Gość, który uważa się za dożywotniego właściciela Ostseebad Zoppot, Herr Karnowski, postanowił zagrać na nosie warszawskiemu rządowi, na niby zapraszając dziesięcioro sierot z Syrii do swego miasta. Jest to tzw. ustawka medialna, której celem nie była pomoc jakimkolwiek sierotom, lecz zaszkodzenie Polsce.

Akurat w tych dniach przyjechała na rozmowy z naszymi władzami kanclerz Merkel, wyczulona na problem imigrantów. Niemieckie media w Polsce postanowiły podgrzać atmosferę tych rozmów. Co dotyczy również lokalnych burgrabiów, utrzymujących kontakty z zachodnim sąsiadem bez pośrednictwa MSZ. Ustawy nie przewidują, by poszczególne miasta prowadziły odrębną politykę zagraniczną, ale dla tuskoidów, to eine kleine pikuś. Pamiętamy, jak margrabia gdański urządził fetę Trybunalską przegranemu prezesowi za pieniądze pradziadka RFN Adenauera.

Lokalni przeciwnicy polskiego rządu toczą wojnę przy pomocy „ulicy i zagranicy” wg. doktryny grafa von Schetyny. Czynią to z błahego w sumie powodu: przegranych wyborów. I to oni, nie pani kanclerz, szkodzą dobrym relacjom polsko-niemieckim, zachowując się jak nerwusy. W sposób parlamentarny nie potrafią przedstawić swych racji, bo ich nie mają. Potrafią robić awantury uliczne i prowokacje zagraniczne, skorzystali zatem z okazji wizyty znaczącego gościa, ale jak! Obok hotelu Bristol, w którym rozmawiali Angela Merkel z Jarosławem Kaczyńskim, postawili pikietę z transparentem: „ein Volk, ein Reich, ein Kaczyński – nie!”. Nic głupszego nie mogli już wymyślić.

Podobnie jak dwaj liderzy, którzy ubiegając się o audiencję u pani kanclerz, zameldowali się w ambasadzie jako interesanci. Unia Europejska znalazła się na ostrym zakręcie bez naszej winy. Jednak chcemy czy nie chcemy, niezależnie od opcji, jedziemy na tym samym wózku. Pilnujmy, by nie wpadł w poślizg. Temu służyły warszawskie spotkania na wysokim szczeblu. Potrzebne i ważne. Nieważna i niepotrzebna okazała się parada opozycyjnych histeryków w znerwicowanych telewizorach.

Jan Pietrzak/"Tygodnik Solidarność"