Janusz Palikot idealnie realizuje jedno z haseł wyborczych swojego poprzedniego zwierzchnika Donalda Tuska. „Nie róbmy polityki. Budujmy mosty” – nawoływał swego czasu premier, co stało się kanwą dla prześmiewczych memów i trawestowania hasła (moim faworytem jest „Nie róbmy polityki. Lepmy pierogi”).

W takim właśnie haśle można streścić działalność polityczną posła z Biłgoraja, który właściwie zajmuje się wszystkim innym, tylko nie polityką. A to poopowiada nieco o pedofilii w Kościele, pogrzmi na biskupów, skrytykuje kościelne finanse, powalczy o świeckość państwa a swojego posła (zdeklarowanego ateistę) oddeleguje na front walki z ks. Sawą i jego listą zagrożeń duchowych.

Tak, wiem – są wakacje i politycy mniej przejmują się polityką. Tylko dlaczego zaczynają – posługując się nomenklaturą samego Palikota (tak, tak, czasem ginie się od własnej broni) – zaglądać ludziom pod kołdry? W swoim najnowszym wpisie na blogu Palikot nawołuje bowiem do… seksu przed ślubem. „Seks a raczej jego brak jest źródłem wielu pomyłek i wielu rozwodów! Powinno być wręcz odwrotnie! Seks przed ślubem powinien być polecany! Zwłaszcza na wakacjach!” – zachęca polityk.

I jednocześnie ubolewa, że aby tego seksu (dodajmy – na wakacjach!) było więcej, trzeba w Polsce powszechnego dostępu do edukacji seksualnej i antykoncepcji. A jak wiadomo, katofaszystowski Kościół koczuje pod aptekami, by wyrywać z rąk młodym napalonym gumki i pigułki…

Na darmo przekonywać posła Palikota, że jest wręcz odwrotnie i to właśnie seks przed ślubem często staje się źródłem wielu problemów, a w konsekwencji rozpadu związków. Przecież on wie lepiej – w końcu jest nie w pierwszym małżeństwie…

Marta Brzezińska-Waleszczyk