Propagandowa prasa (innej w zasadzie przecież nie było) i radio krzyczały o dobrobycie i roztaczały wizję świetlanej przyszłości przed naszym narodem, który ręka w rękę z braćmi radzieckimi zbuduje socjalizm na całej ziemi. Aby pokazać naszemu kochanemu Wielkiemu Bratu, że jesteśmy gotowi na wielkie dzieła dla dobra ludzkości, a także na znak żałoby po Józefie Stalinie,  dnia siódmego marca Katowice i województwo katowickie zostały przemianowane na Stalinogród i województwo stalinogrodzkie.

Druga strona medalu nie była już taka piękna. 21 stycznia w Krakowie, przed sądem wojskowym, rozpoczął się pokazowy proces księży Kurii Krakowskiej oskarżonych o szpiegostwo na rzecz Stanów Zjednoczonych, który zakończył się 27 stycznia następującymi wyrokami:

księża Józef Lelita, Michał Kowalik i Edward Chalicha - wyrok śmierci,

ksiądz Franciszek Szymorek - dożywocie.

ksiądz Modest Wit Brzycki - 15 lat więzienia,

ksiądz Jan Pochopień – 8 lat więzienia

Stefania Respond z Kongregacji Różańca Dziewcząt – 6 lat więzienia. 

8 lutego została opublikowana rezolucja Związku Literatów Polskich w Krakowie wyrażająca poparcie dla wyroków zapadłych w tym procesie. 9 lutego wydano dekret dający organom państwowym prawo do odmowy zgody na wszelkie nominacje kościelne. 9 lutego w więzieniu mokotowskim został powieszony gen. August Fieldorf „Nil”. 5 marca na myśliwcu MiG -15  z bazy lotniczej w Słupsku zbiegł na duńską wyspę Bornholm porucznik Franciszek Jarecki. 8 marca w związku z odmową opublikowania nekrologu Stalina, władze PRL zawiesiły wydawanie Tygodnika Powszechnego. 8 maja biskupi polscy skierowali do rządu list w którym zawarto pamiętne zdanie: „Rzeczy Bożych na ołtarzach cesarskich kłaść nam nie wolno. Non possumus!”. List ten przeszedł do historii pod nazwą Non possumus. I to właśnie wydarzenie było przysłowiowym gwoździem do trumny dla Kościoła Katolickiego w Polsce i samego Prymasa Wyszyńskiego.

Komuniści dążyli do całkowitego wyeliminowania Boga. Pragnęli stworzyć od podstawy nowego socjalistycznego człowieka, który byłby ideowo niezależny od Kościoła i ślepo ufał partii i jej przywódcom. Aby tego dokonać nie cofano się przed niczym, sfingowane procesy, aresztowania, odbieranie zabudowań klasztornych itp. Jednak to nie wystarczało. Do całkowitego zwycięstwa było jeszcze daleko. Komuniści musieli złamać duchowieństwo i żeby tego dokonać trzeba było wyeliminować Prymasa Wyszyńskiego.

25 września 1953 roku ok. godziny 22 do bramy rezydencji Prymasa Polski na ulicy Miodowej w Warszawie zastukali funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa. Prymas, przeczuwając swoje aresztowanie, kazał zapalić wszystkie światła w rezydencji, żeby cała Warszawa dowiedziała o jego uwięzieniu. Wręczono Prymasowi pismo, w którym stwierdzano, że: „ zakazuje się obywatelowi Wyszyńskiemu wykonywania jakichkolwiek funkcji związanych z przynależnością do stanu duchownego”. Prymas odmówił podpisania dokumentu i tym samym został aresztowany. Nie zabrał ze sobą nic prócz brewiarza i różańca mówiąc: „Ubogi wszedłem do tego domu i ubogi stąd wyjdę.” Został wsadzony do samochodu z zamalowanymi szybami i w asyście sześciu innych pojazdów został wywieziony z Warszawy.

Pierwszym miejscem odosobnienia Prymasa było Sanktuarium Matki Bożej Rywałdzkiej w Rywałdzie koło Grudziądza. Tak oto pisał w swoich „Zapiskach więziennych” o tym miejscu:

„Wjechaliśmy w puste podwórze gospodarcze ojców Kapucynów.(...)wprowadzono mnie do pokoju na pierwszym piętrze. Oświadczono mi, że jest to miejsce mojego pobytu, że nie należy wyglądać oknem.(...)Zostałem sam. Na ścianie, nad łóżkiem, wisi obraz z podpisem: „Matko Boża Rywałdzka pociesz strapionych.” Był to pierwszy głos przyjazny, który wywoływał radość” . Rywałd nie był jednak, zdaniem ówczesnych władz, dobrym miejscem do przetrzymywania Prymasa. W niespełna trzy tygodnie później, 12 października Prymas Wyszyński został wywieziony do Stoczka koło Lidzbarka Warmińskiego.

To tu, w skonfiskowanych kościołowi budynkach klasztornych, przez blisko rok był przetrzymywany w skandalicznych warunkach, razem z księdzem Stanisławem Skorodeckim oraz siostrą Leonią Graczyk. 

