Historię Jacka Żaby opisali Maciej Gawlikowski i Michał Olszewski w „Tygodniku Powszechnym”:
Śp. Jacek Żaba, ur. 23 września 1963, zm. 25 lutego 1989 w Krakowie. W 1982 został zatrzymany za udział w demonstracjach, miał postawiony zarzut czynnej napaści na milicjantów, za co siedział kilka miesięcy w areszcie. płacił składki podziemnego Społecznego Funduszu Pomocy Pracowniczej, kolportował pisma podziemne. Pracował w MPK, jako goniec.
W nocy z 12 na 13 grudnia 1985 Jacek Żaba pomagał Kazimierzowi Krauzemu, kierowcy krakowskiego MPK, działaczowi KPN i Solidarności. Przecięli paski klinowe w stojących w zajezdni 30 autobusach, żeby rano nie mogły wyjechać na trasę. Chcieli w ten sposób zwrócić uwagę na czwartą rocznicę wprowadzenia Stanu Wojennego. Władze uznały incydent za próbę zamachu terrorystycznego. Z zachowanych w IPN dokumentów wynika, że w trakcie sprawy o kryptonimie „Klin” Służba Bezpieczeństwa uruchomiła kilkudziesięciu tajnych współpracowników. Z ramienia Wydziału Śledczego SB dochodzenie nadzorował, znany z brutalnych metod, porucznik Jerzy Stachowicz. Jacek Żaba został aresztowany po miesiącu śledztwa. Na początku śledztwa milczał. Zeznania wydobył od niego Jerzy Stachowicz. Prokurator Jerzy Biederman wnioskował dla niego o 5 lat pozbawienia wolności. Wraz z Kazimierzem Krauzem był sądzony z artykułu 220, czyli za sabotaż. Surowość wyroku sędzia Józef Korbiel uzasadniał szkodliwością społeczną przestępstwa, a także pobudkami politycznymi, jakimi kierowali się mężczyźni. „Uszkodzonych autobusów mogło być nie 30, a 40, 50 czy nawet 60, a może więcej. Wiele tysięcy ludzi mogło nie dojechać do pracy” – mówił sędzia w mowie końcowej.
Tuż po wyroku w krakowskim więzieniu przy ul. Montelupich przeniesiono go z oddziału dla więźniów politycznych na zwykły oddział. Trafił do celi, w której rządziła więzienna podkultura grypsujących. Zgodnie z przepisami, jako, że był skazany pierwszy raz, nie miał prawa się tam znaleźć. Prawdopodobnie zaraz po zmianie oddziału zaczęto go bić i poniżać. Na twarzy miał ślady pobicia. Spał na najgorszej pryczy. Na noc przywiązał się do łóżka szmatami, bo współwięźniowie podczas snu zrzucali go na betonową podłogę. Po uprawomocnieniu się wyroku Żaba napisał do naczelnika aresztu list z prośbą o pozwolenie na prowadzenie korespondencji z kilkoma znajomymi z wolności. Na odwrocie pisma znalazł się odręczny dopisek więziennego wychowawcy: „Wykolejeniec i debil. Prośby nie popieram”. Jesienią 1986 r. był już skrajnie wykończony. Strażnicy regularnie zakuwali go w pasy i umieszczali w tzw. termosie, czyli celi dźwiękochłonnej, przez więźniów uznawanej za jedną z najbardziej dotkliwych kar. Jego stan szybko się pogarszał – przestał jeść, stracił kontakt z otoczeniem, nie panował nad czynnościami fizjologicznymi. Lekarze uspokajali go dużymi dawkami fenactilu, który powodował szereg efektów ubocznych. Odwieziono go do szpitala psychiatrycznego w Krakowie - Kobierzynie. Pod koniec 1988 wypuszczono go ze szpitala na przepustkę. Był całkowicie rozbity psychicznie. Amnestie i abolicja go nie dotyczyły gdyż został skazany za „terroryzm”.
Korzystając z przerwy w odbywaniu wyroku, w sierpniu 1988 wziął udział w spotkaniu z Jackiem Kuroniem. Wywołany Żaba dostał oklaski od dwóch tysięcy osób. Kuroń obiecał, że więcej do więzienia nie wróci. Żaba płakał, cieszył się a tłum wiwatował. Nie wiadomo, czy Kuroń interweniował w tej sprawie u władz, ale niektórzy działacze krakowskiej opozycji twierdzą, że o obietnicy zapomniał. Stanisław Handzlik przyznał, że sprawa została zaniedbana. 25 lutego 1989 popełnił samobójstwo, wyskakując z ósmego piętra swojego bloku. Jest pochowany na cmentarzu Grabałowskim w Nowej Hucie. Zdjęcie wykonano po zatrzymaniu Śp. Jacka w roku 1982 – pisze Gawlikowski z Olszewskim.
Strona "Cześć ich pamięci" na Facebooku: facebook.com
JW/Facebook.com.pl/Tygodnik Powszechny