Już jutro w Sejmie odbędzie się pierwsze czytanie projektu ustawy zakazującej aborcję eugeniczną, a tak zwane obrończynie tak zwanych praw reprodukcyjnych kobiet już biją na alarm. Prof. Magdalena Środa na łamach „Wyborczej” uznała rodzenie dzieci z Zespołem Downa za niewyobrażalny heroizm. Podobnego zdania jest dr Agnieszka Graff, która zarzuca obrońcom życia nakładanie obowiązku heroizmu i decydowanie za kobiety.

Jeżeli ten projekt przejdzie, to kobiety będą zmuszone rodzić dzieci, które np. umrą w ciągu kilku godzin po porodzie. To jest z punktu widzenia międzynarodowych standardów prawno-człowieczych zupełnie nie do pomyślenia. To jest ogromny skandal. Sam fakt, że tyle osób to poparło, spowodował u mnie rodzaj załamania. To świadczy o okrucieństwie i sile mobilizacji tych środowisk” - ubolewała w radiu TOK FM Graff.

Owszem, jesteśmy zmobilizowani, a mobilizuje nas gotowość do obrony dzieci, które niesprawiedliwie są skazywane na śmierć. Czy jesteśmy silni? Nie wiem, miarą naszej siłyjest modlitwa w intencji dzieci poczętych i liczba podpisów pod projektem ustawy. Czy to wystarczy? To okażę się już niebawem, ale zanim to nastąpi warto wyjaśnić pewne kwestie, o których tzw. obrończynie praw kobiet zdają się nie pamiętać.

Z jednej strony feministki i zwolenniczki prawa do wyboru (pro choice) za barbarzyństwo uznają zmuszanie kobiet do rodzenia i wychowywania kalekich dzieci (jednocześnie uznając to za heroizm, a przecież jedno do drugiego ma się nijak). Z drugiej – sama Graff przyznaje, że dzieci te umrą „w ciągu kilku godzin po porodzie”, wybijając tym samym z ręki argument swoim koleżankom, jakoby katolicy zmuszali kobiety do wysiłku ponad miarę, jakim jest wychowanie chorego dziecka. Wiem, że brzmi to brutalnie, ale przecież nikt nie zmusza rodziny – jeśli ta nie czuje się na siłach – do zajmowaania się niepełnosprawnym dzieckiem. Zawsze pozostaje możliwość choćby oddania go do adopcji, ale nade wszystko leczenia, nawet w fazie prenatalnej. Doprawdy, mamy tak dalece rozwiniętą medycynę, że wiele schorzeń odpowiednio wcześnie wykrytych można zacząć leczyć jeszcze przed narodzinami.

Feministki i zwolennicy zabijania chorych dzieci zwykle sięgają jednak po drastyczne i skrajne przykłady skomplikowanych wad genetycznych i dzieci, które rodzą się bez mózgu albo z kilkoma rączkami, etc. Sęk w tym, że to naprawdę marginalne przypadki. Czytałam ostatnio rozmowę z Kają Godek z Fundacji Pro-Prawo do Życia (prywatnie – mamy dziecka z Zespołem Downa), która podkreśla, że nawet do 90 proc. legalnych aborcji, jakie dokonują się w Polsce dochodzi nie z powodu szalenie skomplikowanych wad genetycznych, ale w wyniku podejrzenia... Zespołu Downa. A przecież dziecko z taką chorobą, owszem – rozwija się zupełnie inaczej, wymaga większego poświęcenia rodziców, ale może się rozwijać, chodzić do szkoły, etc.

W argumentacji zwolenniczek aborcji nie ma brak też manipulacji i przekłamań. Graff na przykład podaje, że obecnie 12 proc. Polaków jest za zaostrzeniem ustawy, a jak wynika z najnowszych badań przeprowadzonych przez CBOS (sierpień 2013) – 75 proc. Polaków uważa, że aborcja to zło i nigdy nie może być usprawiedliwiona. Z kolei Anna Grzywacz z Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny utrzymuje, że „dzieci z niepełnosprawnością intelektualną nie są dopuszczane do sakramentów, jak pierwsza komunia, bądź są chrzczone w zakrystii, a nie podczas mszy świętej”. To bajka taka sama, jak ta, że Kościół uważa dzieci poczęte metodą in vitro za gorsze...

W jednej kwestii muszę się jednak zgodzić z paniami Graff i Grzywacz, kiedy ubolewają nad tym, że państwo pozostawia rodziny z dziećmi niepełnosprawnymi właściwie samym sobie. Brak funduszy na rehabilitację, dofinansowania do leczenia a wreszcie specjalnie przystosowanych szkół, w których dzieci z różnymi niepełnosprawnościami mogłyby się czuć bezpiecznie. O to trzeba walczyć i byłoby wspaniale, gdybyśmy mogli my – obrońcy życia i feministki ramię w ramię naciskać na rząd o większą pomoc dla rodzin wychowujących chore dzieci. Czy to możliwe? Trudno mi to sobie wyobrazić, bo różnica między nami jest zasadnicza – my jesteśmy zwolennikami leczenia takich dzieci, a feministki – nie chcą im nawet dać szansy...

I to jest właśnie największe barbarzyństwo, jakiego można się dopuścić w – wydawać by się mogło cywilizowanym świecie, pozwalając na zabijanie chorych, niepełnosprawnych i najsłabszych... 

Marta Brzezińska-Waleszczyk