Rządowy projekt mówi, że in vitro jest moralnie dopuszczalne i potrzebne, a nawet więcej niż potrzebne, ponieważ leczy bezpłodność. Nie leczy, to jest manipulacja. In vitro może najwyżej powodować, że z niepłodnej pary czy małżeństwa może się urodzić dziecko. Druga, zasadnicza rzecz to kwestia konsekwencji wobec życia nienarodzonego, czyli zarodków. Tu mamy bardzo poważny spór o ilość tworzonych zarodków w czasie jednej procedury. I co zrobić z tymi zarodkami, które nigdy się nie urodzą. Po trzecie projekt rządowy zaleca selekcję eugeniczną w przypadku jakichkolwiek podejrzeń czy wad. To jest z punktu widzenia wartości pro-life rzecz niedopuszczalna. Reasumując, eliminuje się zarodki na podstawie mniej czy bardziej uprawdopodobnionych przesłanek, a nadliczbowe embriony się zamraża, a wtedy ich losy są bardzo skomplikowane.

Albo lądują w niebycie, albo pozwala się przekazać je komuś na podstawie niejasnej procedury. Spór ma charakter światopoglądowy i dotyczy wartości. Albo bezwzględnie szanujemy świętość życia, albo ją ignorujemy. Projekt rządowy ignoruje sprawy świętości życia. Mimo, że Europejski Trybunał Sprawiedliwości swego czasu orzekł – mówmy o bardzo laickim, ściśle jurydycznym kontekście – że życie na pewno zaczyna się od połączenia plemnika z komórką jajową, a zarodek posiada niezbywalną godność. Jak ją chronić skoro można tę godność utopić w ciekłym azocie? Do tego dochodzi ryzyko nadużyć. Nie uchroni przed nimi żadna ustawa, jeśli będzie możliwe tworzenie ludzkiego życia poza organizmem kobiety.

Zwolennicy rządowego projektu mówią, że to lepsze niż wolna amerykanka, którą mamy teraz. Wolna amerykanka jest gorsza, ale to nie znaczy, że należy się godzić na półśrodki. Dla mnie jasny byłby zakaz tworzenia zarodków ludzkich poza organizmem matki. Trzeba przy tym zrobić absolutnie wszystko, żeby przywrócić do pełni życia te zarodki, które przecież istnieją i bez żadnej kontroli znajdują się dzisiaj w azocie. Regulacja jest potrzebna, natomiast odpowiedź na pytanie o in vitro jest dla mnie jednoznaczna: nie powinno się tego stosować. Należy wykorzystywać metody leczenia niepłodności znane medycynie. Ich skuteczność jest zdecydowanie większa niż metody in vitro. Zgadzam się, że w pewnych sytuacjach nie da się żadną metodą naprotechnologii przekroczyć bariery niepłodności, na przykład z powodu braku jajowodów czy stanów zapalnych w nich. Ale generalnie są to rzadkie przypadki, a metodę in vitro przeprowadza się często przy niepełnej diagnostyce.

Not. KJ