W ostatnim czasie do opinii publicznej dobitnie powrócił temat "uchodźców" i to nie tylko za sprawą kolejnych połajanek ze strony unijnych polityków i urzędników, włącznie z "Królem Europy", Donaldem Tuskiem.

Stało się to przede wszystkim za sprawą Platformy Obywatelskiej, która w ciągu zaledwie tygodnia zdążyła:

1. "Zmienić poglądy" w kwestii imigrantów

2.Przekonywać, że jednak nigdy nie chciała przyjmować tych ludzi do Polski, poza tym nikt już od nas tego nie oczekuje

3.Stwierdzić, że jednak jest za przyjmowaniem do Polski imigrantów, ponieważ tego wymaga od nas prawo Unii Europejskiej.

Politycy Prawa i Sprawiedliwości, komentując działania opozycji z największą partią opozycyjną na czele, wielokrotnie podkreślają, że Platforma nie ma programu, dlatego kontestuje wszystko, co zrobi rząd PiS i pod każdym pretekstem wyprowadzi Polaków na ulicę. Czy Platformie Obywatelskiej można wierzyć? Czy można wierzyć, że znów nie zmieni poglądów w tak ważnych kwestiach, jak imigranci w Polsce, wiek emerytalny, wsparcie dla rodzin- innymi słowy, w kwestiach, które w dużej mierze wyniosły PiS do władzy, co pokazuje, że może to właśnie tego rodzaju sprawy są dla większości Polaków najważniejsze? Przyjrzyjmy się wypowiedziom i czynom polityków Platformy w różnych kwestiach na przestrzeni ostatnich lat- od szczytu władzy do jej utraty.

1."Przecież za granicę nie ucieknę!"- czyli jak Donald Tusk bierze wszystko "na klatę"

Kłamstwa dotyczące katastrofy smoleńskiej można mnożyć w nieskończoność. Legendarne jest już wystąpienie sejmowe ówczesnej minister zdrowia, Ewy Kopacz, która dziewiętnaście dni po katastrofie zapewniała z trybuny, że ziemia w miejscu tragedii została przekopana na głębokości jednego metra, a wszelkie szczątki zabezpieczone i przebadane. Często umyka nam jednak inna wypowiedź innego ważnego polityka PO. Premier Donald Tusk w 2010 roku zapewniał, że jest gotów na ewentualną odpowiedzialność za tę katastrofę. Mówił to zarówno z trybuny sejmowej krótko po tragicznym locie polskiej delegacji, jak i w listopadzie 2010 roku, na spotkaniu z rodzinami ofiar.

"Odpowiedzialność polityczną, i nie robię tu łaski, przyjmuję oczywiście na siebie. Wszystkie decyzje jakie w ciągu tych tygodni, miesięcy zapadały, które podejmowała administracja państwowa mi podległa, są za moją wiedzą, zgodą, i ja ponoszę za to pełną odpowiedzialność. Nawet jeśli niektóre z tych decyzji, na przykład dotyczące sposobu prowadzenia badania i śledztwa, wynikają z procedur, z przepisów albo czasami z braku przepisów, to ja oczywiście także za to biorę odpowiedzialność i ponoszę odpowiedzialność, niezależnie od tego jakie to będzie dalej miało konsekwencje dla mnie i dla innych osób. I dlatego, i proszę nie szukać w tym żadnego podstępu, i oczywiście i prokuratura, i komisje, ale w tym przypadku prokuratura - i to polska prokuratura - będzie przecież szczegółowo badała także odpowiedzialność poszczególnych osób za każdą minutę, godzinę, za każdy sposób postępowania. I nikt z nas za granicę nie ucieknie."- mówił ówczesny premier podczas spotkania z rodzinami smoleńskimi w listopadzie 2010 roku. Do stenogramów ze spotkania dotarł portal wPolityce.pl, na którym 5 kwietnia 2017 roku opublikowano odpowiedzi Tuska na zadawane mu pytania.

W podobnym tonie Donald Tusk wypowiadał się podczas debaty na temat wyjaśnienia tragedii. Również zapewniał, że nie zamierza uciekać od odpowiedzialności. Pamiętają o tym parlamentarzyści Prawa i Sprawiedliwości, pamiętają dziennikarze zainteresowani tematem katastrofy smoleńskiej. W wywiadach dla naszego portalu o tym wystąpieniu Donalda Tuska przypominała m.in. redaktor Dorota Kania, przypominał również poseł Stanisław Pięta.

