O. Bartosz Pawłowski OFMConv.:

Czynników, które decydują o ilości powołań, ale również i ich jakości, jest wiele. Patrząc na mój grunt, grunt franciszkański, jedną z pierwszych i ważnych przyczyn jest sytuacja rodzinna: niestabilne rodziny, patologie, ogólnie mówiąc – kryzys rodziny. To skutkuje niepewnością młodego człowieka, w tym przypadku młodego mężczyzny, który ma niezrozumiałe cele życiowe, niepewne idee, brak poczucia bezpieczeństwa, bo któż mu to może zapewnić i nakreślić, skoro nie ma on oparcia w rodzinie. Ponad połowa kandydatów, która przychodzi do nas, pochodzi z rodzin rozbitych, patologicznych. Kto takiemu człowiekowi, który przez większą część swojego życia widzi tylko patologię, pokaże sens życia, wskaże właściwe cele, ukaże potrzebę zmagania się, pokonywania trudności, aby dojść do prawdziwego szczęścia? Gdzie i jak młody człowiek może znaleźć te wartości, skoro w swojej rodzinie doświadcza zupełnie odmiennych zachowań i przykładów?

Druga sprawa to brak klarownych autorytetów – zarówno w życiu społecznym, politycznym jak i w Kościele. Młodemu człowiekowi trudno jest dzisiaj uchwycić tego, kto mówi prawdę, kto ma rzetelną wiedzę na temat życia, za kim można pójść i to na całość. Kiedyś takim autorytetem, można powiedzieć – wręcz „piarem” Kościoła - był Jan Paweł II, ale odkąd go już nie ma, młodzi mają wielką trudność, aby taki rzeczywisty autorytet widzieć, usłyszeć i za nim podążyć.

Widoczny jest również coraz bardziej globalny problem powierzchowności życia, życia bez głębszego odkrycia swojej tożsamości. Wszechobecna propozycja medialna dla młodych ludzi nie niesie dzisiaj zachęty do jakiejkolwiek refleksji, jest jedynie niekończącym się nurtem beztroskiego życia na luzie, na "haju", w „wiecznej” młodości bez problemów, bez próby pokonywania tego, co niesie codzienność. Jeśli młody człowiek jest bombardowany takim przekazem to nawet nie będzie potrafił sobie uświadomić potrzebę głębszej refleksji nad swoim życiem, a więc również nad tym, co w nim inne, transcendentne, boskie.

Kolejna sprawa to zauważalny brak wiary w otaczającym nas świecie. Może niekoniecznie brak wiary w sercu pojedynczego człowieka, bo w przestrzeni tego pojedynczego serca ciągle trwa jakaś dziwna duchowa walka, ale bardziej chodzi mi o przestrzeń społeczną. To tutaj widzę, jak człowiek, nie tylko młody, boi się podjąć tematu nawiązującego do doświadczenia wiary, spycha to doświadczenie do sfery tylko prywatnej, nie dzieli się nim z nikim, zatrzymuje mocno, zbyt mocno całą swoją głębię tylko dla siebie. Widzę ten brak wiary w przestrzeni społecznej, bezkrytyczne odchodzenie od poruszania spraw ważnych, głębszych w kierunku powierzchowności, trywializacji rzeczy istotnych. Świat, który nas otacza, a zwłaszcza kultura masowa, jak gdyby siłą chce nas zredukować jedynie do cielesności. Ale widzę również, jak wiele się zmienia, kiedy z młodym człowiekiem zaczyna rozmawiać się „w cztery oczy”, kiedy oddzieli się go od tej całej społecznej otoczki. Wtedy powoli wychodzi z niego owa potrzeba nieco innego życia, potrzeba szukania innego szczęścia niż to, podawane tak bezkrytycznie przez opinie społeczną. Mam takie mocne przekonanie, że młody człowiek czuje, iż jest w nim coś więcej. Jednakże często nie ma on siły na zmierzenie się ze sobą i płynie dalej z nurtem tej pustej rzeczywistości bez wiary.

Następnie trzeba wymienić problem coraz bardziej przemyślanej destrukcji opinii na temat Kościoła. Każda jasno podkreślona przez Kościół prawda, jasno postawiona sprawa jest rozmywana lub zniekształcana przez różnego rodzaju medialne autorytety i tzw. opinię publiczną. Takie oczernianie Kościoła, szczególnie przedstawianie go jako jakiejś rzeczywistości dewocyjnej, nieżyciowej czy wręcz nieludzkiej, z pewnością nie pozostaje bez wpływu na młodych ludzi, a u wielu z nich rodzi wręcz niechęć.

Człowiek, który niesie ze sobą dar powołania, i który jednocześnie niesie wszystkie te problemy ze sobą, mimo że próbuje i wkroczy w końcu na tę drogę powołania, to staje się dzisiaj trudnym „diamentem” do oszlifowania. To wszystko, co przynosi ze swojego-naszego świata, uobecnia się w pełni na drodze powołania. Zatem współczesna formacja młodego człowieka do życia kapłańskiego czy zakonnego powinna uwzględnić całego człowieka i odbywać się na wielu płaszczyznach.

Tutaj nie tylko wymagana jest terapia duchowa, a więc przemodlenie zranień, ale może być i często jest potrzebna pomoc psychologa w odbudowaniu osobowości, która jest niezintegrowana, potrzebne są częste rozmowy z formatorami na temat obecnych problemów, a to wszystko uzupełnione i otoczone łaską sakramentu pokuty. Jest to wielkie pole do działania dla Kościoła, dla wychowawców, formatorów i spowiedników. Jeśli nie weźmie się tego pod uwagę i takiemu człowiekowi nie pomoże, może on stracić powołanie, a owoce tego zagubienia mogą być nieodwracalne. Trzeba zatem wpierw naprawić ten fundament, zgodnie z tym, co mówił św. Tomasz, że „Łaska zawsze buduje na naturze”, aby następnie Bóg mógł przyjść ze swoją zawsze fantastyczną propozycją powołania dla młodego człowieka.

 

Not. roja

 

/

Podobał Ci się artykuł? Wesprzyj Frondę »