Portal Fronda.pl: Nowa premier udzieliła właśnie pierwszego wywiadu prasowego. Czego dowiadujemy się o szefowej rządu z jej rozmowy z „Gazetą Wyborczą”?

Piotr Gociek: Ten wywiad należy traktować jako swego rodzaju ekspose, jako takie przedstawienie nam się nowego premiera. Najpierw mieliśmy wstępne przedstawienie składu rządu, potem mieliśmy ekspose, teraz mamy taki szerszy wywiad programowy. Podobne wywiady były też udzielane przez Donalda Tuska, czy po wyborach, czy przy różnego rodzaju rekonstrukcjach rządu. Były to z reguły wywiady, w których Donald Tusk coś konkretnego zapowiadał. Na tle tych Tuskowych wywiadów programowych, Ewa Kopacz wypada dość blado. Ewa Kopacz jest w ogóle taką bladą kopią Donalda Tuska, która ma większość jego wad, a żadnych jego zalet - patrząc z PR-owskiego punktu widzenia. Wkłada bardzo dużo wysiłku w to, aby nie powiedzieć nic specjalnie drażliwego ani nic specjalnie konkretnego, żeby nie można było jej później rozliczać ze złożonych obietnic.

O tym świadczą np. zapewnienia, że jej rząd będzie szanował przekonania osób o różnym światopoglądzie. Z jednej strony podkreśla, że każdy ma prawo do wyrażania swoich konserwatywnych poglądów, z drugiej – wypowiada się niezwykle przychylnie na temat in vitro i związków partnerskich.

Wpisuje się to w znaną nam już grę Platformy Obywatelskiej o to, aby być taką partią dla każdego: „jak trzeba to się obrócimy na lewo, jak trzeba to się obrócimy na prawo. Jest u nas miejsce i dla wierzących i dla niewierzących i dla lewicowych i dla prawicowych, i dla centroprawicowych i dla centrolewicowych”. Krótko mówiąc – „Platforma ma wam drodzy wyborcy dostarczyć te wszystkie inne partie”. Jednak tego rodzaju wypowiedzi należy interpretować także jako dowód na to, o czym dawno mówili już komentatorzy sceny politycznej, że Platforma Obywatelska będzie się przesuwała w lewą stronę. Ponieważ jest to jedyny kierunek, w którym ta partia może się przesuwać. Jedną trzecią sceny politycznej na trwałe zajęło Prawo i Sprawiedliwość czego PO się nie udało zniweczyć ani choćby mocno osłabić, a wręcz przeciwnie – PiS umacnia się na tej pozycji. Szukając nowych wyborców PO czyni ukłon w kierunku sierot po Palikocie i wyborców SLD.

Mówiąc o sytuacji na Ukrainie, premier Kopacz zaznaczyła, że Polska będzie wspierać Ukraińców, zastrzegając jednocześnie, że „najważniejsze jest bezpieczeństwo naszego kraju”. Jakich decyzji należy się więc spodziewać w kontekście zaangażowania Polski w konflikt na Wschodzie?

Ewa Kopacz stanęła tutaj w takim rozkroku jak Donald Tusk, kiedy wygłaszał swoje pożegnalne ekspose (wtedy nie wiedzieliśmy jeszcze, że pożegnalne). Z jednej strony mówił, że sytuacja jest niepokojąca bo Rosjanie atakują Ukrainę, z drugiej zapewniał, że Polska nie będzie podejmowała samodzielnie żadnych działań, będzie jedynie próbowała wpływać na naszych partnerów w NATO, a przede wszystkim w Unii Europejskiej. Tusk mówił też wtedy, że są tacy którzy by chcieli wzywaniem do aktywnej polityki w sprawie Ukrainy rzucić się do samotnej wojny przeciw Rosji. Kiedy więc słyszę, jak Ewa Kopacz deklaruje, że nie będziemy „w pojedynkę machać szabelką”, tylko czynić wszystko z Unią Europejską, nasuwa mi się wyłącznie skojarzenie z tym, o czym mówił Donald Tusk. Tę grę propagandową znamy także z kampanii wyborczej z 2011 r., kiedy Platforma Obywatelska sprzedawała wyborcom przekaz, że wygrana Prawa i Sprawiedliwości oznacza konflikt z Rosją czy nawet wojnę z Rosją. Nie spodziewam się więc aktywności polskiego rządu w sprawie Ukrainy ani jakichkolwiek konkretów. Bo znów tak naprawdę chodzi o wysyłanie wyborcom komunikatów: „my jesteśmy odpowiedzialni, a ci którzy nie są z nami, chcą nas wplatać w jakiś konflikt, a to my dbamy o bezpieczeństwo Polaków, Polek i ich dzieci”. Myślę, że nie bez powodu Ewa Kopacz tyle razy powtarzała słowo „bezpieczeństwo” we wszystkich swoich dotychczasowych wystąpieniach.

