,,Nie wierzę księżom, którzy zza swoich klawiatur piszą o tym, że są prześladowani, po czym wsiadają w samochody i jadą na lotnisko, by stamtąd odlecieć na wakacje w ciepłych krajach, wcześniej skrupulatnie rozliczając każdy dzień swojego urlopu, bo po ciężkiej kapłańskiej pracy w ciągu roku należy się odpoczynek'' - pisze ks. Grzegorz Kramer SJ na łamach ,,Deon.pl'', w artykule, w którym występuje de facto w obronie filmu ,,Kler'' Wojciecha Smarzowskiego.

Cóż, można było się spodziewać, że kto jak kto - ale ks. Grzegorz Kramer przyjmie na pewno ,,Kler'' pozytywnie. To dość bolesne i brutalne, ale po prostu dało się to przewidzieć. W końcu niedawno ks. Kramer sugerował nawet, że Kościół to taka Matka, od której czasami... trzeba odejść.

Ks. Kramer przekonuje, że film ,,Klr'' to ,,nic nowego'', a jedynie ,,współczesna wersja <<Monachomachii>> sprzed wieków, tyle że nie napisana groteskowym humorem, ale bardzo przykrym dramatem, dramatycznym o tyle, że minęło tak wiele lat, a takie utwory ciągle znajdują w realnym życiu konkretne inspiracje''.

Jezuita przekonuje, że ,,nie jest apologetą'' filmu Wojciecha Smarzowskiego. Ale za chwilę... wyraża wdzięczność za ten obraz. ,,Jestem wdzięczny za to, że takie filmy powstają, bo one mi pokazują, że grozi mi wielkie niebezpieczeństwo, że sposób życia, jaki wybrałem, może mnie łatwo doprowadzić do deprawacji, do robienia wielkiego zła, zasłaniając się Bogiem i wielką ideologią prześladowań'' - pisze.

,,Nie cierpimy filmu Smarzowskiego, bo on w przerysowany sposób mówi nam: jesteście hipokrytami [...] Nie cierpimy tego filmu, bo gdybyśmy wzięli go na osobistą modlitwę, doszlibyśmy do wniosku, że trzeba nam się modlić, tyle że nie za reżysera, ale o nasze nawrócenie. O zmianę naszego życia, tak radykalną, by nikt nie musiał takich filmów kręcić'' - dodaje o. Kramer.

bb/deon.pl