"20 kwietnia, 34 dzień głodówki w obronie Konstytucji. Żyję. Wciąż żyję. Ubyło mnie już 16 kilo. Zaczynam wyglądać jak chłopaczek sprzed lat, wychudzony, zbuntowany - pisze na portalu wyborcza.pl Andrzej Miszk, współzałożyciel Komitetu Obrony Demokracji.

- Szukamy fryzjera. Czuję się niechlujny, brudny, zarośnięty. I tak pewnie jest. Zwykle chodzę do fryzjera co 3 tygodnie. Ale od 6 tygodni mieszkam na ulicy w namiocie pod KRPM i nie było okazji. Teraz jest. Pierwszy fryzjer nie przyjmuje klientów nieumówionych. Wpadam w panikę i absurdalną irytację. Jakiś rodzaj agorafobii. Szukamy kolejnego. Nie możemy znaleźć. Czuję się kompletnie zagubiony w środku Warszawy. Ludzie, samochody, sklepy, reklamy. Co to za świat? Gdzie jestem? Siadam na ławeczce, bo nogi odmawiają posłuszeństwa. Czuję, jakby stawy się poluzowały. Jest mi słabo - czytamy w jego "Dzienniku Głodującego. Czy warto umierać za Konstytucję?"

- Małgosia wzywa taksówkę i szukamy kolejnych salonów fryzjerskich. W końcu jest. Świetna, miła fryzjerka. Myje mi głowę. Najcudowniejsze mycie głowy w życiu. Ciepło, czysto, jasno, intymnie. Niech ta woda lecie i leci, bez końca. Niech tnie, goli, tnie, goli. Niech mnie tu zatrzymają. W tym cieple i czystości. Z ciepłą, bieżącą wodą, umytego. W lustrze spogląda na mnie dziwny facet. Wyostrzone rysy, wychudzony nieco, zginęła ta pulchność za dobrze odżywionego mieszczucha. Brody nie chce podcinać. Mówi, że ładna. Ok, proszę o wyrównanie. Odzyskuję spokój. - zwierza się Miszk

Oczywiście dostaje się Prawu i Sprawiedliwości.

- W Sejmie PiS zachowuje się jak partia faszystowska w Niemczech pod koniec Republiki Weimarskiej. Brunatnieją coraz bardziej. Brakuje tylko przemocy fizycznej. Co mogą zrobić w tym impasie? Albo użyć przymusu bezpośredniego wobec sędziów Trybunału Konstytucyjnego i uniemożliwić im sprawowanie funkcji, a potem iść w zaparte, zrywając wszystkie polityczne mosty. Albo grać na czas, udając fikcję rozmowy. Z Unią przestali już rozmawiać. Z opozycją jeszcze dobrze nie zaczęli. - analizuje KOD-owiec.

- Czy warto umierać za polską Konstytucję? A czy warto było umierać za Gdańsk? Wielu mówiło, że nie. I teraz większość, nawet obrońców demokracji mówi, że nie warto, a przynajmniej jeszcze nie teraz. To kiedy będzie warto? Tak, ja myślę, że warto. Nie wiem, czy umrę teraz. W sytuacji nieodwracalnego zagrożenia zdrowia lub wprost życia podejmę decyzję, konsultując się z lekarzami i spowiednikiem. Tak jak moje sumienie sprawiło, że zaryzykowałem głodówkę w sprawie polskiej Konstytucji, TK i demokracji, w obronie przed rodzącą się dyktaturą, tak to samo sumienie podpowie mi, co zrobię, gdy przyjdzie ten czas. - podsumowuje Andrzej Miszk, który zapomniał o tym, że Platforma Obywatelska nie wykonała około 49 orzeczeń Trybunału Konstytucyjnego.

Nie głodował, kiedy rozpętała się afera taśmowa, hazardowa, Amber Gold, afera stoczniowa, stadionowa, autostradowa, afera gazowa, czy infoafera. Głoduje teraz, bo boi się "dyktatury". Czy tak naprawdę wie, dlaczego głoduje?

Pamiętajmy w modlitwie o tym panu...


kz/wyborcza.pl