We wrześniu w polskim Sejmie odbyła się burzliwa debata poprzedzająca głosowanie nad projektem inicjatywy obywatelskiej „Stop Pedofilii” zakazującej wprowadzenia do szkół edukacji seksualnej, według standardów WHO. Posłowie burzyli się i twierdzili, że edukacja seksualna już dawno funkcjonuje na Zachodzie i o żadnym porównywaniu jej do pedofilii nie może być mowy. Projekt został odrzucony. Czy to, co dzieje się na Zachodzie rzeczywiście można uznać za bezpieczne dla dziecka?

Sprawa Benjamina Levina, profesora Uniwersytetu Toronto oraz wiceministra edukacji Ontario, zaczęła wypływać na światło dzienne w sierpniu 2013 roku. Został wówczas zatrzymany pod zarzutem produkcji, posiadania i rozpowszechniania dziecięcej pornografii. 3 marca tego roku postanowiono sądzić go na podstawie trzech z siedmiu zarzucanych mu czynów, tj. za produkcję pornografii dziecięcej, rozpowszechnianie tejże pornografii oraz aranżowanie spotkania o charakterze seksualnym z dzieckiem.

Dlaczego sprawa ta opisywana jest w kontekście edukacji seksualnej? Ponieważ Levin, kiedy pełnił funkcję wiceministra edukacji, miał ogromny wpływ na treści programu szkolnego dotyczącego właśnie seksedukacji. Zaproponował wówczas poziomy, według których dziecko zapoznaje się z tematyką seksu. I tak zatem, dzieci w wieku sześciu lat uczą się budowy własnego ciała i podstawowych pojęć dotyczących seksualności człowieka. Załączono tutaj temat o masturbacji jako naturalnym sposobie poznawania własnego ciała. Następnie, ośmiolatki uczą się o homoseksualizmie i innych alternatywach wobec heteroseksualizmu i mają postrzegać to jako coś normalnego. Na dalszych etapach dzieci uczą się o seksie analnym. To tylko niektóre z zapisów, jakie zostały wprowadzone przez Levina. Czy wobec ostatnich doniesień o jego czynach jest szansa na zaprzestanie wprowadzania tego szkodliwego programu do szkół?

Sprawa ta nie dotyka tylko Ontario. W wielu krajach zachodnich, w tym we Francji czy w Niemczech serwuje się dzieciom tego typu treści. Rodzice chcą chronić swoje dzieci przed seksualizacją, bo wiedzą, że naraża je ona na molestowanie ze strony pedofilów.

Na zakończenie warto przytoczyć zatrważające słowa Dietera Giesekinga, niemieckiego pedofila i redaktora „Krzywej 13” , który uważa, że „stosunek pedofilski jest zasadniczo połączony z bliskością i troską pedoseksualisty wobec chłopca czy dziewczyny i tak samo w drugą stronę. Taka relacja powstaje w dużej mierze nie tylko w aspekcie seksualnym, lecz należy do niej w przeważającej mierze przyjaźń i spędzanie czasu wolnego w powszednie dni. Pedoseksualista w takiej relacji musi się dobrze orientować jakie życzenia i potrzeby ma dziecko. Wyznaczane przez dziecko granice nie powinny być przekraczane. Kto kocha dzieci, będzie się tego trzymał.” Są plany, aby pedofilów włączyć w poczet osób LGBTQ, których orientacja seksualna jest zapisana w standardach WHO jako normalne alternatywy wobec związku między kobietą a mężczyzną. A tego właśnie uczą się dzieci na Zachodzie. Jeśli ktoś głośno krzyczał, że tylko hipokryci porównują seksedukację do pedofilii to powinien ponownie się zastanowić, czy jednak owi „hipokryci” nie mają racji.

Agnieszka Jarczyk/stopaborcji.pl