Ks. Jan Kaczkowski, szef puckiego hospicjum od 2012 r. choruje na glejaka mózgu. Jak mówi, to, że jeszcze żyje, traktuje w kategorii „pełzającego cudu”. – Przez ten czas choroby udało mi się zrobić kilka sensownych rzeczy i powiedzieć, na przykład to, że choroba niczego nie kończy – mówił.

Na pytanie, dlaczego to jego dotknęła tak ciężka choroba, odparł:

"A dlaczego nie? Czym się biologicznie różnię od tych tysięcy chorych?"

"Wszystko w życiu można zmarnować. Ja, dramatycznie nie chcę zmarnować życia. Ani wtedy, kiedy byłbym zdrowy, ani wtedy, kiedy jestem zdrowy” – mówił.

Ks. Kaczkowski twierdzi, że on sam „wyjątkowo nie cierpi”.

„To, że jestem w pewnych rzeczach ograniczony, to nie żadne cierpienie. Dla mnie ludźmi cierpiącymi są ci, którzy są opuszczeni, samotni, albo przeszli godnie przez Holocaust, albo godnie nie dali się złamać w stalinowskich katowniach” – podkreślał.

W programie „Dziś wieczorem” w TVP Info przekonywał wszystkich do odwiedzenia kościołów w sobotę i uczestnictwo w liturgii paschalnej.

„Mówię także do tych, którzy w kościele pojawiają się raz w roku, ze święconką. I tu apel do moich braci-duszpasterzy, aby ich nie okładali po głowie. I nie mówili im: wasze życie jest tak puste jak wydmuszki jajek, które przynieśliście do poświęcenia. Tylko, aby wykorzystać ten moment – i my jako duszpasterze i oni jako ci, którzy przychodzą do kościoła – żeby poczuli, że ta kropla wody święconej nie jest czymś banalnym. Tylko jest czymś, co może zachęcić ich do oczyszczenia, do przejścia, rozpoczęcia czegoś na nowo.”

Oby poskutkowało.  

KZ/Tvp.info