Rafał Trzaskowski to znany przeciwnik fajerwerków, który nie cofnie się nawet przed odezwą do rodaków, by powstrzymali się od tego typu fetowania przyjścia Nowego Roku podczas sylwestrowej nocy. Jednak już niespełna miesiąc po sylwestrowej nocy, podczas finału WOŚP prezydent Warszawy, w towarzystwie Jerzego Owsiaka sam odliczał ze sceny sekundy do odpalenia fajerwerków. Patrzył, ale się nie zachwycał.

„Nie wiedzieliśmy, że będą fajerwerki” – tłumaczył się niedoszły prezydent Polski z ramienia Platformy Obywatelskiej, gdy spadła na niego lawina krytyki za spektakularną niekonsekwencję w temacie fajerwerków, które prominentny działacz PO zdaje się dzielić na te dobre i złe.

Problem w tym, że zupełnie inny już przekaz płynie ze stołecznego Ratusza, którym Trzaskowski zarządza. Rzeczniczka stołecznego Ratusza, przekazała portalowi tvp.info, że organizatorzy imprezy Jerzego Owsiaka jednoznacznie deklarowali, iż nie zrezygnują z pokazu pirotechnicznego, zapewniając jedynie, że będzie on ograniczony w porównaniu do wcześniejszych. Było więc wiadomo, że fajerwerki będą i wszyscy o tym wiedzieli. Wszyscy poza prezydentem Warszawy Rafałem Trzaskowskim oczywiście.

Wychodzi więc na to, że w kwestii fajerwerków podczas finału WOŚP specjalista od nierównej walki ze ściekami zalewającymi stolicę, nawiązał swą postawą do byłego prezydenta USA Billa Clintona, który co prawda trawkę palił, ale się nie zaciągał. Trzaskowski na fajerwerki patrzył i czas do ich odpalenia z entuzjazmem spektakularnie odliczał, ale tak naprawdę nie wiedział, że one będą, a jak już były to się nimi wewnętrznie nie zachwycał. Czego nie rozumiecie?

 

ren/tvp.info