Portal Fronda.pl: Po zakończonym szczycie między Unią Europejską a Turcją nadzieje jednych są rozbudzone, inni patrzą na kryzys imigracyjny z coraz większym sceptycyzmem. Czy zdaniem pana ministra zaproponowane rozwiązania mają potencjał zatrzymania kryzysu?

Paweł Kowal: Czy główny interes Turcji polega na kwestiach finansowych, czy też na faktycznym zbudowaniu relacji z Unią Europejską? To dzisiaj podstawowy problem. Turcja znalazła swój sposób na relacje z Unią Europejską. Przez lata nie mogła znaleźć wspólnego języka z Europą. Teraz ma już instrument trwałego nacisku poprzez regulowanie kryzysu. Rodzi się pytanie, czy Turcja rzeczywiście posiada zdolności do wykonania proponowanych zobowiązań. Na to pytanie nie jestem dziś w stanie odpowiedzieć. Myślę, że będzie to jasne już za kilka tygodni.

Instrument ten może jednak sprawić, że Turkom będzie znacznie mniej zależało na rozwiązaniu kryzysu syryjskiego. Gdyby uchodźców było mniej, mieliby słabsze karty przetargowe.

Uchodźcy jednak będą. Problem polega na określeniu szczerości obecnego stanowiska Turcji. W 2016 roku wedle wszystkich przewidywań spodziewamy się największego napływu migrantów do Europy. Jeżeli kryzys zostanie zatrzymany na etapie tureckim, to jest duża szansa na realizację pozytywnego scenariusza: Nie dojdzie do większych turbulencji politycznych w Europie, a stosunki europejsko-tureckie zyskają. Nawet jeżeli Turcja będzie miała instrument nacisku na Unię, to i Unia będzie mieć narzędzie naciskania na Ankarę w sprawie jej polityki wewnętrznej, która w wielu aspektach budzi wątpliwości. Taki scenariusz może się ziścić, jeżeli Turcja jest szczera we własnym podejściu do rozwiązania konfliktu uchodźczego.

Do Europy Środkowej napływa obecnie mało imigrantów, a to za sprawą zamkniętego szlaku bałkańskiego. Dlaczego Austria i państwa bałkańskie zdecydowały się na jego zamknięcie, podczas gdy Niemcy deklarują oficjalnie, że powinien on zostać otwarty?

Każdy ma tu trochę inne cele. Austria i kraje bałkańskie boją się, że fala uchodźców uderzy w pierwszym rzędzie w ich bezpieczeństwo. Na tym tle sytuacja polityczna w Austrii jest szalenie napięta. Trochę inaczej wygląda to z perspektywy niemieckiej. Berlin boi się zamknięcia szlaku bałkańskiego ze względów geopolitycznych. Niemcy nie chcą nadmiernej koncentracji uchodźców na samych Bałkanach uważając, że może być to przyczyną wybuchu jakiegoś niekontrolowanego, większego konfliktu na południu Europy.

Wielu polityków sądzi, że trudno będzie uniknąć kryzysu humanitarnego w Grecji.

Właśnie takiego kryzysu obawiają się Niemcy i dlatego starają się rozładować sytuację już na etapie Turcji, by nie doprowadzić do koncentracji problemu z uchodźcami przy zamkniętej granic y unijnej na Bałkanach.

Skoro Niemcy boją się kryzysu humanitarnego w Grecji, to dlaczego kanclerz Merkel nie chce sprowadzać z Grecji uchodźców samolotami, tak, jak wcześniej sprowadzała migrantów z Węgier autobusami?

Przyczyna jest prosta. Wszyscy już wiedzą, że jedynym bezpiecznym sposobem sprowadzania uchodźców jest ściąganie ich z obozów po odpowiedniej weryfikacji bezpośrednio z tych obozów, umiejscowionych na terenie państw poza Unią. Sprowadzanie uchodźców z dzikich obozów ulokowanych wokół granic UE powoduje dodatkowe zagrożenie dla bezpieczeństwa w Niemczech i ma potencjalnie bardzo negatywne konsekwencje polityczne dla samej kanclerz Merkel.

Pomimo trwania kryzysu stabilizuje się pozycja polityczna kanclerz Angeli Merkel. Według najnowszych sondaży pozytywnie ocenia ją 50 proc. wyborców – to najlepszy wynik w tym roku. Z drugiej strony siłę zachowuje elektorat niezadowolonych, co pokazało się przy okazji wyborów w Hesji, gdzie dobry wynik osiągnęła Alternatywa dla Niemiec.

Mam wątpliwości, czy stabilizacja pozycji kanclerz jest możliwa długofalowo. Merkel ma dużą opozycję we własnej partii, słyszę to często na własne uszy od niemieckich polityków. Krótkoterminowo jednak stabilizacja polityczna niemieckiej kanclerz jest czynnikiem dającym większe szanse na wyjście z kryzysu uchodźczego w skali europejskiej. Nawet jeżeli ktoś nie zgadza się z polityką Merkel i krytykuje jej postępowanie w sprawie kryzysu z ubiegłego roku, to dzisiaj bezpieczniej dla wszystkich jest pozwolić Merkel na rozwiązanie kryzysu na poziomie polityki niemieckiej. Wzrost pozycji partii nacjonalistycznych czy populistycznych nie będzie sprzyjał racjonalnemu rozwiązaniu kryzysu z uchodźcami, niezależnie od tego, że Angela Merkel ponosi dużą winę za doprowadzenie do tego kryzysu.

Jak ocenia pan minister dotychczasowe stanowisko polskiego rządu? Mocno akcentuje się ponawianą i w poniedziałek de facto usankcjonowaną prawnie niezgodę na przymusowe kwoty migrantów.

Pozytywnie oceniam zaangażowanie rządu w prace nad zabezpieczeniem granic i wsparciem tworzenia obozów dla uchodźców poza granicami UE. To właściwy kierunek i na tym należy się skupić. Rozmowa o kwotach uchodźców jest w istocie rozmową pustą, bo ci uchodźcy nie chcą wcale przyjechać do Polski.

Rozmawiał Paweł Chmielewski