Andrzej Brzeziecki, redaktor 'Nowej Europy Wschodniej' w tekście 'Imperialne złudzenia Polski' w 'Plus – Minus' – 'Rzeczpospolita' (20-21.05.2017) tak opisuje początki prezydentury Andrzeja Dudy w kontekście polskiej polityki wschodniej: 'Prezydent Andrzej Duda zaczął swą obecność na arenie międzynarodowej od wizyty w Estonii. Było to ciekawe wyjście'. W pełni zgadzam się z twierdzeniem iż był to ciekawe, a nawet symboliczne posunięcie – pokazało, że dla Polski nawet najmniejszy sojusznik z NATO czy UE jest równie ważny jak każdy inny, co różni nas pozytywnie np. od 'impierialno' nadętej Rosji. Tym bardziej nie zupełnie nie mogę zgodzić się z kolejnym stwierdzeniem autora: 'Jeśli Polska chce przewodzić Europie Środkowej i Wschodniej, to stanie się tak nie dlatego, że zadekretuje to jakiś polski polityk albo napisze o tym książkę. Zostaniemy liderem, gdy będziemy traktować sąsiadów po partnersku.' Otóż moje wrażenia i odczucia związane krajami położonymi na wschód od Polski, pokazują, że bardzo cenią sobie w Polakach właśnie równe i partnerskie traktowanie przez nasz kraj. Na przykład Ukraina: od uznania przez Polskę jako pierwszej w 1991r. niepodległości Ukrainy - przed którą przestrzegał sam ówczesny prezydent USA George Bush (senior); poprzez nasze wspólne partnerskie zorganizowanie Mistrzostw Europy w 2012 r. (Rosja propozycję Ukrainców odrzuciła), po obecne polskie wsparcie dla zmagającej się z rosyjską agresją Ukrainy i szeroką współpracę gospodarczo-technologiczną, włącznie z przemysłem zbrojeniowym, oraz praktycznie bezkonfliktową obecność w naszym kraju ponad miliona Ukraińców – wszystko to, wraz z badaniami wzajemnych sympatii Polaków i Ukraińców pokazuje, że właśnie traktujemy naszych wschodnich sąsiadów jak najbardziej po partnersku.

Ale oczywiście do wszystkiego co polskie można się przyczepić, np. do tradycji I Rzeczpospolitej: 'Był to przede wszystkim ciekawy eksperyment ustrojowy, który co prawda się nie powiódł, ale który na tle absolutystycznych i bezwzględnych rządów w innych krajach jawił się jako całkiem demokratyczny.' Ten 'ciekawy eksperyment ustrojowy, który się nie powiódł', trwał przez całe 400 lat, obejmując w szczycie swojej potęgi obszar ok. miliona kilometrów kwadratowych. Tymczasem 'tysiącletnia' III Rzesza Niemiecka Adolfa Hitlera, która wspomina się w tysiącach artykułów, setkach książek i dziesiątkach filmów jako 'wyraz niemieckiej potęgi', trwała raptem niewiele ponad dekadę. A 'wielka' i 'niezwyciężona' Rosja Sowiecka, która planowała podbój całego świata, nie dała nawet rady dotrwać do swoich osiemdziesiątych urodzin. Ale nikt jakoś w kółko nie powtarza, że Niemcom czy Rosjanom coś się 'nie powiodło'. Równie dobrze można by w ten sam sposób podsumować istnienie hellenistycznego imperium Aleksandra Wielkiego, Cesarstwa Rzymskiego czy Europę Napoleona dokładnie w taki sam sposób: 'no ale się nie powiodło, bo w końcu upadło'. Każde imperium kiedyś przecież w końcu się kończy.

Jako przykład pozytywny w opozycji do 'nieudanej' Polski autor przytacza Imperium Brytyjskie: 'Oczywiście relacje Anglików ze Szkotami, Walijczykami i Irlandczykami były bardzo skomplikowane i, do niedawna, często naznaczone przemocą i walką. Nie idealizuję ich, a jednak Londyn stworzył poczucie wspólnoty – co nie udało się Warszawie – która wytrzymała do dziś i być może przetrzyma Brexit'.

Nie – Anglikom najpierw rozpadło się światowe Imperium Brytyjskie (którego istnienie swoją drogą przyczyniło sie do śmierci dziesiątków milionów ofiar krajów kolonialnych), a teraz kawałek po kawałku sypie się ich pozostałości, bo Irlandia Północna, Szkocja czy Gibraltar skłaniają się coraz bardziej do separacji i rozdzielenia od Wielkiej Brytanii.

W sumie nie wiem, czy to ja mam problem z tekstem 'Imperialne złudzenia Polski', czy też sam autor ma problemy z samym sobą i realną oceną polskiej historii i pozycji naszego kraju w regionie oraz naszych relacji z sąsiadami, gdyż to właśnie z Polską jako jednym z głównych partnerów i fundamentów tworzącego się Międzymorza-Trójmorza chcą współpracować kraje naszego sąsiedztwa, od Bałtyku po Morze Czarne i Adriatyk. Dlatego w kwestii tematu opinii o Polsce i postrzeganiu jej realnie postrzeganej roli w naszym regionie Europy, pozwolę sobie zakończyć cytatem: 'Gruzja jest wdzięczna Polsce, której nie są obce trudności związane ze zmaganiem się z obroną własnej wolności i państwowości. Symboliczne jest, że często walczyliśmy ramie w ramie i nasza historia przechowała nam szereg imponujących przykładów wzajemnego oddania. Ze szczególnym uznaniem pragnę wspomnieć bohatera narodowego Gruzji, śp. Lecha Kaczyńskiego, prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, który przebywał z narodem gruzińskim w najcięższych dniach militarnej agresji ze strony Rosji. W 2008r. Z całą pewnością tak silne międzynarodowe wsparcie uratowało Gruzję. Wierzą, że to wsparcie w przyszłości doprowadzi do nas do wielu sukcesów'. Te miłe słowa o roli Polski i polskiego prezydenta w 2008 roku napisał bynajmniej nie jakiś 'polski imperialista', tylko Giorgi Margwelaszwili, obecny prezydent Gruzji - zob: 'NATO: Nowy rozdział', 'Rzeczpospolita', str. 11, 25.05.2017 r.

Michał Orzechowski/sdp.pl