Fronda.pl: Projekt ustawy mającej zaostrzyć prawo dot. aborcji został dziś odrzucony zdecydowaną większością głosów. Za odrzuceniem głosowało aż 352 posłów. Jak pan sądzi, skąd tak nagła zmiana w stosunku do pierwszego głosowania?

Paweł Lisicki, redaktor naczelny "Do Rzeczy": Wydaje mi się, że posłowie z prawicy przestraszyli się po prostu protestów i uznali, że koszty polityczne są jednak zbyt wysokie. To dotyczy zwłaszcza PiSu, który nie docenił skali protestów, dał sobie w pewnym momencie narzucić tę retorykę środowisk feministycznych i po prostu uciekł z pola walki, starając się ograniczyć straty.

Czy możemy liczyć na to, że PiS wystąpi z własnym projektem ustawy mającej zmienić prawo aborcyjne, czy też raczej temat zostanie zupełnie zarzucony?

Nie spodziewam się, żeby miał się pojawić projekt w jakiekolwiek postaci jako inicjatywa jakiejś grupy posłów PiS, zwłaszcza po tych doświadczeniach. To zresztą bardzo ciekawe. W całej tej sprawie warto zauważyć, że jednym z chyba największych błędów jest to, że środowiskom feministycznym udało się zbudować opozycję kobiety-PiS. To pojawiało się od samego początku. O tyle jest to charakterystyczne i ciekawe, że przecież premierem jest w Polsce kobieta, wiele kobiet pełni też ważne funkcje, również ministerialne – minister edukacji, minister rodziny, pracy i polityki społecznej. To wszystko niejako zniknęło i pojawił się taki przekaz, na który PiS nie potrafił odpowiedzieć. Niestety też nienajlepiej przygotowane na to były ruchy obrońców życia.

Internet pełen jest niesłychanie nieprzychylnych PiSowi ocen. Mówi się o tym, że zmielono pół miliona podpisów obywateli, którzy chcieli zaostrzenia prawa w Polsce. Czy wobec tego jakiekolwiek inicjatywy obywatelskie mają jeszcze w Polsce sens?

Mają sens. W tym przypadku główny problem polegał na tym, o czym już wcześniej wspomniałem. Tak PiS, jak i osoby zgłaszające inicjatywę, najwidoczniej, krótko mówiąc, nie docenili przeciwnika. Zauważyć trzeba to, jak wygląda świat wokół Polski, o czym wspominałem podczas naszej ostatniej rozmowy. Wygląda tak, że w większości państw mamy do czynienia z procesami coraz większej liberalizacji. Polska jest swego rodzaju wysepką, przynajmniej w Zachodniej części świata, gdzie utrzymywana jest cały czas dość restrykcyjna ustawa aborcyjna, a nadto silne są środowiska obrońców życia. Jeśli takie jest otoczenie, to próbę zmiany należy podejmować uwzględniając możliwą reakcję, a tego moim zdaniem zabrakło. Liczono, że ustawa wejdzie, przejdzie i będzie po wszystkim. Dla wszystkich możliwych środowisk lewicowych, lewackich, feministycznych, było oczywiste, że uruchomią one wszystkie możliwe środki i metody, aby temu przeciwdziałać. Na marginesie, chciałbym zauważyć, że w  tym „czarnym proteście” w poniedziałek wzięła udział cała masa dziennikarek. Wszystkie one uznały nagle, że w tej sprawie mogą zachowywać się jak aktywistki, działaczki, rezygnując całkowicie ze swojej bezstronności, która tak bardzo była do tej pory podkreślana. Okazuje się nagle, że wszystkie wymogi stawiane zawodowi dziennikarskiemu, wszelkie reguły, tracą rację bytu, gdy owe kobiety biorą udział w proteście, który wspomniane reguły i wymogi niejako „wyłączał”.

Czy odrzucenie inicjatywy obywatelskiej nie sprawi, że PiS straci znaczną część swojego elektoratu? W końcu ci, którzy przeciw ustawie protestowali, najprawdopodobniej i tak nie byli wyborcami PiSu.

Trudno powiedzieć. Pytanie jest bowiem takie – czy  środowiska te mają inną formację polityczną, ku której mogłyby się zwrócić? Prawdę powiedziawszy, nic nie wskazuje na to, by taka siła polityczna miała się pojawić. Cała ta debata również pokazała to, że gdyby nastąpiła zmiana  polityczna w Polsce i do władzy doszłaby lewica, wówczas być może chciałaby ona zmienić obecnie obowiązujący kompromis aborcyjny. Z tego punktu widzenia i tak PiS dla obrońców życia jest wyborem lepszym, aniżeli inne partie.

Dziękuję za rozmowę.