrafię), i widzę tomistów!

- Tomistów?

- Tak, tomistów. Macie tomistyczne twarze. Macie tomizm w oczach i tomizm w ustach. Bo, przede wszystkim, dystynkcje, znaczy się rozróżnienia, są ciągle dla was ważne. Nawet jak telewizor włączę, to ciągle rozróżniacie. To PiS, to Platforma. To facet, to kobieta. To ma dla was znaczenie. Nie robicie problemu z różnicy. Kiedyś spędziłem niedzielne popołudnie w jednej polskiej rodzinie, zaprosili mnie na śledzie. Wyborne, w śmietanie. Jemy te śledzie, a w kącie gra telewizor. „Ja już na te mordy patrzeć nie mogę” – mówi pani domu. „Cicho, Małgosiu, siedź i konsumuj” – napomina ją małżonek. „Kiedy mówię, że nie mogę” – oświadcza małżonka. I się zaczyna. To jest piękne, naprawdę. W Paryżu, w Neapolu, w Rzymie, tam tego już nie ma… Za dużo tam teflonu.

- Za to u nas wiocha, brak zgody, złodziejstwo.

- Lepsze to, synu, od teflonu. W nim nie zobaczysz człowieka. Tego, że każdy jest inny. Tomista w metrze cieszy się z mięsa. Ze staruszki z czosnkiem, nieogolonego biedaka, wypindrzonej laski i ucznia z kontrabasem. Tyle tego u was. Najróżniejszego. Czasem tak jeżdżę od stacji do stacji. Tam i z powrotem. Dzięki temu zrozumiałem, czym jest Wasze państwo podziemne.

- Przecież to było tak dawno.

- Nie, to wciąż jest. W metrze. Jak patrzę na tych tomistów w wagonie, myślę sobie, że to właśnie jest państwo podziemne. Metrem, synu, jeździ samo państwo. Nadziemne państwo jest zwykłe, teflon. W państwie podziemnym jest mięso. Wspólnota polityczna jeździ metrem. Nad ziemią teflony płaszczą się przed Ruskiem, Niemcem, pederastą. A pod ziemią państwo nie kłania się nikomu. Każdy jest panem i to rodzi wspólnotę. Baba z czosnkiem szturcha ucznia, uczeń gapi się na laskę, laska śmieje się z żula. Tak powstaje państwo. I dlatego u Was siedzę.

- Jak długo Ojciec tu jeszcze zabawi?

- Trudno powiedzieć. Może długo? Chyba, że to Wasze państwo szlag trafi. Za rzadko myślicie, że to wszystko może się skończyć.

- To na kogo Ojciec głosował?

A głosowałem. Przeor mówił, żebym się nie rozgadywał o polityce, że nie wolno, że coś, że nie trzeba robić obciachu. Dominikanie nie potrzebują dzisiaj obciachu, ale jak synu pytasz, to odpowiadam: Głosowałem. Czasy są niespokojne.

- Ojciec niezadowolony z naszych czasów?

Nie można tak do końca powiedzieć. Na starość ma się jednak swoje przyzwyczajenia. Za to śledzie są u Was całkiem, całkiem.

- Tak, śledzie. Śledzie to ważna sprawa. I ruch myśli.

- Z tym gorzej. Powiem więcej, smutno. Czytałem tych Waszych mędrków, jakichś Chomskich, Foucaultów czy coś. Niby nic nowego, niejednego takiego widziałem, nawet w Paryżu moich czasów. Nic niezwykłego, naprawdę. Tylko, kto im odpowie, skoro przytakujecie? Mówicie tyle o narracji. To opowiedzcie świat takim, jakim jest. Bez tego całego pudru. Za to po katolicku. Opowiedzcie, jaki to cud, że pomimo całego brudu ten świat jest. Że jest to, co nie zasługuje, by istnieć. To jest cudowne, to jest dowód istnienia Boga po wsze czasy. A Wy? A Wy nic.

- O tym wiemy. Jest kryzys. Tracimy wiarę. Systemy runęły. Prawda się ulotniła. Wszystko, co stałe wyparowuje.

- No to piszcie Summę.

- Summę? Kiedy tracimy wiarę, systemy runęły, prawda się ulotniła...

- No, mówię, piszcie. Myślicie, że to taka nietypowa sytuacja, że za moich czasów było lepiej? Myślicie, że moher rządził? A skądże! Brud, syf, niewiara i herezje. Ulice zapełnione prostytutkami, lud się burzył, nawet kler się puszczał. Człowiek na to wszystko patrzył i pisał Summę. To było najlepsze, co mógł robić. A i tak, co się wycierpiał przy tym, to jego.

- Był porządek, wierzyliście w ład, mieliście chrześcijańskie elity.

- Chrześcijańskie elity? A niech ich! Zwykłe wykształciuchy i tyle! Porządek? To dzięki nam! To my, chrześcijanie, wnosiliśmy porządek wszędzie tam, gdzie się pojawialiśmy. Wszyscy. Żadne tam wielkie elity. Każdy, na ile mógł. Nie trzeba być aniołem ani wiktoriańską ciotką, żeby wznosić katedry.

- Tradycyjne wspólnoty. To była siła średniowiecza.

- Jakie wspólnoty? Jedni w rynsztoku, inni na nich lali siuśki. Zero pamięci, mnóstwo guseł.

- Ciemne średniowiecze? Odrzuciliśmy tę tezę.

- I z jednego wariactwa wpadacie w drugie. Wymuskani Francuzi i paru narwanych Ruskich wymyśliło sobie średniowiecze na nowo. Anielskie śpiewy z Solesmes. Pan w to wierzy? To wszystko było inaczej. Strużka światła, która padała na posadzkę – to było średniowiecze. Strużka załamana witrażem. Wkoło niewiara. Chcecie drugiego średniowiecza, to wpuście tę strużkę i piszcie Summy. A Wy chodzicie w kółko i zrzędzicie, że dziś się już nie da, że wszystko runęło. W głowach Wam coś runęło, bo świat jest jaki był.

- A nad czym teraz ojciec pracuje?

- No, no, wystarczy tego dobrego. Dziękuję, że wpadłeś, synu. Muszę się pomodlić. Do widzenia.

- Dziękuję, Ojcze.

Rozmawiał: MaKu