Paweł Chmielewski, portal Fronda.pl: Jak ocenia pan dymisję ministra sprawiedliwości Cezarego Grabarczyka?    

Piotr Semka: Myślę, że to wynik szybkiego zorientowania się premier Ewy Kopacz oraz – przede wszystkim – prezydenta Bronisława Komorowskiego, że jest to pokazanie czubka góry lodowej lekceważenia prawa ze strony Platformy. Skoro mamy już tylko tydzień do wyborów, to myślę, że Komorowski dba naprawdę o wszystko. Ta sprawa nie zyskała jeszcze wielkiego rozgłosu, ale mogłaby stać się oczywiście bardzo głośna w dalszej kampanii. Komorowski bardzo – podkreślam, bardzo -  chce wygrać w pierwszej turze. Grabarczyk w takich momentach nie jest istotny. W innych względy wobec niego miałyby już znaczenie. Przecież w aferze hazardowej, gdy nie było przy skroni Platformy wyborczego pistoletu, wszystko zamieciono pod dywan. Przy okazji Ewa Kopacz pozbyła się kolejnego polityka, który tworzył wewnętrzną frakcję w Platformie. Kopacz chce rządzić sama, a nie na zasadzie jakiegoś kompromisu wewnątrz Platformy. Z Grabarczykiem musiała się dotąd liczyć, bo był szefem spółdzielni.

 Sądzi więc pan, że ta dymisja jest premier de facto na rękę?

Zbiegły się tu dwa wektory. Po pierwsze irytacja prezydenta, że w końcowej fazie kampanii wychodzi na jaw przykład arogancji i pewnego bezprawia Platformy. Po drugie taktyka Ewy Kopacz, która w rządzeniu partią uczy się od wielkiego nauczyciela, Donalda Tuska. Przecież i on usuwał po kolei wszystkie wyraziste postacie, by wymienić tylko Rokitę i Schetynę. To ta sama logika: musi być jeden przywódca, a poza nim nie może być żadnych silnych liderów, wokół których mogliby gromadzić się politycy Platformy.

A jak ocenia pan szanse Andrzeja Dudy na zwycięstwo w ewentualnej drugiej turze?

Zależy to od tego, jak zachowa się elektorat tak zwanych antysytemowców, czyli Korwin-Mikkego, Kukiza, Brauna i Kowalskiego. Jeśli zwycięży doktryna „PiS – PO jedno zło”, to będzie niedobrze. Wierzę jednak, że ten elektorat po prostu chce coś zmienić. A alternatywa jest taka: Duda, albo kolejna kadencja Komorowskiego, w czasie której Polska zostanie już tak ujednolicona przez Platformę, że bardzo ciężko będzie cokolwiek zmienić.

 Paweł Kukiz już zapowiedział, że swoich głosów nikomu nie przekaże.

To nie ma większego znaczenia. Pytanie, co zrobią wyborcy. O tym, że Kukiz, Korwin-Mikke, Braun i Kowalski – choć tu z pewnym znakiem zapytania – nie przekażą swoich głosów Dudzie, to ja już dawno dobrze wiem. Co zrobią jednak ich wyborcy? Wiem jedno: ich głosy mogą zadecydować o odejściu Komorowskiego i do tego ich zachęcam.   

Tymczasem w wyborach parlamentarnych szykuje się poza tym nowe ugrupowanie. Sławomir Izdebski zapowiada, że tworzy razem z Pawłem Kukizem ruch społeczny. To będzie siła, która będzie mogła coś zmienić na polskiej scenie?

Nie bardzo wierzę, żeby mogło to coś zmienić. Jest coraz bardziej wyraźne, że poglądy Pawła Kukiza są naiwne. Przekonanie, że jeden czynnik, to znaczy jednomandatowe okręgi wyborcze, wszystko zmieni nie jest poważne. Oglądałem Pawła Kukiza w programie Kuby Wojewódzkiego – gratuluję, zresztą, znajomka - gdzie obaj panowie twierdzili, że cała walka między Platformą a PiS jest pozorowana, dwie partie dzielą forsę, a potem idą na wódkę poklepując się po plecach. To bardzo nieuczciwy i krzywdzący stereotyp. W Polsce problemem jest jedynowładztwo PO i spychanie PiS do absolutnego marginesu. Tworzenie wizji takiej dwójki cwaniaków w myśl zasady „PiS-PO jedno zło” jest głupie i tak naprawdę służy Platformie.

 A czy projekt, o jakim mówią Kukiz i Izdebski, może odegrać poważną rolę?

To projekt od Sasa do Lasa. Jeśli Kukiz chce jakiejś koalicji, w której byłaby i lewica i Korwin-Mikke, to jest to jakieś księżycowe myślenie. Musielibyśmy znać trochę więcej szczegółów, żeby to ocenić. To jest jednak zawsze problem charyzmatycznych liderów, a takim, nie zaprzeczam, jest Kukiz: w momencie, gdy zaczynają prowadzić ruch polityczny, muszą tworzyć listy we wszystkich województwach, złożone z bardzo różnych ludzi. Ci ludzie zazwyczaj dopiero przychodzą do takiego ruchu – i pojawiają się tam zazwyczaj dwie grupy, które prędzej czy później taki ruch kompromitują. Z jednej strony cwaniacy, z drugiej strony wariaci. Wariaci oczywiście nie w sensie medycznym, ale radykałowie, niespełnieni życiowo, gotowi do przeróżnych wyskoków, za które musi potem odpowiadać lider. Proszę zauważyć ile miał problemów Janusz Palikot po stworzeniu swojej partii, kiedy co rusz wychodzili jakieś historie z przeszłości jego ludzi. Dlaczego miałoby być inaczej w przypadku Kukiza? Dlatego, że przyjeżdża do Opola czy do Rzeszowa, przychodzi na wiec mnóstwo ludzie, którzy klaszczą i wołają, że tak, że coś trzeba zmienić? Co Kukiz o tych ludziach wie? Myślę, że niewiele.

A może sprawdzić się formuła ruchu społecznego zamiast partii? Tego samego próbował niedawno Ruch Narodowy, ostatecznie i tak przekształcając się w partię.

Przerabialiśmy to już także z Platformą. Brzmi to efektownie, kojarzy się z wyznawaną przez wielu młodych, niedoświadczonych wyborców zasadą, że partie to zło absolutne. Później okazuje się, że takie ugrupowanie jest mało skuteczne, albo, jak w przypadku Platformy, staje się opakowaniem dla zwyklej partii, w której są jej normalne zalety i wady. Uciekanie od partii w kierunku ruchu to moim zdaniem naiwność.