Pierwsza bohaterka reportażu - Bahar uciekła z domu, półtora roku po tym, jak jej matka została zamordowana. Rodzina przybyła do Niemiec z Iraku w 1996 r. Przez pierwsze dwa lata mieszkali w Halle an der Saale we wschodnich Niemczech. Ojciec uważał, że większość zajęć jest poniżej jego godności, bił żonę i gasił papierosy na jej ciele papierosy. 

 

Matka Bahar próbowała odejść od okrutnego męża, lecz gdy dowiedział się, że szuka informacji na temat niemieckiego prawa w zakresie rozwodów, wziął nóż i zamknął się z kobietą w pokoju. Dziewczyna próbowała ocalić matkę, ale pozostały jej tylko blizny. Po śmierci kobiety i skazaniu sadysty na dożywotnie więzienie, Bahar i piątka jej młodszego rodzeństwa trafili w ręce wujka, który zrobił dobre wrażenie na pracownikach opieki społecznej. Jednak ich piekło zaczęło się od nowa. „Nie wolno mi było czytać książek, ani nawet wychodzić na balkon. Musiałam wyłącznie gotować, robić pranie i sprzątać” – opowiada dziewczyna. Po półtora roku opuściła domową niewolę. „Wtedy nadszedł moment, w którym już wiedziałam, że albo się zabiję albo ucieknę”.

 

Podobne były losu Mariam, 28-latki pochodzenia libańskiego, która trzy i pół roku temu uciekła z domu. Teraz żyje w ciągłym strachu. „Jedna z moich krewnych została zastrzelona przez męża za to, że od niego uciekła. Moja rodzina uważa, że mąż postąpił słusznie” – opowiada Mariam. „Jeśli moja rodzina nas znajdzie, jesteśmy martwi” – mówi dziewczyna, której towarzyszy Thomas - jej chłopak.  Mariam miała trzy lata gdy przeprowadzili się do Niemiec z Libanu. Ma jedenaścioro rodzeństwa. Ojciec przegrał najstarszą córkę w karty, gdy miała 15 lat. „W naszym świecie wciskają ci pierścionek na palec, a łańcuch na szyję i twoja przyszłość jest przypieczętowana” – tłumaczy Mariam. Co ciekawe, jej rodzina wcale nie należała do zbyt religijnych.  „W niektórych rodzinach, prawa te są bezmyślnie przekazywane z pokolenia na pokolenie, a religii używa się w celu ich usankcjonowania” - tłumaczy Jan Kizilhan, profesor psychologii z Freiburga.

 

Kobieta, która narusza tradycyjne normy, naraża w ten sposób na szwank reputację całej rodziny. Kobiety są bowiem uznawane za własność mężczyzny, dlatego człowiek, który nie ma kontroli nad swoimi kobietami jest uważany za niedolidengo słabeusza. Taką "hańbę" można znieść za pomocą pieniędzy, albo karząc kobietę w widoczny dla wszystkich sposób. „Istnieją określone reguły postępowania w celu odzyskania rzekomo utraconego honoru; w najbardziej ekstremalnych przypadkach dopuszcza się honorowe zabójstwo” – mówi prof. Kizilhan.

 

Według szacunkowych danych ONZ, co najmniej 5000 dziewcząt i kobiet na całym świecie ginie każdego roku „w imię honoru”. W Niemczech zidentyfikowano od 7 do 10 "honorowych zabójstw" rocznie. Prof. Kizilhan uważa jednak, że ta liczba jest znacznie wyższa, ponieważ nie uwzględnili rzekomych samobójstw, tajemniczych zniknięć i "wypadków", które psycholog uważa zakamuflowaną wersję "honorowych zabójstw".

 

AM/Euroislam.pl