Przykład Mazur wskazuje na to, że już niebawem do pracy w Polsce może przybyć jeszcze więcej ludzi zza wschodniej granicy. 

Restauratorzy i właściciele hoteli z rejonu mazurskich jezior mają powody do niepokoju. Tuż przed inauguracją sezonu letniego większość z nich nie może znaleźć pracowników. Przedsiębiorcy przyznają jednocześnie, że oferowane przez nich stawki są bardzo niskie.

5-6 złotych za godzinę pracy – takie wynagrodzenie najczęściej oferują restauratorzy i hotelarze prowadzący swoje interesy na Mazurach. Dotychczas w regionie dotkniętym wysokim bezrobociem nie mieli większego problemu ze znalezieniem chętnych do pracy. W tym roku jest jednak gorzej.

– Jak idę główną ulicą miasteczka, to niemal na każdym sklepie, na każdej knajpie widzę kartkę o poszukiwaniu pracownika. Brak ludzi do pracy to stały temat rozmów między przedsiębiorcami i nikt nie znalazł sposobu na rozwiązanie tej sytuacji – mówi dla TVN24BIS Magda Szczygieł, właścicielka cukierni “U Adama” w Giżycku, która przyznaje, że potrzebuje pilnie kierowcy, pracowników produkcji i punktów sprzedaży.

Przedsiębiorcy przyznają, że sytuacja jest dla nich nieprzyjemnym zaskoczeniem. Mimo to tylko część decyzuje się na podwyższenie stawek godzinowych. ” Takie są standardy w okolicy i nie będę płacić więcej. Ludzie już kompletnie oszaleli, niedawno dziewczyna, która przyszła złożyć CV, zażądała 15 zł za godzinę pracy” – żali się na jednym z forum internetowych właściciel hotelu z restauracją w Mikołajkach, gdzie bezrobocie wynosi obecnie ok. 19 proc. Dlaczego więc mieszkańcy nie chcą się zatrudniać do prac sezonowych. Burmistrz miasta sugeruje, że może mieć to związek z rządowym programem “Rodzina 500+”.

– Była dziś u mnie dyrektor dużego hotelu i skarżyła się, że ludzie są już tak rozbestwieni, że mówią: “proszę mnie nie zatrudniać, bo ja i tak do pracy nie przyjdę”. Inna pani, matka, powiedziała, że woli mieć zasiłek i pieniądze z Programu 500 plus, niż pracować za najniższe wynagrodzenie – powiedział TVN24BIS Piotr Jakubowski.

Pracownicy lokalnych Urzędów Pracy wskazują, że obecna sytuacja jest wynikiem nastawionej na wyzysk polityki biznesowej właścicieli przybytków.

– Niemal wszyscy pracodawcy oferują najniższą krajową. Niezależnie od tego, czy szukają pracownika bez kwalifikacji, czy z kwalifikacjami. Najniższą pensję oferuje się zarówno pomocy kuchennej, jak i barmanowi. Poza tym prace sezonowe w branży turystycznej to ciężkie fizyczne zajęcia i wielu ludzi oczekuje za nie godziwej zapłaty – przyznaje w rozmowie z PAP Małgorzata Żukowska UP w Giżycku.

Kolejnym czynnikiem, który sprawił, że mieszkańcy województwa warmińsko-mazurskiego nie garną się do pracy na śmieciowych warunkach za głodowe stawki, jest doświadczenie zdobyte w innych krajach. Wielu dotychczasowych pracowników sezonowych woli wyjechać do Szwecji czy Norwegii, gdzie stawki są kilkunastokrotnie wyższe.

– Nawet młodzież licealna woli wyjechać latem za granicę i zarobić więcej, niż pracować za najniższą pensję na Mazurach. Podczas spotkań, które organizujemy w szkołach, młodzież regularnie nas pyta o prace przy zbiorze truskawek w Niemczech, czy nawet o przysłowiowy zmywak w Wielkiej Brytanii – przyznaje Żukowska.

Ciężka sytuacja kadrowa zmusza niektórzych przedsiębiorców do zatrudniania pracowników z innych państw, głównie z Ukrainy. Import taniej siły roboczej przekłada się jednak na pogorszenie standardów obsługi, gdyż pracownicy zza wschodniej granicy dopiero uczą się języka polskiego, co utrudnia znacznie komunikacje z klientami.

za: strajk.eu