Pamiętam jak czasem moja babcia opowiadała, że przyśnił jej się jakiś zmarły z naszej rodziny. Zwykle była przejęta, ale nie przestraszona. Każdą taką wizytę we śnie tłumaczyła tym, że najpewniej zmarły przypomina o sobie, bo potrzebuje modlitwy. Sama od razu po przebudzeniu chwytała za różaniec, a poźniej gorąco zachęcała pozostałych członków rodziny do tego samego. Wiele lat później, kiedy w wielkim stresie wchodziłam na swój egzamin maturalny, jedna z naszych wychowawczyń, siostra Maria poleciła nam modlitwę w intencji dusz czyścowych. Trochę żartobliwie dodała, że to najskuteczniejsi orędownicy, bo sami nie mogą już sobie pomóc – ich ratunkiem jest nasza modlitwa.

 

Nie twierdzę, że zdałabym egzamin celująco bez odpowiedniego przygotowania, ale z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że to naprawdę działa. Dziś także czasem zdarza mi się modlić przed jakimś ważnym dla mnie wydarzeniem właśnie w intencji dusz czyścowych. Podobnego zagadnienia dotyka najnowszy numer magazynu „Egzorcysta”. Znajdziemy w nim obszerny wywiad z ks. Eugeniuszem Derdziukiem, egzorcystą diecezji zamojsko-lubaczowskiej właśnie na temat ukazujących się czasem ludziom duchów. Ks. Derdziuk podkreśla, że w przypadku ukazywania się różnych duchów należy zachować wielką ostrożność, bo może zdarzyć się tak, że to nie zmarli się ukazują, ale „mistrz kłamstwa, który się pod nich podszywa”, aby sprowadzić człowieka na manowce. Inaczej sprawy się mają właśnie w przypadku dusz czyśćcowych. Ks. Derdziuk podaje przykład zmarłego proboszcza jednej z polskich parafii. Jego następca oraz wikariusze zaczęli obserwować dziwne zjawiska – słyszeli odgłosy chodzenia po korytarzu, choć nikogo tam nie było, drzwi same się otwierały i zamykały. Któryś z kapłanów zaproponował, by przejrzeć rzeczy zmarłego proboszcza. „Znaleziono wśród nich zeszyt z intencjami Mszy św., wśród których były nieodprawione „gregorianki” (zasada jest taka, że intencja mszalna przyjęta przez kapłana musi być odprawiona – pod grzechem ciężkim). Odprawiono te Msze i zjawiska ustały. Opinia jest taka, że albo osoba zmarłego proboszcza prosiła o to, albo te osoby, które były wymienione w intencjach. Ale to nie było straszenie. Raczej takie delikatne upominanie się” - podsumowuje ks. Derdziuk.

 

Podobny przpadek opisuje ks. Jarosław Cielecki. W jednym z włoskich klasztorów 30 października 1919 roku s. Maria Teresa spotkała w rozmównicy – ze względu klauzury oddzielonej od reszty pomieszczenia – człowieka, który chciał złożyć ofiarę na Mszę św. Sytuacja powtarzała się codziennie przez kilka dni. Spowiednik zalecił zakonnicy ostrożność oraz zapytanie kim jest ten człowiek, albowiem mogły to być szatańskie manifestacje. Kiedy tak zrobiła, usłyszała: „Jestem księdzem i nie przychodzę z tego świata. Zmarłem 40 lat temu. Jestem w czyścu za to, że wiele dóbr kościelnych sprzeniewierzyłem dla własnych celów”. Człowiek wyjaśnił, że składa ofiarę na Msze święte, bo chce zwrócić zagrabione pieniądze. Jeden z przynoszonych przez duszę księdza bankotów do dziś można oglądać w klasztorze ss. Klarysek w Montefalco w Peruggi we Włoszech.

 

W jednym z artykułów Filip Memches napisał o „Egzorcyście”, że grzeszy sensacyjnym tonem, co nie ułatwia poważnej refleksji nad sprawami, które na nią zasugują. Szczerze mówiąc, do tej pory nie zauważałam tego „sensacyjnego tonu”. Historie opisywane w miesięczniku miały miejsce naprawdę, nie rozumiem więc, dlaczego samo pisanie o nich miało stanowić rodzaj sensacji. Niemniej, redaktorom magazynu czasem zdarza się „naciągać” pewne historie – w trzecim numerze znajdziemy bowiem tekst pt. „Świecznik z Berlina”. Jest to świadectwo Magdy, która otrzymała w prezencie stary, mosiężny świecznik zakupiony właśnie w stolicy Niemiec. Obdarowana pewnego dnia, nie wiedzieć czemu, pomyślała o Magdzie Goebbels, żonie hitlerowskiego dygnitarza Josepha Goebbelsa i postaniwiła zapalić świecę w jej intencji. Wtedy to ze świecznika zaczęła wypływać dziwna, ciemna maź. Jak się później okazało, tego dnia była rocznica urodzin Magdy Geobbels...

 

„Z opowieści osób opętanych, które przyjeżdżają do Polski z Rosji, Ukrainy czy Białorusi wynika, że gdy tylko przekraczają granicę na Bugu, czują się jakoś wewnętrznie ściśnięte. Złego ducha jakby uwiera panująca wokół atmosfera. Po prostu nasz kraj jest miejscem omodlonym. To wszystko ma bardzo olbrzymie znaczenie – te wszystkie krzyże, przydrożne kapliczki, kościoły, te uświęcone miejsca, te codziennie odprawiane Msze, odmawiane modlitwy. Na Wschodzie cała ta atmosfera została zniszczona przez reżim komunistyczny, który mordował duchownych, niszczył cerkwie, likwidował jakiekolwiek ślady świętości. To wszystko oddziałuje na atmosferę duchową, w której jesteśmy zaburzeni. Wiemy o tym dzięki rozeznaniu duchowemu wielu doświadczonych osób” - stwierdził o. Aleksander Posacki w komentarzu do artykułu na temat popularnych na Ukrainie praktyk magicznych. A mnie, kiedy to czytałam, od razu przypomniało się mocne świadectwo Lecha Dokowicza, który przekraczając granicę niemiecko-polską powiedział mniej więcej to samo, że wjeżdżając na polskie ziemie po prostu nie da się nie poczuć tej modlitewnej atmosfery.

 

Najnowszy, trzeci numer miesięcznika „Egzorcysta” otwiera artykuł G. Górnego „Magia dzisiaj”, w którym autor opisuje powszechne korzystanie przez Ukraińców z usług wróżek, wizjenerów, szamanów. Górny wspomina, że podczas z jednej ze swoich podróży na Ukrainę polscy zakonnicy ostrzegli go, aby nie korzystał z usług tamtejszych fryzjerów (chodziło konkretnie o Huculszczyznę), a jeśli już będzie to konieczne, by zabrał ze sobą wszystkie ścięte włosy. W przeciwnym wypadku, bardzo prawdopodobnym było, że zostaną one wykorzystane do rzucania czarów czy uroków. „Być może było to ostrzeżenie na wyrost, ale mówi ono wiele o panującej tam atmosferze duchowej” - podsumował Górny.

 

W magazynie znajdziemy także artykuł naszego kolegi z kwartalnika „Fronda” Tomasza Rowińskiego pt. „Rewolucja trwa. Raj bez Boga”.

 

Marta Brzezińska  


fot. rodzinakatolicka.pl

 

Trzeci numer miesięcznika "Egzorcysta" można kupić TUTAJ lub TUTAJ