Można było domniemywać, że ta deklaracja dotyczy nie tylko Smoleńska, ale i innych spraw, tymczasem... Co robi Donald Tusk kilka lat później, krótko po ujawnieniu tzw. "afery taśmowej"? Jedzie do Brukseli, gdzie otrzymał stanowisko przewodniczącego Rady Europejskiej. Kiedy w mediach pojawają się doniesienia o tym, że polityk otrzymał wezwanie do warszawskiej prokuratury (w sprawie niezwiązanej bezpośrednio z katastrofą smoleńską, bo dotyczącej zawartego w 2013 roku porozumienia między polską SKW a rosyjską FSB), Tusk wielokrotnie podkreślał, że sprawa ma charakter polityczny. Po złożeniu zeznań w prokuraturze stwierdził, że nawet "wybitnie" polityczny. Cóż z tego, że to właśnie jemu, jako premierowi, podlegały wówczas polskie służby. W maju bieżącego roku szef Rady Europejskiej otrzymał wezwanie do prokuratury w związku ze śledztwem w sprawie "zdrady dyplomatycznej" i nieprzeprowadzenia sekcji zwłok ofiar katastrofy smoleńskiej. Czy w jakiejkolwiek z wyżej wymienionych spraw były premier wziął odpowiedzialność, jak zwykł mawiać, "na klatę"? Odpowiedzmy sobie sami...

2.Wiek emerytalny

Przed wyborami parlamentarnymi w 2011 roku Donald Tusk zapewniał, że nie ma planów podwyższenia wieku emerytalnego. Taki punkt nie znalazł się również w programie wyborczym PO. W expose po wygranych wyborach, w listopadzie 2011 roku zapewnił, że jest to nieuniknione. Później wielokrotnie twierdził, że "musi wziąć to na klatę". Po wydłużeniu i zrównaniu wieku emerytalnego do 67 lat dla kobiet i dla mężczyzn, przepraszał wyborców i zapewniał, że emerytury będą wyższe. Czyżby? "Okazuje się, że świadczenia emerytalne wyliczane według starych zasad były o 1200 zł wyższe niż te, po reformie emerytalnej. Jeszcze w 2013 roku ta sama emerytura oscylowała w okolicach 3036 zł brutto, tymczasem wyliczona według nowych zasad po wprowadzeniu reformy wynosi 1856 zł brutto."- pisał portal Niezależna.pl

3. Śmierć i podatki...

W 2007 roku Tusk z mównicy sejmowej przyrzekał Polakom, że osobiście wyrzuci z rządu każdego ministra, który zaproponuje podwyżkę podatków. Niedługo potem podniesiono VAT do 23 procent. Kolejny rząd Donalda Tuska, zaraz po pierwszym posiedzeniu, zajął się podwyżką akcyzy, a następnie zlikwidował ulgi podatkowe. Który z ministrów stracił stanowisko? Żaden...

4. "Wynajęty prowokator (?) też pójdzie na wybory!"

Mniej więcej w 2010-2011 roku, krótko po katastrofie smoleńskiej, głównym "programem" Platformy Obywatelskiej stało się straszenie PiS-em. Tak się złożyło, że krótko przed wyborami rozgorzała "Bitwa o krzyż". Ludzie, którzy modlili się pod krzyżem ustawionym na Krakowskim Przedmieściu przez harcerzy w kwietniu 2010 roku, na wieść o tym, że władze Warszawy oraz nowy prezydent, Bronisław Komorowski, chcą go przenieść do kościoła św. Anny, postanowili go bronić. Okazało się, że po obu stronach nie zabrakło prowokatorów. Byli to nie tylko ludzie skrzyknięci przez Janusza Palikota i niejakiego Dominika Tarasa. Po stronie obrońców krzyża znalazł się Andrzej Hadacz. Zachowywał się dość agresywnie, na przykład wykrzykiwał o Tusku i Komorowskim: "Nienawidzę ich!" Zaledwie kilka lat później ściskał się z prezydentem Komorowskim ubiegającym się o reelekcję, wspierał go również podczas debaty prezydenckiej w Telewizji Polskiej. Wsparcie polegało m.in. na tym, że napadł na Andrzeja Dudę i młodych ludzi pomagających przy jego kampanii prezydenckiej. Jednak w 2011 roku stał się "twarzą obrońców krzyża", a co się z tym wiąże- również "twarzą elektoratu PiS" oraz gwiazdą wypuszczonego przed wyborami parlamentarnymi spotu Platformy Obywatelskiej pod tytułem: "Oni też pójdą na wybory!" Wówczas straszenie PiS-em okazało się skuteczne, sam Hadacz zaczął natomiast pokazywać się w towarzystwie Janusza Palikota na "Paradzie Równości", a następnie- udzielał wsparcia Bronisławowi Komorowskiemu. Do dziś nie wiadomo do końca, kim jest i na czyje zlecenie działał, ale w znacznym stopniu pomógł Platformie wygrać wybory parlamentarne. Od kilku lat Hadacz pokazuje się w towarzystwie Eugeniusza Sendeckiego z Telewizji Narodowej, człowieka prowadzącego od dłuższego czasu co najmniej dziwną działalność. Jeżeli rzeczywiście w czasach PRL był TW o pseudonimie "Matka", to być może jego obecność na Krakowskim Przedmieściu w latach 2010-2011 mogłaby wiele wyjaśniać...

5.Na 500 Plus nie ma pieniędzy!