Dwupiętrowy budynek był zniszczony, zawilgocony i strasznie zimny. Gdzie tylko było to możliwe zamontowano podsłuchy, a drzewa okalające parkan okręcono drutem kolczastym. Część klasztoru, która służyła za więzienie oddzielono murem. Klasztor był oświetlony całą noc, a czasami nawet w dzień. Wokół parkanu rozstawione były wojskowe straże. Na korytarzach, na wszystkich kondygnacjach, bez przerwy czuwało trzydziestu ubranych po cywilnemu funkcjonariuszy bezpieki. W takich to warunkach zaczęło się ich wspólne życie więzienne. W zapiskach więziennych czytamy:

„ 13 października 1953, wtorek

przy świetle dziennym poznałem dokładniej swoich towarzyszy doli. Oboje wyniszczeni życiem więziennym. Ksiądz przesadnie szczupły, siostra – skóra i kości. Wydobyliśmy aparaty kościelne i urządziliśmy ołtarz na biurku. Mszę świętą odprawiliśmy bez świec i mszału liturgicznego. Tak zaczęło się nasze życie duchowe we troje(...)”

W czasie pobytu w Stoczku miało miejsce brzemienne w skutkach wydarzenie. W dniu 8 grudnia w  uroczystość Niepokalanego Poczęcia przed obrazem Świętej Rodziny ksiądz Prymas dokonał aktu osobistego oddania w macierzyńska niewolę Matce Najświętszej. Tak pisał o tym wydarzeniu:

„8 grudnia 1953, wtorek

Przez trzy tygodnie przygotowywałem duszę swoją na ten dzień. Idąc za wskazaniami błogosławionego Ludwika Marii Grignion de Montfort, zawartymi w książce: O doskonałym nabożeństwie do Najświętszej Marii Panny – oddałem się dziś przez ręce mej Najlepszej Matki w całkowitą niewolę Chrystusowi Panu. W tym widzę łaskę dnia, że sam Bóg stworzył mi czas na dokonanie tego radosnego dzieła.”

Wydarzenie to było podwaliną do przygotowania Ślubów Jasnogórskich, a także do obchodów wielkiego jubileuszu Tysiąclecia Chrztu Polski.

W Stoczku przyszło spędzić Prymasowi pierwsze Święta Bożego Narodzenia po uwięzieniu. Oto co Prymas Wyszyński pisał:

„24 grudnia, czwartek

Wigilia Bożego Narodzenia. W naszej rodzinie domowej – pogodnie i świątecznie. Wzmacniamy się modlitwą i staramy się o to, by nie pokazać Ojcu Niebieskiemu i Matce Bożej smutnych twarzy. Tyle dziś radości w niebie i na ziemi; czyż można zamącać tę harmonię naszą sprawą? Nasi opiekunowie są poważni, zachowują się bardzo grzecznie i cicho. Wszedł na chwilę pan komendant ze swoimi pytaniami. „ Prośby?” - „ Nowych nie mam, a stare Pan zna.”

Ksiądz Stanisław zajął się przygotowywaniem żłóbka w kaplicy. Ale cóż?! Brak mu „Dzieciątka Bożego”. Ja pracuję przy stole, jak zwykle. Około południa zjawa się pan komendant – ponownie. Jest to niezwykłe w naszych stosunkach. „Przepraszam, paczuszka przyszła, zdaje się że od panny Okońskiej”. Wyszedł zostawiając na stole małe pudełko, odpakowane. Wiedziałem, co jest wewnątrz. To żłóbek do naszej kaplicy. Miałem dziwne przeczucie, że Dzieciątko Boże trafi do nas jakąś drogą. Trafiło! I radość i wdzięczność za tę delikatną pociechę.

„Dzieciątko Boże” objawiło się dopiero przy wieczerzy wigilijnej, którą spożywaliśmy we troje o godzinie 19. jak wielka biła radość z oczu księdza Stanisława, tego niezwykle rzetelnego, prawego, młodego kapłana, którego doprowadziła do więzienia gorliwość o Boga w duszach dziecięcych.”

Prymas nie wiedział, że został uwięziony w sanktuarium Matki Bożek Królowej Pokoju. Owszem domyślał się że jest przetrzymywany w jakichś zabudowaniach klasztornych i że gdzieś w pobliżu powinien być kościół. Jednak przekonał się o tym dopiero pierwszego stycznia. Tak opisał to w swoim dzienniku:

„ 1 stycznia 1954, piątek

Dziś doznaliśmy osobliwego „nawiedzenia”. Na samym skraju ogrodu, pod lipami, dotarły do nas jakieś głosy muzyki i śpiewu. Poznajemy, że to śpiew kościelny, chociaż wydawało się to radio. Nigdy dotąd nie dotarł do nas żaden żywy, ludzki znak życia religijnego ze świątyni, która przylega do naszego więzienia. Powoli rozróżniamy melodię kolędy: „Pójdźmy wszyscy do stajenki”. Śpiewa lud, towarzyszą mu organy. Przy bardzo pilnym nadsłuchiwaniu docierają do nas jedyne zrozumiałe słowa: „Coś się narodził tej nocy, byś nas wyrwał z czarta mocy”. Śpiew słaby, odległość znaczna. Nigdy nie dotarł do nas żaden śpiew kościelny, choć nie raz słyszymy dzwonek, wzywający na Mszę świętą. Obydwaj promieniejemy. Przecież jesteśmy ludźmi Kościoła. Radością naszą jest służba Boża, modlitwa z ludem; bodaj tej wspólnej modlitwy brak nam najwięcej. Ten znak modlitwy, to największa radość naszego Bożego Narodzenia”.

