Według wielu dziennikarzy i polityków opozycji rośnie międzynarodowa presja na Polskę. Już nie tylko Unia Europejska, ale nawet USA z niepokojem patrzą na wydarzenia w naszym kraju, gdzie łamie się konstytucję, niszczy demokrację, ogranicza wolność słowa; gdzie jedna partia zawłaszczyła sobie wszystko: sejm, senat, urząd prezydenta, media, sądy (jak twierdzi pewien hałaśliwy choć mało jeszcze utytułowany aktor).  Ze wszystkich zakątków świata słyszy się nawoływania o opamiętanie i zachowanie zdrowego rozsądku. 
 
Taką narrację próbuje się wtłoczyć Polakom w głowy.  Rzeczywistość na szczęście wygląda inaczej. Któż, bowiem, jest oburzony?  Czy kilku lewicowych parlamentarzystów w Brukseli można od razu nazwać Unią Europejską?  Stosując taką logikę, równie dobrze rzec by można, że Unia Europejska w pełni popiera działania rządu PiS.  Przecież premierzy Węgier i Wielkiej Brytanii w pełni podzielają polskie stanowisko.  Nie jest mi wiadomo o żadnej oficjalnej wypowiedzi któregokolwiek premiera potępiającą rząd Beaty Szydło. Nie słychać też żadnych oficjalnych zastrzeżeń ze strony wuja Sama.
 
Faktyczna sytuacja międzynarodowa Polski jest obecnie korzystna i sprzyja wprowadzaniu w Polsce zdecydowanych zmian.  Stany Zjednoczone wchodzą fazę intensywnej kampanii prezydenckiej, jakiej finał nastąpi za około osiem miesięcy.  Okres wyborów w USA to tradycyjnie słaby punkt w polityce międzynarodowej Ameryki.  Sowieci wiedzieli o tym już w latach 60 i wykorzystali sytuację, sprytnie instalując broń atomową na Kubie, co z kolei doprowadziło do słynnego kryzysu kubańskiego, z jakiego prezydent Kennedy wyszedł zwycięsko zmuszając Rosjan do usunięcia instalacji nuklearnych.
 
W skrócie mówiąc, rok 2016 to nie czas, aby zbytnio zaprzątać sobie głowę pohukiwaniem na Polskę w gazetach amerykańskich finansistów.  Amerykanie przez najbliższy rok będą zajęci swoją wewnętrzną polityką.  Niepisaną zasadą jest, że odchodzący prezydent nie wykonuje w ostatnich miesiącach urzędowania gwałtownych zwrotów w polityce zagranicznej.  Obama będzie więc głównie skoncentrowany na utrzymaniu status quo i zapobiegnięciu dalszej inwazji Rosyjskiej w Europie. Stąd też szczyt NATO w Polsce, której status w NATO wzrósł, między innymi, w wyniku wydarzeń na Ukrainie. W tym kontekście waga Polski, jako sojusznika w Europie centralnej, zdecydowanie przekracza punkt, w którym Amerykanie mogliby się zastanawiać nad niekorzystnymi dla Polski posunięciami.
 
Spojrzymy teraz na bliższą nam geograficznie Unię Europejską.  Tu sytuacja dla Polski jest jeszcze bardziej obiecująca.  UE trzeszczy w szwach, jeżeli można się tak wyrazić.  Fale uchodźców już spowodowały poważne kłopoty wielu społecznościom, a to zaś wywołuje reakcję polityczną.  Jeżeli doda się do tego czerwcowe referendum, w którym Brytyjczycy zadecydują o przyszłości swojego członkostwa w Eurolandzie, to widać wyraźnie, że Angela Merkel ma większe zmartwienia niż to się wydaje Schetynie lub Petru.  W obecnej chwili Unia, jeżeli chce przetrwać, nie może sobie pozwolić na realne zaognienie sytuacji z Polską.
 
Ta międzynarodowa sytuacja polityczna daje w ręce polskiego rządu i prezydenta potężną dźwignię w negocjacjach z partnerami zagranicznymi.  Umiejętnie użyta, będzie skutecznym antidotum w przypadku prób wywierania presji na rząd w wewnętrznych sprawach Polski.
 
Tak dogodniej sytuacji geopolitycznej Polska nie miała od wieków.  Dlatego po zwycięstwach w 2015 należy pójść za ciosem, tak długo jak uwarunkowania zewnętrzne i wewnętrzne (wysokie poparcie społeczne dla rządu i prezydenta, rozbicie opozycji) są wyjątkowo korzystne, należy odważnie realizować cele dobre dla Polski.  Prezydent słusznie podkreśla, że będzie realizował swoje. Ugrupowania lewicowe mają się czego bać, PiS jest na ostatniej prostej do IV RP.  
 
Po zwycięstwach z 2015 roku, nie można popełnić błędów z przeszłości, gdy wprowadzano grube kreski, lub w odleglejszych czasach, gdy po Grunwaldzie przyszło nieudane oblężenie Malborka.   Tym razem Malbork trzeba wziąć zdecydowanym szturmem i zrobić to szybko.  Szybko, nie oznacza w panice, czy też w sposób przesadnie drastyczny.  Nie można się jednak wycofać z własnych pozycji, wręcz przeciwnie, to właśnie teraz jest właściwy moment by kuć żelazo póki gorące.

Piotr Węcław/naszeblogi.pl