Od momentu, kiedy Prawo i Sprawiedliwość zaczęło mówić o wsparciu finansowym dla rodzin z dziećmi i pierwszy raz zaproponowało dodatkowe 500 złotych na dziecko, politycy Platformy Obywatelskiej podkreślali, że jest to rozdawnictwo, na które Polski po prostu nie stać. W ubiegłym roku, po tym, jak była premier, Ewa Kopacz zaproponowała, aby programem objąć już pierwsze dziecko w rodzinie, Adam Bielan w radiowej Trójce przypomniał słowa, które wypowiedziała w sierpniu 2015 roku, jeszcze jako premier:

„W budżecie państwa na rok 2016 nie ma środków na tego rodzaju pomysły i tego rodzaju ustawy”. Od 2016 roku Platforma Obywatelska forsuje rozszerzenie ustawy, co nie przeszkadzało poszczególnym politykom tej partii mówić, że jest to rozdawnictwo, które rozleniwia Polaków. Program miał z założenia nie tylko wspierać ubogie rodziny, ale również poprawić demografię Polski- o tym najwyraźniej Platforma zapomniała. Po drugie: jaka jest gwarancja, że po ewentualnym powrocie do władzy nie wycofa się z tego pomysłu? I wreszcie- co w sytuacji, gdy główny ekonomista Platformy Obywatelskiej, Andrzej Rzońca, krytykuje politykę Prawa i Sprawiedliwości, m.in. takie rozwiązania, jak program 500 Plus. Rzońca jeszcze w kwietniu, podobnie jak w ubiegłym roku, twierdził, że polityka PiS jest nieodpowiedzialna i budżet państwa tego nie wytrzyma. A potem lider PO zaproponował... 500 Plus na pierwsze dziecko!

6.Jeszcze raz o imigrantach

Wszystko zaczęło się od pytania dziennikarza TVP. Po wielu miesiącach połajanek zarówno w kraju, jak i na arenie europejskiej, pod adresem Prawa i Sprawiedliwości z powodu odmowy przyjęcia imigrantów, Grzegorz Schetyna stwierdził, że Platforma nie chce przyjęcia imigrantów do Polski. "Przewodniczący troszkę sobie żartował z dziennikarza telewizji propagandowej PiS"- stwierdziła w programie "Minęła 20" w TVP Info posłanka PO, Izabela Leszczyna. Dlaczego więc były szef MON, Tomasz Siemoniak, powiedział w rozmowie z Piotrem Kraśką w TOK FM, że PiS "wmówiło" Polakom to, że Platforma chciała przyjęcia uchodźców? Dlaczego Grzegorz Schetyna mówił podczas briefingu prasowego o tym, że kierowane przez niego ugrupowanie jest za pomocą humanitarną, ale nie za przyjęciem imigrantów i w zasadzie nikt od Polski już tego nie oczekuje, podczas gdy zaledwie tydzień później szef Rady Europejskiej, Donald Tusk groził państwom, które nie przyjmą uchodźców, konsekwencjami? Wreszcie.. Wróćmy do 2015 roku.

7.Referendum

Sześciolatki w szkołach, wiek emerytalny- te sprawy można było poddać pod referendum. Można, ale... Rząd PO-PSL odrzucił wniosek. W przypadku obowiązku szkolnego dla sześciolatków udało się zebrać milion podpisów pod wnioskiem o referendum, jeśli chodzi o wiek emerytalny- 1,4 mln. Jeśli dodamy do tego sprawę, na kanwie której powstał ruch Kukiz'15, czyli zmielenie podpisów pod wnioskiem o referendum w sprawie JOW-ów- widzimy, jaki stosunek ma PO do tego narzędzia demokracji. Tym bardziej dziwi reakcja na wykluczenie przez premier Beatę Szydło możliwości przeprowadzenia referendum w sprawie likwidacji gimnazjów.

"Prawo i Sprawiedliwość w kampanii wyborczej obiecywało wyborcom, że będzie słuchało suwerena, że będzie ogłaszało referendum. W tej chwili 910 tys. podpisów zostało złożonych u marszałka Sejmu. My nie oczekujemy od Prawa i Sprawiedliwości niczego więcej, tylko wywiązania się z obietnic wobec wyborców. To PiS mówił w kampanii wyborczej, że trzeba słuchać głosu suwerena"- atakowała pod koniec kwietnia była minister edukacji, Krystyna Szumilas. Wisienkę na tym torcie hipokryzji położyła jednak znów posłanka Izabela Leszczyna.

"My nie szliśmy z hasłem do Sejmu, że referendum jest rzeczą świętą. Będziemy odpowiadać za każde zawołanie referendalne. To jest program wyborczy Prawa i Sprawiedliwości, a nie Platformy Obywatelskiej, dlatego oczekujemy, że wypełnią obietnicę wyborczą."- tak polityk odpowiedziała na pytanie o rządy PO-PSL.

Wniosek? Platforma Obywatelska stwarza pozory słuchania obywateli jedynie przed wyborami. Wtedy nawet ciągle ma chęć organizować jakieś referendum, choć wcześniej każde było jedynie wyrzucaniem pieniędzy...

Czy warto ufać takiej partii?

źr. 300Polityka, youtube, niezależna.pl, TOK FM, wPolityce.pl, wp.pl, Fronda.pl

JJ/Fronda.pl