W Stoczku ksiądz Prymas wiele rozmyślał o przyszłości Kościoła i Polski. Obserwowany nieustannie sam również dokonał ciekawych obserwacji, o których napisał następująco:

„ 19 kwietnia 1954, poniedziałek

Obojętność naszego otoczenia na porządek sprawia nam nieraz ucieszne wrażenie, że to raczej my jesteśmy materialistami, a oni idealistami, gardzącymi wszystkim co wymaga wysiłku i utrzymania ładu. Nikt nigdy nie robił nic z własnej inicjatywy. Patrząc na nich, można było przesądzać o przyszłości ustroju; jeśli wśród tej „reprezentacyjnej grupy” do zadań specjalnych znalazło się tylu leniów i nierobów, to jakże muszą wyglądać inni ludzie? To są przecież poszukiwacze łatwych dróg i wygodnego życia. Któż z nich zna dobrze doktrynę marksizmu? A kto w nią wierzy? Bodaj czy nie ja jeden w tym domu przestudiowałem Kapitał trzy razy, zaczynając jeszcze w Seminarium! A przecież bez wiedzy i wiary trudno przebudować ustrój. Co więcej Kościół wymaga od nas miłości dzieła, któremu się służy! Czyż można tu pomyśleć nawet o jakieś miłości dzieła, któremu się służy z rozkazu, powłócząc nogami? Wszyscy nasi nadzorcy, chociaż są oficerami, chodzą po korytarzu powłócząc nogami”.

Pobyt księdza Prymasa w Stoczku trwał do 6 października 1954 roku. Oto jak pisał o swojej „przeprowadzce” :

„ 6 października 1954, środa

Stoczek Warmiński – Prudnik Śląski

Ostatnia Msza święta była ku uczczeniu Matki Bożej Jasnogórskiej. Ksiądz odprawiał do Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Prowizoryczny ołtarzyk pozostał bez Sanctissimum. Taka likwidacja jest zawsze bolesna. Śniadanie, ostatni spacer po ogrodzie, po oddaniu naszych rzeczy, które o godzinie 10.00 odwieziono na samolot. O godzinie 12.15 wyruszyliśmy w kierunku na Bartoszyce, Kętrzyn. Samolot stał pod Kętrzynem, na polu przyległym do lasów, w których mieściła się kwatera Hitlera. Samolot startował o godzinie 13.00; stały kierunek lotu – południowo -zachodni. Lecieliśmy w nieznane. Rozpoznaliśmy Jeziora mazurskie,przelot przez Wisłę. Później wznieśliśmy się ponad pułap chmur i już nic nie widzieliśmy, aż Odrę. O godzinie 15.00 lądowaliśmy na polach, w pobliżu miasta(...) trzeba było jednak czekać w samolocie do godziny 18.00. dopiero w ciemnościach wyszliśmy z samolotu i zajęliśmy miejsca w samochodach. Droga trwała około trzech kwadransów. Zatrzymaliśmy się przy domu, położonym w lesie, który był przeznaczony na nowe miejsce pobytu. Był to klasztor Franciszkanów pod Prudnikiem, zamieniony na nowy obóz izolacyjny.”

Dziś w Stoczku Warmińskim można zwiedzać pomieszczenia, w których przetrzymywany był ksiądz Prymas. Księża Marianie bardzo dbają o to, by pamięć o tamtych wydarzeniach nigdy nie zaginęła. Można tu zobaczyć rękopis Aktu Zawierzenia się Matce Boskiej z dnia 8 grudnia 1953 roku, a także List do ojca pisany w sobotę 17 października 1953 roku. Pomieszczenia udostępnione zwiedzającym to gabinet i sypialnia księdza Prymasa, w których zachowano oryginalne umeblowanie. Kaplica została niestety zamurowana w latach 70 z powodu niefortunnej lokalizacji komina połączonego z nową instalacją grzewczą.

Każdego roku w sanktuarium z początkiem października mają miejsce Dni Pamięci Prymasa. Rozpoczyna je uroczysta Msza święta. Później obywa się przemarsz z Bazyliki do Kalwarii Prymasa w klasztornym ogrodzie gdzie godzinami rozmyślał i modlił się ksiądz Prymas podczas swojego pobytu. Ostatnia część uroczystości odbywa się na lotnisku Wilamowo w pobliżu Kętrzyna, skąd wystartował samolot z Prymasem na pokładzie.  

Ewelina Ślipek