Budda  umiera  z  tym  tajemniczym  uśmiechem,  któryznamy  -  osiągnął  radość,   pokój  naturalny.  Jezus  -przeciwnie.  Umiera  w wielkim  krzyku. 

Śmierć Buddy i śmierć Jezusa

O. Joseph-Marie Verlinde
 
Był  pewien  ważny moment  w moim  nawróceniu.  Była  to  konfrontacja  dwóchobrazów:  śmierci  Buddy  i  śmierci  Chrystusa.  Śmierć  jest  momentem,  który podsumowuje   całe   życie  człowieka   i  odsłania  jego  najgłębszy  sens.  
 
Budda gromadzi  swoich  uczniów  wokół  siebie. Jest  chory  i  wie,  że  ma  umrzeć.  Da­je  im  ostatnie  instrukcje.  Siada  w  pozycji  lotosu,  koncentrując  całą  energię.Jest  to  układ,  który  odkryto  w  pozycji  embrionu  w  łonie  matki. 
 
Cała  energia skoncentrowana  jest  na  samej   sobie. Budda   więc   stopniowo   odchodzi   w   samego   siebie.   Poprzez   medytację wchodzi  w  onstazę  łączącą  z  naturą,  z  wielką jednią  kosmiczną,  w  której  uni­cestwi   swoje   „ja  osobowe"  definitywnie.   Używając  porównania  psychologizu-jącego,  można  powiedzieć,  że  powraca  do  łona  matki  natury. 
 
Jest  to  zgodne z  całym  horyzontem  ontologicznym  buddyzmu,  według  którego  cała  naturajest  w  swej  istocie  boska.  Łączę  się  z  boskością,  jeśli  łączę  się  z  naturą.  Budda umiera  z  tym  tajemniczym  uśmiechem,  który  znamy  -  osiągnął  radość,  pokójnaturalny.   
 
Jezus  -  przeciwnie.  Umiera  w  wielkim  krzyku.  Nie  schowany  w  sa­mego  siebie,  w  stanie  onstazy,  ale  całkowicie  rozpostarty  w  wielkim  porusze­niu  ekstazy,  wyjścia   z   siebie.   W  geście  rozłożonych  ramion   -  uniwersalnegoprzygarnięcia  każdego  z  nas  do  siebie. 
 
Próbuje  objąć  wszystkich  ludzi,  przytu­lić  ich  do  tego  serca,  które  za  chwilę  zostanie  przebite  i  które  będzie  otwartą bramą. 
 
Bramą,  przez  którą  wchodzi  się  do  Królestwa  Niebieskiego.Jezus  jest  nowym  człowiekiem  -  człowiekiem,  który  odważa  się  narodzićdla  miłości,   który  poszedł  aż  do  końca  tej   drogi  miłości. 
 
Krzyk  Jezusa  na  krzyżu  to  nie  jest  krzyk  umierającego,  to  krzyk  narodzin  człowieka  do  życiaw   Bogu.Oczywiście,  Chrystus  był już  Bogiem,  ale  kiedy  Bóg  stał  się  człowiekiem,zebrał   w  sobie  całą  ludzkość.  Jezus  przeprowadza  przez  swoją  śmierć  mojeczłowieczeństwo,  aby  mogło  się  otworzyć  i  żyć  życiem  Boga. 
 
Śmierć  Buddy jest   końcem   pewnej   przygody.   Śmierć   Chrystusa   to   początek   największejprzygody,  jaką  jest  przebóstwienie  człowieka  przez  Boga  w  relacji  coraz  barrdziej   osobistej.W  tym  miejscu  cierpienie  nabiera  sensu.  Śmierć  Buddy  prowadzi  do  re-sorbcji   (wchłonięcia)   w  wielkiej   jedności   natury.  
 
Śmierć  Chrystusa,   którajest  zadana  przez  ludzi,  ale  jest  też  w pewnym  sensie  dziełem  szatana,  nada­je  całkiem  inny  sens  naszemu  cierpieniu.  Jezus  Zmartwychwstały  ciągle  marany,   i  to  przez  te  rany jesteśmy  uleczeni.  Nasze  cierpienie  w  świetle  śmier­ci  Chrystusa  jest  tym  uprzywilejowanym  miejscem,   w  które  Bóg  wlewa  swo­ją  łaskę. 
 
Każde  cierpienie  jest  skutkiem  grzechu  i  każde  cierpienie  jest  próż­nią  -  rozwarciem  tam,  gdzie  powinna  być  pełnia.   I  to  właśnie  w  tę  próżnię Bóg  wlewa  łaskę.Jezus  zabrał  na  krzyż  wszystkie  nasze  cierpienia,   nie  tylko  fizyczne,   alerównież  psychiczne   i  duchowe. 
 
Wypełnił  wszystkie  otchłanie  naszego  cier­pienia  Swoją  łaską.  Pewnego  dnia  przekonamy  się,  że  to  właśnie  w  naszychcierpieniach  Bóg  stał  się  nam  najbliższy. 
 
Pismo Poświęcone Fronda nr 32