Daniel Passent pisze na swoim blogu:

Chociaż kopii tego listu nie posiadam, to jest on autentyczny. Sądzę, że gen. Kiszczak (którego osobiście nie znałem) go zachował, ponieważ w owym czasie był to wyjątek, żeby ktoś, kto pracował w prasie oficjalnej, obok słów poparcia dla władz zdobył się na ich krytykę i to w sprawach tak drastycznych jak porwania i morderstwa popełnione przez funkcjonariuszy.

W owym czasie sądziłem, że w najwyższych władzach istnieje podział na zwolenników konfrontacji (np. gen. Milewski) i zwolenników porozumienia (Kiszczak). List był świadectwem trwogi, że aparat bezpieczeństwa zrywa się z łańcucha, popełnia kolejne zbrodnie, mordercy w mundurach pozostają bezkarni, a przepaść pomiędzy społeczeństwem i władzą się pogłębia. Domagałem się nadzoru partyjnego i społecznego nad wojskiem i MSW.

Uważałem za swój obowiązek odciąć się, choćby listownie, od oficjalnej wersji w sprawie kolejnych aktów terroru władzy. Reszta, to znaczy wyrazy poparcia dla ówczesnej linii, zagrożonej przez partyjny beton i przez zwolenników konfrontacji po stronie opozycji, wynikała z moich ówczesnych poglądów. Dzisiaj, po ponad 30 latach, inaczej rozłożyłbym akcenty.

To tyle na temat listu. Pozostaje jeszcze pytanie, czy IPN może publikować cokolwiek, co skonfiskuje w czasie rewizji, w tym także prywatne listy osób prywatnych i żyjących, niemające nic wspólnego ze sprawą „Bolka”. Ponieważ przeszukania będą się raczej mnożyć niż należeć do rzadkości, ciekaw jestem, co na ten temat mówi prawo i dobre obyczaje.

Najlepsze na końcu nieprawdaż!

mko/passent.blog.polityka.pl

<<< KUP KSIĄŻKĘ W NASZEJ GALERII A DOSTANIESZ PREZENT >>>