"Wizyta na Węgrzech i protesty w Rumunii pokazują, jak słabe są podstawy – skądinąd bardzo ciekawej – koncepcji sojuszu na linii Warszawa – Budapeszt – Bukareszt" - pisze Zbigniew Parafianowicz na łamach "Dziennika Gazety Prawnej".

Jak zauważa Parafianowicz, dwa ostatnie wydarzenia wskazują na dość kruchą podstawę ciekawej koncepcji Międzymorza. Pierwsze to spotkanie Orbana z Putinem w Budapeszcie, drugie - protesty w Rumunii przeciwko liberalizacji prawa antykorupcyjnego. Zdaniem Parafianowicza Węgry dowiodły, że "trwale rozjeżdżają się z polską wizją polityki bezpieczeństwa i energetycznej". Chodzi o węgierską krytykę antyrosyjskich sankcji oraz podejście do sprawyy Nord Stream 2 oraz Turk Stream. "Sojusz strategiczny Warszawa – Budapeszt miał rozwodnić zbratanie Orbána z Putinem. Nie rozwodnił" - pisze Parafianowicz.

Z kolei protesty w Rumunii, twierdzi autor, wskazują na ogormną niestabilność polityczną w tym kraju. Do tego należy dołożyć spory Rumunii i Węgier o węgierską mniejszość żyjącą pod rządami Bukaresztu oraz orientację Rumunii na Paryż.

"Międzymorze jest koncepcją atrakcyjną. Wzmacnianie więzów w Europie Środkowej, emancypacja regionu wobec starej Unii czy rozwój infrastruktury transportowej mają jak najbardziej sens" - pisze Parafianowicz. "Kilka państw o, mówiąc najdelikatniej, umiarkowanym potencjale nie wykreuje dużego ośrodka siły. To się po prostu nie sumuje" - stwierdza. 

Międzymorze trzeba budować, ale tylko jako uzupełnienie dla sojuszu - asertywnego - z Niemcami, konstatuje autor.

ol/Forsal.pl