Luiza Dołęgowska, Fronda.pl: Były Premier Donald Tusk stara się o drugą kadencję przewodniczącego Rady Europejskiej. Czy Pana zdaniem był dobrym przewodniczącym i wykazał się osiągnięciami jako europejski polityk?

Piotr Strzembosz, Prawica RP: Ocena przewodnictwa Donalda Tuska jest dla mnie trudna, bowiem oceniam jego działania przez pryzmat relacji medialnych, a te bywają skrajne oraz nieobiektywne. Z jednej strony zasadniczym zadaniem przewodniczącego jest przygotowywanie i prowadzenie szczytów Rady Europejskiej, a co za tym idzie jest to funkcja może nie techniczna, ale jednak służebna wobec członków Rady. Z drugiej strony media, o których wcześniej wspomniałem, w zależności od ich nastawienia do Tuska, prezentują go albo jako Męża Stanu fantastyczne kierującego jedną z najważniejszych europejskich instytucji, albo jako marionetkę bezwolnie wykonującą dyspozycje płynące z zewnątrz, na przykład od Angeli Merkel, która była (i jest) promotorem międzynarodowej kariery Tuska.

Czy Parlament Europejski, mimo informacji płynących z Polski o Tusku i Amber Gold, o aferze podsłuchowej i oddaniu śledztwa smoleńskiego Rosjanom – pozostaje głuchy na te sprawy i dlaczego?

Ocena wewnętrznych spraw poszczególnych państw, przez Parlament Europejski i inne unijne gremia, jest uzależniona od tego, jaka jest ich siła polityczna oraz, jakie interesy mają w nich unijne elity. Mają miejsce instrumentalne, wybiórcze ataki na jedne państwa i zadziwiające pobłażanie wobec innych, na przykład Komisja Wenecka ruga polskie władze za działania związane z Trybunałem Konstytucyjnym, a nie zdobyła się nawet na pogrożenie palcem reżimowi tureckiemu, który aresztuje i bezprawne usuwa ze stanowisk dziesiątki tysięcy sędziów, prokuratorów, wojskowych i urzędników, cenzuruje media itp.

Obecny rząd ma trudności z przebiciem się do świadomości światowych elit w sprawie śledztwa smoleńskiego. Sprawą katastrofy należało interesować międzynarodową opinię publiczną tuż po zdarzeniu, a poprzednie władze wykazały się biernością i torpedowały wszelkie próby umiędzynarodowienia śledztwa mimo, że miała miejsce poza Polską i zginęli w niej oficerowie NATO. W pozostałych sprawach polski rząd nie domaga się zagranicznego wsparcia i słusznie, bowiem to wewnętrzne sprawy Polski, które należy załatwić na polskim gruncie.

Czy Tusk zdziałał coś pozytywnego dla Polski w czasie przewodniczenia Radzie Europejskiej?

Na to pytanie częściowo odpowiedziałem odnosząc się do kwestii ewentualnych osiągnięć międzynarodowych Tuska jako przewodniczącego RE. Dodam tylko, że mamy do czynienia z dwoistym postrzeganiem pełnionej przez niego funkcji. Z jednej strony zwolennicy Tuska nazywają go patetycznie „królem Europy”, a z drugiej strony podkreślają, że musi być neutralny i nie wolno mu występować, podobnie jak innym wysokim unijnym urzędnikom,  w imieniu czy na rzecz własnego państwa. Tymczasem mamy liczne przykłady działań unijnych urzędników, którzy mimo formalnej neutralności, są zaangażowani na rzecz swoich państw lub koncernów działających na ich terenie.

Nie mam zdania, która postawa jest właściwsza, niemniej jednak postrzegam Tuska jako urzędnika dosyć biernego, nie do końca samodzielnego, a na pewno nie zaangażowanego na rzecz interesów politycznych i ekonomicznych Polski. Mimo to na tle innych unijnych „dużych misiów” (określenie zaczerpnięte z jednej z rozmów nagranych w restauracji Sowa i Przyjaciele) Tusk nie wypada najgorzej, szczególnie w konfrontacji z Jean-Claude Junckerem, który ma problem wizerunkowy wynikający, jak sądzę, z nadużywania alkoholu, a w przeszłości, jako Premier Luxemburga, prowadził działania całkowicie sprzeczne z unijnymi wytycznymi.

Przykład Junckera potwierdza smutną praktykę, że to, kto znajdzie się na szczytach unijnej struktury nie zależy ani od kwalifikacji, ani uczciwości kandydata, a jest realizacją obłędnej polityki parytetów, które sprawiają, że szuka i nominuje się (lub skreśla) kogoś ze względu na płeć, przynależność do jakiejś frakcji politycznej czy światopogląd (na przykład Rocco Butiglione nie został w 2004 r. unijnym komisarzem do spraw obywatelskich, sprawiedliwości i bezpieczeństwa nie ze względu na brak kwalifikacji, bo je posiadał, ale z powodu światopoglądu).

Jakie moralne prawo ma Tusk do domagania się poparcia od rządu polskiego, którego sam jest zawziętym antagonistą?

Bliski jest mi pogląd lidera Prawicy Rzeczypospolitej Marka Jurka, który ocenia Donalda Tuska nie tylko pod kątem jego kwalifikacji do dalszego sprawowania obecnej funkcji, ale bierze pod uwagę to, jak tę funkcję sprawował jego poprzednik i jakich teraz ma kontrkandydatów. I tu, mimo osobistych ocen, nie należy wykluczać potrzeby, czy wręcz konieczności, poparcia Donalda Tuska na kolejną kadencję.

Powyższe nie oznacza, że sam fakt, iż nasz rodak sprawuje lub aspiruje do ważnych stanowisk w europejskiej czy światowej polityce, jest wystarczającą przesłanką do bezkrytycznego poparcia takiej kandydatury, a kandydujący Polak nie powinien zabiegać o polski głos prezentując swoją wizję, co Polska i Polacy zyskają, jeśli tę funkcję obejmie. Stąd  buta i arogancja Tuska oraz jego akolitów jest nie na miejscu i nie ułatwia zadania polskiemu rządowi.

Dziękuję za rozmowę