Joanna Jaszczuk, Fronda.pl: Jak mógłby Pan podsumować pierwszy rok prezydentury Andrzeja Dudy? Kiedy ogłoszono kandydaturę krakowskiego europosła na urząd prezydenta, chyba dość trudno było uwierzyć nawet zwolennikom PiS, że ma szanse w starciu z Bronisławem Komorowskim...

Piotr Semka, Do Rzeczy: Andrzej Duda był człowiekiem, który- mimo wszystko- sam nie spodziewał się, że zostanie prezydentem. W kampanii wyborczej pokazał, jak ogromne znaczenie ma niekiedy zasada kontrastu. Polska potrzebowała młodego polityka z pokolenia czterdziestolatków i na tle bardzo „nudnej” prezydentury Bronisława Komorowskiego, Andrzej Duda zabłysnął i zdobył serca Polaków. Od początku był natomiast pewien problem, który cały czas gdzieś się odbija, a opozycja go podkreśla. Andrzej Duda, kandydując do najważniejszego stanowiska w państwie, nie był liderem swojego obozu politycznego. Oczywiście, takie sytuacje w Polsce już się zdarzały, chociażby w czasach kampanii Bronisława Komorowski w 2010 roku. Opozycja, rozdzierając nad tym szaty, zapomina, że i Bronisław Komorowski musiał orientować się o przywództwo Donalda Tuska. Niemniej, oczywiście w paru sytuacjach wyraźnie było widać, że prezydent Andrzej Duda wolałby mniej ostre prowadzenie polityki niż Jarosław Kaczyński. W paru sytuacjach- na przykład przy podpisywaniu ustawy o TK- widać, że robi to trochę „z ciężkim sercem”. Wierzę bowiem, że Andrzej Duda, mówiąc o chęci łączenia, a nie dzielenia Polaków, był całkowicie szczery. Problem w tym, że jego prezydentura przypada na moment bardzo ostrej wojny politycznej. Bardzo trudno jest zbudować dziś jakiś front porozumienia ponadpartyjnego, ponieważ ostrość polityki powoduje bardzo daleko idącą polaryzację. Duda realizuje swoje hasło łączenia Polaków wokół pewnych wartości, ukierunkowując politykę historyczną, słuchając głosu obywateli, czy wychodząc naprzeciw takim problemom, jak np. problemy frankowiczów. Prezydent zapisał w mijającym roku bardzo dobrą kartę, prowadząc dość żywą i twórczą politykę zagraniczną. W dużej mierze był architektem sukcesu szczytu NATO. Jego osobiste kontakty w pewien sposób ożywiły relacje Polski z Chinami- tu można z pełnym przekonaniem mówić o sile jego osobistego uroku. Na pewno starał się również ułagodzić stosunki polsko-niemieckie i wykazać zrozumienie dla polskich obaw przed dominacją i agresją Rosji w naszej części Europy. Jako człowiek natomiast- był ofiarą niezwykle niewybrednych ataków. Obiektem bardzo brzydkiej kampanii stała się również jego żona, którą pewne środowiska starały się zmusić, by włączyła się w polskie spory. Sam prezydent bardzo często był w obrzydliwy sposób znieważany, np. na demonstracjach KOD. Znosił to ze spokojem, godnie, niekiedy nawet z poczuciem humoru, za co należy mu się ogromny plus.

Głównym zarzutem opozycji wobec Andrzeja Dudy jest chyba „niesamodzielność”... Prezydent nazywany jest często „marionetką” czy też „maską” Jarosława Kaczyńskiego. Czy jednak prezydent może całkowicie oderwać się od swojego środowiska politycznego, czy to jest w ogóle realne?

Opozycja chciałaby, żeby prezydent Andrzej Duda wszedł w otwarty konflikt z własnym zapleczem politycznym. A przecież żaden odpowiedzialny polityk nigdy czegoś takiego nie zrobił. Nie robił tego ani Aleksander Kwaśniewski, ani Bronisław Komorowski. Opozycja i sprzyjające jej media starają się zasugerować, że jeżeli prezydent nie wchodzi w konflikt z prezesem PiS, to albo jest tchórzem, albo sługusem Jarosława Kaczyńskiego. To wierutna bzdura. Andrzej Duda dobrze wie, że nie może oderwać swojego środowiska politycznego, ponieważ zostanie sam i stanie się zakładnikiem pewnych środowisk, które zaczną go nagle „na wyścigi” chwalić, znalazłby się w politycznej próżni. Taka logika sugeruje, że coś jest w tak oczywisty sposób uczciwe i prawdziwe i jeżeli ktoś tego nie robi, to albo jest podły, albo musi to robić i się wstydzi. Jest to bardzo sprytny chwyt polityczny, szczególnie dobrze sprawdzający się w mediach, ale jest to jedynie taktyka opozycji i nic więcej. W ciągu tego roku Andrzej Duda utrzymał wysoką pozycję w sondażach, ma zaufanie swojego elektoratu, a ten elektorat nie ma ochoty, by prezydent szedł na wojnę z Jarosławem Kaczyńskim.