A jak Pan odbiera deklarację pani premier, że nie zależy jej na władzy, ponieważ... jest kobietą?

Niespecjalnie ją rozumiem. Politykiem zostaje się po to, żeby wpływać na sprawy publiczne, a żeby wpływać na sprawy publiczne, trzeba dysponować władzą. W zależności od tego, jak bardzo chcemy wpływać i w jakim zakresie, możemy być politykiem niskiego szczebla – samorządowym, lokalnym bądź być politykiem ogólnokrajowym. To, czy pani Kopacz zależy na władzy czy nie, kompletnie mnie nie interesuje. Ja bym chciał, żeby Ewa Kopacz chciała dobrze rządzić.

„Szefowa matczynego rządu, który troszczy się o wszystkich Polaków” – tak próbuje się kreować Ewa Kopacz. Gdyby jednak prześledzić założenia programowe tego rządu, nie jest to już takie oczywiste...

To jest najlepszy komentarz do deklaracji Ewy Kopacz, że jej rząd nie będzie rządem PR-u. Oczywiście, że będzie rządem PR-u, ponieważ Platforma Obywatelska pokazała, że nie jest w stanie skutecznie rządzić Polską i ją reformować. To jest rząd który jest nastawiony na trwanie, a to trwanie będzie się sprowadzało do stosowania różnorakich zabiegów PR-owskich. I to, że teraz Ewa Kopacz tworzy przede wszystkim wrażanie, że będzie się troszczyć o Polaków, nie jest właśnie niczym innym. Nie jest zapowiedzią tego, że będzie się naprawdę starała o nich troszczyć, tylko że będzie się starała robić takie wrażanie. Powiem brutalnie: gdyby Platforma naprawdę chciała się troszczyć o dobro Polaków, to po prostu oddałaby władzę.

Cały ten PR Platformy jest możliwy dzięki wsparciu mainstreamowych mediów. Przykładem choćby szerokie peany na cześć Elżbiety Bieńkowskiej jako unijnej komisarz, gdy tymczasem jej kompetencje zostały podważone już na starcie.

Pamiętamy, że Elżbieta Bieńkowska, wtedy jeszcze wicepremier, była przedstawiana przez media głównego nurtu jako jakieś zbawienie dla Polski, jeden z najlepszych pomysłów w historii rządów Donalda Tuska, jako wybitny fachowiec. Teraz się okazało, że osiągnęła swój poziom niekompetencji, ponieważ podczas przesłuchań kandydatów na komisarzy europejskich została oceniona najgorzej ze wszystkich. Otrzymała tylko 5 na 10 możliwych punktów, podczas gdy najlepszy z kandydatów zyskał 9,5 punktów, co pokazuje, jak bardzo Bieńkowska jest nieprzygotowana do pełnienia tej funkcji. Pewnie będzie ją pełniła, bo o tym, kto kim zostaje w unijnych strukturach, decydują różnego rodzaju parytety - nie tylko płciowe ale też geograficzne, partyjne, data członkostwa w Unii, przynależność do europejskich ugrupowań politycznych w Europarlamencie, etc. A to, co o biegłości Elżbiety Bieńkowskiej opowiadały mainstreamowe media w Polsce, bardziej pokazuje, jakie mamy media, niż jaką mamy Elżbietę Bieńkowską.

Rozmawiała Emilia Drożdż