Rozmowa została opublikowana w „Najwyższy Czas!” nr 5-6/2016

 - Nikt nie spowoduje dobrobytu poprzez zabranie pieniędzy jednemu, by dać drugiemu. Nie zbudujemy dobrobytu dotacjami – przekonuje w rozmowie z Tomaszem Cukiernikiem Petr Mach, czeski eurodeputowany.  

Lider Partii Wolnych Obywateli w 2010 roku był gościem PAFERE podczas krakowskiej konferencji LIBERTY WEEKEND. Ostatnio znów zrobiło się o nim głośno, gdy podczas debaty o Polsce, na forum Parlamentu Europejskiego, wystąpił z plakietą z napisem: „Jestem Polakiem”. W ten symboliczny sposób chciał wyrazić swoją solidarność i zaprotestować przeciwko ingerencji Brukseli w wewnętrzne sprawy naszego kraju.

Były doradca Václava Klausa jest nie tylko politykiem, ale przede wszystkim wolnorynkowym ekonomistą, który angażuje się w liczne projekty edukacyjne. Od 1998 roku współtworzy pismo, którego tytuł „Laissez-Faire. Magazyn na rzecz indywidualnej wolności” zdradza przywiązanie do idei takich myślicieli jak Frédéric Bastiat czy David Hume. To właśnie jako ekonomista, przed sześciu laty, wyjaśniał przybyłym na PAFERE LIBERTY WEEKEND źródła szkodliwości rządowego interwencjonizmu. Z pasją tłumaczył, że „rządy nie są w stanie ogarnąć ogromu informacji, których rynek jest pełen, dlatego każda ingerencja rządu w rynek przynosi więcej szkody niż pożytku”. To dlatego „wolny rynek jest najbardziej wydajnym rozwiązaniem, czy się to komuś podoba czy nie”. Dziś – w wywiadzie z Tomaszem Cukiernikiem dla dwutygodnika „Najwyższy Czas!” – nawiązuje do tamtych słów w kontekście interwencjonizmu opartego na dotacjach i zalewu unijnych regulacji.

Z PIOTREM MACHEM rozmawia Tomasz Cukiernik

Tomasz Cukiernik: Pana Partia Wolnych Obywateli chce opuścić Unię Europejską z powodu problemów z przyznawanymi przez Brukselę obowiązkowymi kwotami imigrantów.

Petr Mach: Moja partia stoi mocno na stanowisku wolności jednostki, a jednocześnie opowiadamy się za suwerennością państw. Jesteśmy za dobrowolną współpracą pomiędzy narodami europejskimi, wolnym handlem itd. I wierzymy, że do tego nie potrzebujemy Unii Europejskiej. Można po prostu zawierać umowy wolnohandlowe pomiędzy krajami. Tak więc dla nas Unia nie jest czymś umożliwiającym wolny handel i wolną współpracę. Dla nas UE to głównie redystrybucja pieniędzy, dotacje, limity importu, imigrantów czy produkcji mleka itp. To wszystko za pomocą dyrektyw i regulacji. Nie zgadzamy się z tym. Jeśli byłoby to możliwe, chcielibyśmy zmienić Unię Europejską w takim kierunku, aby ponownie stała się grupą krajów opartą na dobrowolnej współpracy. I chcielibyśmy być częścią czegoś takiego, a nie widzę szans na zmiany w tym kierunku. Dlatego jedyną możliwością, aby przywrócić wolność i dobrobyt, jest rozwiązanie Unii, a jeśli nie będzie to możliwe – to po prostu opuszczenie jej. I inne kraje też by to zrobiły. Wkrótce czeka nas referendum w tej sprawie w Wielkiej Brytanii.

Jakie widzi Pan wady unijnych dotacji?

To po prostu pieniądze podatników i nikt nie spowoduje dobrobytu poprzez zabranie pieniędzy jednemu, by dać drugiemu. Nie zbudujemy dobrobytu dotacjami. Oczywiście niektóre kraje otrzymują więcej, niż wpłacają do Brukseli, jak Polska czy Czechy, ale wtedy można być podmiotem szantażu ze strony Unii Europejskiej. W Czechach pojawiły się głosy ze strony UE, że jeśli nie przyjmiemy unijnych kwot imigrantów, to zostaną nam odebrane dotacje. Aby żyć zgodnie z własnym sumieniem, trzeba żyć na własny koszt – i to samo jest z narodem. Długookresowe życie na koszt niemieckich podatników nie jest zdrowe. Ponadto dotacje zakłócają rynek. Bo nawet jeśli kraj dostaje więcej, niż wpłaca, to ktoś dostanie dotację, a ktoś – nie. Żeby mieć efektywny i sprawiedliwy rynek, musimy mieć system, w którym przedsiębiorcy dostarczają najlepsze usługi po najniższych cenach, a zwycięzcą jest ten, kto wygra konkurencję i panuje na rynku. W systemie z dotacjami wygrywa ten, kto weźmie więcej dotacji z różnych funduszy, a nie ten, który jest lepszy na rynku. I to jest perwersja.

Co Pan sądzi o tych wszystkich unijnych regulacjach? Jaki mają wpływ na gospodarki krajów unijnych?

Większość regulacji to wynik lobbingu grup interesów. Na przykład zakaz tradycyjnych żarówek był lobbowany przez wielkie koncerny, które produkują nowe, drogie żarówki. Najsłynniejszy XIX-wieczny francuski ekonomista, Fryderyk Bastiat, napisał swój słynny esej – „Petycję do producentów świeczek”. Teraz stowarzyszenie producentów żarówek wnioskowało do Komisji Europejskiej i dokładnie napisali, jak ta regulacje powinna wyglądać! Widziałem ten list i potem widziałem wdrożoną regulację. Były identyczne! Uważam, że sprawy tak się właśnie mają w stosunku do większości regulacji. Ktoś, kto chce mieć większy zysk kosztem podatników lub konsumentów, lobbuje za regulacjami w Komisji Europejskiej…

mm/Najwyższy Czas